Zdarzyło mi się trochę zaniedbać swoją skórę, w wyniku czego zaczęła przesuszać się jeszcze bardziej. Postanowiłam więc zapewnić jej trochę więcej komfortu w postaci jakiegoś kosmetyku, który wyjątkowo ją nawilży i odżywi. Zdecydowałam się na kupno tego oto balsamu. Skusił mnie jego rzekomo „jogurtowy charakter” oraz liczne zalety, jakie wymienia producent. Balsam ma nawilżać, regenerować naskórek, ujędrniać, wygładzać, łagodzić podrażnienia i likwidować uczucie szorstkości. Zawiera w swoim składzie prowitaminę B5, witaminy A, E i F oraz ten tajemniczy Biomin Yoghurt. Tyle teoria, a teraz trochę z praktyki.
Balsam w moim wypadku spełnił swoje zadanie bardzo dobrze. Ma przyjemną, gęstą konsystencję, co jednak nie jest przeszkodą. Nie trzeba wcale męczyć się z wcieraniem go w ciało. Instrukcja poleca by rozsmarować go na ciele i pozostawić do wchłonięcia, co następuje naprawdę szybko. Skóra nie jest tłusta ani świecąca, tylko ładnie nawilżona i elastyczna. Zdarzało mi się używać go tylko raz dziennie a i tak zauważyłam poprawę. Działanie jego nie ogranicza się tylko do chwili, w której go stosujemy. Koniec z odstającymi skórkami i osypywaniem się. Jest wydajny. Buteleczka mieści 200 ml.
Niestety balsam ten posiada jedną, ale jak dla mnie wyjątkowo uciążliwą, wadę. Otóż chodzi o zapach. Początkowo kojarzył mi się on z jakimiś starymi, tanimi perfumami, ale z czasem zaczął mi przypominać spalony plastik. Wiem, że to pewnie brzmi dziwnie, ale nie mogę tego zapachu znieść, jest okropny i całe szczęście, że nie utrzymuje się na skórze zbyt długo. Wykręca mi po prostu nos i nie jest tym, czego spodziewałam się po jogurtowym balsamie. Z tego powodu zaczynam używać go coraz rzadziej, bo staje się to czynnością średnio przyjemną. Znam osoby, którym zapach ten nie przeszkadza i podoba się nawet. Niestety dla mnie będzie to chyba powód, dla którego więcej go nie kupię.
Producent | Ziaja |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Kremy, mleczka, balsamy, masła do ciała |
Przybliżona cena | 13.00 PLN |