Swoją pierwszą kredkę do oczu kupiłam kilka lat temu. Nie pamiętam, jakiej marki była. Pamiętam natomiast, że była beznadziejna, twarda a zrobienie nią makijażu przypominało rysowanie rysikiem po powiece. Efekt był na tyle marny, że zniechęciło mnie to do używania kredek na ładnych parę lat. Co zatem skłoniło mnie do ponownego zakupu tego typu kosmetyku? Przemożna chęć zrobienia sobie "przydymionego oka". Ten rodzaj makijażu wyjątkowo mi się podoba, ale nieważne, jakich cieni bym nie używała do jego wykonania, efekt nie zadowalał. Brakowało tego czegoś, co daje chyba tylko użycie czarnej kredki. Poszłam więc na zakupy. Nie bardzo wiedziałam tylko czy kupić kredkę automatyczną czy też zwykłą, drewnianą. No i czy droższa będzie lepsza, czy też nie ma sensu przepłacać.
Kredkę Wibo wypatrzyłam w Rossmannie. Pośród wielu innych, jej czerń wydawała mi się najbardziej czarna i dlatego zdecydowałam się właśnie na nią. Kredka jak kredka. Czarna ze srebrną zatyczką i srebrnymi napisami, które informują, że jest to konturówka do oczu i ust. Wybór kolorów nie był może imponujący, ale ja szukałam akurat czarnego koloru, więc byłam usatysfakcjonowana.
Kredka jest miękka. Makijaż robi się bez problemu, a kreska jest równa i wyrazista. Co do trwałości, to nie jest źle - makijaż na dobrze przygotowanej powiece przetrwa kilka godzin w zadowalającej formie. Kreska nie rozmazuje się, jedynie po dłuższym czasie nieznacznie i dość subtelnie odbija się na górnej powiece, na dolnej pozostaje w stanie nienaruszonym.
Małe problemy miałam przy zmywaniu makijażu. Płyn do demakijażu oczu, którego zwykle używam, nie bardzo mógł sobie poradzić ze sprawnym i szybkim usunięciem tej kredki. Nie wiem czy to "wina" jej wodoodporności czy też usuwanie tego typu kosmetyku zawsze jest takie pracochłonne. Problemy miałam też przy pierwszym temperowaniu. Drewniana obudowa temperowała się wprawdzie idealnie, ale miękka końcówka kredki złamała się dwukrotnie, zanim udało mi się osiągnąć idealnie ostry koniec. Irytująca okazała się też zatyczka - po pierwszym ostrzeniu okazało się, że nie chce się już trzymać na swoim miejscu. Nie ma problemu, kiedy kredkę trzymamy w łazience, ale wrzucona do kosmetyczki może "zgubić" nagle ochronną zatyczkę!
Podsumowują, nie jest to aż taki zły produkt (wziąwszy pod uwagę niską cenę). Może nie na 5, ale na czwórkę z minusem jak najbardziej.