Wrześniowa wymiana kremów na Olay podziałała na mnie jak płachta na byka. Zmusiłam się do koszmarnie wczesnej pobudki w wolną sobotę, do długiej jazdy do miasta, gdzie promocja się odbywała, a wreszcie do odstania prawie 2 godzin w kolejce pełnej rozszalałych i żądnych darmowego kremu kobiet. Do tej pory nie używałam kremów tej marki, więc pewnie wizja darmowego wypróbowania produktu podziałała stymulująco. Niestety, krem mnie rozczarował...
Jest on przeznaczony do zwalczania objawów starzenia się skóry. Ma redukować zmarszczki, zmniejszać widoczne pory, przebarwienia, pękające naczynka, ma nadać skórze zdrowy odcień, wygładzić strukturę skóry i intensywnie nawilżyć. Trudno mi było uwierzyć, że jeden krem upora się z problemami, do zlikwidowania których używa się zazwyczaj kilku różnych mazideł. Byłam po prostu ciekawa nowego kremu i tak do niego podeszłam.
Krem jest zapakowany w gustowny, czarny kartonik. Właściwy pojemnik to najzwyklejsze plastikowe opakowanie z pompką - już tak gustowne nie jest, a za cenę 60 zł możnaby spodziewać się trochę większej elegancji. To jednak mogłabym jeszcze pominąć, gdyby zawartość okazała się bardziej spektakularna w działaniu. Niestety....
Choć są i plusy. Konsystencja kremu jest w miarę lekka. Dobrze się rozprowadza i nie najgorzej wchłania. Choć pozostawia lekką błyszczącą warstwę, nadaje się pod makijaż. Od czegóż w końcu jest puder? Jest bezzapachowy i nie podrażnia.
Co do minusów, to ma jeden zasadniczy - kompletnie nie nawilżał mojej cery. Kompletnie. Po jego nałożeniu wciąż miałam uczucie dyskomfortu i wrażenie, że moja cera woła: "Pić!". Nie zauważyłam żadnych efektownych zmian na mojej buzi. Ani koloryt nie stał się wyrównany, ani przebarwienia się nie zmniejszyły, ani pory nie stały się mniej widoczne.
Ot, kolejny najzwyklejszy krem, jakich wiele. Cena niestety nieadekwatna do jakości, więc mogę dać jedynie ocenę 3.
Producent | Olay |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Kremy na dzień: przeciwzmarszczkowe |
Przybliżona cena | 60.00 PLN |