Dzieci emigrantów
AGNIESZKA KAWULA-KUBIAK • dawno temuZwykło się uważać, że eurosieroty źle znoszą rozłąkę z rodzicami. Zauważamy głównie negatywne skutki oddzielenia - okradanie z dzieciństwa, zbyt szybką dorosłość, za duży luz, demoralizację... Ale są dwie strony medalu. Poznałam wspaniałą młodzież, która świetnie poradziła sobie z wejściem w dorosłość i nie wpadła w pułapkę wolności.
Tomek (17 lat, warszawiak, rodzice od paru lat przebywają w Anglii):
— Na takie rozstanie chyba nigdy nie jest się gotowym. U mnie wystąpiły w sumie dwa etapy, więc mogłem się trochę oswoić: najpierw wyjechała mama, po pół roku dołączył do niej tata. Przez te pół roku dużo ciężej ode mnie mieli moi rodzice. Mama mogła być z rodziną jedynie w kontakcie telefonicznym i bardzo to przeżywała, a na tatę spadły wszystkie obowiązki domowe i pozadomowe oraz ogromna tęsknota za mamą. Decyzja o wyjeździe rozpatrywana była długo. Ich wyjazd dał mi wiele swobody i to o czym wiele osób marzy – uwolnienie się od rodziców. Samotne życie nie jest jednak tak łatwe, jak się wydaje, domyślałem się tego, dlatego byłem przygnębiony tą rozłąką.
Rodzice do Polski przyjeżdżają dwa, trzy razy w roku. Przez ostatnie dwa lata spędzałem u nich wakacje. Widzimy się więc tak często, jak to tylko możliwe. Kiedy oni przyjeżdżają do kraju – siłą rzeczy są bardzo zabiegani. Odwiedzają całą rodzinę i załatwiają wszystkie sprawy, z którymi ja nie mogłem sobie poradzić. Wolny czas najchętniej spędzamy rozmawiając i oglądając filmy. Wiem, że w każdej chwili mogę zadzwonić do rodziców i liczyć na ich wsparcie, ale to nie to samo co rozmowa twarzą w twarz.
Na początku często słyszałem z ust kolegów „nie wszyscy mają tak dobrze jak ty”. Mówili to zazwyczaj wtedy, gdy ich rodzice im czegoś zabraniali. Sądzę jednak, że zmieniliby zdanie, gdyby znaleźli się w mojej sytuacji. Mój dzień wygląda bardzo prozaicznie. Rano zazwyczaj brat odwozi mnie do szkoły, sam jedzie do pracy. Jeśli wrócę dość wcześnie, staram się załatwić jak najwięcej spraw, zrobić zakupy, wstawić pranie, posprzątać czy też ugotować jakiś obiad. Oczywiście nie zawsze na wszystko starczy czasu, a czasami zabraknie chęci. Wieczorem nauka, odpoczynek, surfowanie w Internecie lub spotkanie ze znajomymi.
Teraz mam lepszą więź z bratem. Od wyjazdu rodziców na pewno lepiej ze sobą współpracujemy. Dzielimy się obowiązkami i wydaje mi się, że idzie to nam całkiem nieźle. Zaletą życia bez rodziców jest ograniczona kontrola z ich strony. Do wad bez wątpienia zaliczam tęsknotę i dużą ilość obowiązków, których nie musiałem wykonywać przed wyjazdem rodziców. Ale dzięki temu jestem bardziej samodzielny. Sądzę, że łatwiej będzie mi poradzić sobie z wieloma sprawami w przyszłości.
Mariusz (16 lat, gdynianin, rodzice od roku przebywają w Niemczech):
— Na początku byłem zachwycony. Nareszcie luz! Zero kontroli! Fajnie mieć swobodę działania, nie mieć nadzoru nad sobą, ale jednak druga strona takiej wolności to obowiązki. No i samotność momentami doskwiera, tak więc nie do końca jest tak fajnie, jak się wydawało na początku. Jeżeli jednak już się człowiek przyzwyczai do sytuacji i ogarnie wszystko, to takie życie może być nawet przyjemne.
Przeciętny nastolatek nie przywiązuje wagi do obowiązków, które są na co dzień — do gotowania czy sprzątania. Gdy jest się samemu, trzeba wszystko to ogarnąć. Przyszykować obiad, posprzątać mieszkanie, zapłacić rachunki. Z pozoru proste czynności, ale jednak wymagają dużo czasu, tak jak pranie, prasowanie czy zakupy. Większość dnia spędza się na tych zwykłych codziennych czynnościach, a nie na imprezach jak by się mogło wydawać. Samokontrola jest bardzo ważna, żeby nie opuścić się w nauce i nie zaniedbać domu.
Uważam, że młody człowiek może poradzić sobie sam. Znam więcej takich osób jak ja i oni też dają sobie radę. Młodzież jest także odpowiedzialna, a nie tylko szaleje na imprezach. Wiele osób z mojego otoczenia myślało, że jak jest się samemu, to wtedy ma się mnóstwo wolnego czasu i robi się to, co chce. A samotne mieszkanie to także obowiązki i odpowiedzialność. Na szczęście obowiązki mnie nie przytłoczyły. Potrafiłem sobie z nimi poradzić i normalnie funkcjonować, nawet wyniki w nauce mi się poprawiły!
Aleksandra (20 lat, wrocławianka, mama od 5 lat przebywa w Irlandii.):
— To, że tak szybko znalazłam się w położeniu osoby, która musi się o wszystko zatroszczyć, okazało się wielką zaletą. Bo nie ma teraz takiej sytuacji, z jaką bym sobie nie poradziła. Dbam sama o sobie już od 5 lat.
Szkoła na początku była ratunkiem, bo przynajmniej przez pół dnia nie myślałam o tym, że nie ma mamy w domu. Ciężko było w pierwszych miesiącach gospodarować domowym budżetem, byłam w końcu nastolatką, musiałam się wszystkiego nauczyć. Teraz, kiedy studiuję, jest zupełnie inaczej. Kiedyś przerażało mnie nastawianie pralki, pamiętam pierwsze samodzielne pranie, to był stres! Oczywiście wiele moich koleżanek patrzyło na mnie i mówiło, że mnie podziwia, bo one w takiej sytuacji w ogóle by się nie odnalazły. Czasem tylko sobie myślę, że moje „dzieciństwo” trwało znacznie krócej. Rodzice się rozwiedli, więc byłam przyzwyczajona do jednego rodzica, miałam trochę łatwiej, gdy mama wyjechała (nie musiałam się rozstawać z obojgiem na raz). Bywały dni, że strasznie tęskniłam. Potrafiłyśmy z mamą godzinami rozmawiać przez telefon, ale to nie to samo, co mieć ją obok siebie.
Kiedy patrzę na moje życie, mogę powiedzieć, że czuję się bardziej świadoma, odpowiedzialna, doroślejsza. Czasami przyłapuję się na tym, że we wszystkim wykazuję zbyt duży rozsądek. Moich rówieśników trochę przeraża moje życie w pojedynkę, oni sobie nie wyobrażają takiej odpowiedzialności, nie muszą się o to martwić i w sumie nie chcą. Na szczęście w tej całej dorosłości i powadze mam ochotę na zabawę, w końcu dorośli też się bawią!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze