Miłosna terapia
CEGŁA • dawno temuPochodzę z tzw. rodziny dysfunkcjonalnej - ojciec bił moich braci i mnie, chociaż mnie najmniej i najkrócej, bo jestem najstarsza i szybko zaczęłam mu się stawiać. Dziś mam trzydziestkę na karku, dobrą pracę i jestem samotna. Jeszcze nie stara panna, ale za to jeszcze dziewica. Nienawidzę mężczyzn, zresztą za głupimi kobietami też nie przepadam. Ale mężczyzn się zwyczajnie boję, boję i brzydzę.
Witam!
Nie chcę w zasadzie pisać o swoim rodzinnym domu, bo są to wstydliwe sprawy, ale trochę muszę. Pochodzę z tzw. rodziny dysfunkcjonalnej (jak się dowiedziałam od lekarza), a po polsku chodzi o to, że ojciec bił moich braci i mnie, chociaż mnie najmniej i najkrócej – jestem najstarsza i szybko zaczęłam mu się stawiać, a on okazał się tchórzem i dawał mi spokój, za to odbijał sobie na braciach. Dodam, że ojciec nie pił alkoholu i nie tknął nigdy palcem mojej mamy, ona była święta. Nie wiem, czy przez to, czy z innych chorych powodów, ale nie broniła nas. Przez 18 lat pozwoliła nam w tym wszystkim tkwić i jeszcze podtrzymywała fikcję porządnego domu przed sąsiadami. A że byliśmy przyjezdni w małym mieście, nikt z rodziny nie mógł się wtrącić, gdyby chciał. Rozwiodła się z ojcem dopiero 26 lat po ślubie, kiedy już wszyscy troje byliśmy dorośli i pouciekaliśmy do większych miast, jak najdalej od domu. Nie wiem, co ją napadło po takim czasie, wyrzuty sumienia? A może, kiedy zostali sami, zaczął krzywdzić i ją?
To wszystko to taki wstęp, żeby pokazać mój obecny problem, właściwie chyba więcej niż jeden. Moi bracia ułożyli sobie życie. Jeden poznał na studiach Portugalkę, wyjechał za nią z Polski, jest już szczęśliwym mężem i tatą półrocznego dzidziusia, studia przerwał, ale chce dokończyć tam. Drugi został tylko przy dobrym fachu, radzi sobie w kraju finansowo świetnie, nie dość, że otworzył firmę, to jeszcze poznał w Internecie trochę starszą od siebie dziewczynę i też już przebąkuje o ślubie, a jak o niej opowiada, to czuję, że jest w siódmym niebie. No i jestem ja. Trzydziestka na karku, dobra praca, samotna. Jeszcze nie stara panna, ale za to jeszcze dziewica. Chyba po prostu nienawidzę mężczyzn, zresztą za głupimi kobietami też nie przepadam. Ale mężczyzn się zwyczajnie boję, boję i brzydzę.
To nie jest tak, że nie chce sobie pomóc. Próbowałam wielu rzeczy, koleżanki ze studiów ciągały mnie na siłę po psychiatrach, leczyłam się na depresję, byłam na terapii grupowej – nie podobało mi się, ale dobre było to, że w jakiś sposób zmusili mnie do kontaktu z mamą, do rozmowy z nią. Wyszło z tego zresztą kompletne fiasko, tyle, że mama się popłakała (ja nie) i zaproponowała, że będzie finansować moje leczenie. Ale z ojcem nie skontaktuję się nigdy, nikt mnie do tego nie namówi. Nie trafia do mnie pomysł o wybaczeniu jako drodze do zdrowia.
Dręczy mnie coś innego. Od półtora roku leczę się indywidualnie u terapeuty, chodzę do niego 2 razy w tygodniu, to już się stało dla mnie tak naturalne jak mycie zębów, nie umiałabym bez tego żyć. Chłonę każde jego słowo, gdy trafia w sedno i gdy całkiem mija się z tym, co we mnie tkwi. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest z mojej strony jakaś kulawa, oczywiście platoniczna forma miłości?
Uzależniłam się od tych spotkań, on zna wszystkie moje intymne tajemnice, w przypadku każdej innej osoby to by mnie strasznie upokarzało, po prostu znienawidziłabym kogoś, kto by aż tyle o mnie wiedział (on się śmieje i mówi, że wie o mnie bardzo mało, bo tylko to, co sama zechcę mu powiedzieć, a pod tą warstewką prawdy jest jeszcze wielka, niezbadana otchłań, ja osobiście nie sądzę, bym była aż tak głęboka i tajemnicza, wszystkie moje strachy wyszły już dawno na powierzchnię w jego gabinecie).
Nie wiem, co o tym sądzić. To bardzo dziwny mężczyzna, właściwie zaprzeczenie współczesnego samca-zdobywcy, biegnącego z wywieszonym ozorem w wyścigu szczurów, apodyktycznego, przemądrzałego, dominującego. Jest delikatny i nieporadny, może ktoś uznałby go za zniewieściałego. Jest drobnej postury, skromnie ubrany i z charakteru też sprawia wrażenie człowieka kruchego, takiego, który prędzej sam pozwoli się zranić, niż zrobi krzywdę drugiej osobie. Aż dziwne, że ma taką siłę panowania nad umysłem kogoś, kto siedzi naprzeciwko niego w fotelu, bo z drugiej strony jest niesamowicie bystry, inteligentny, w sekundę prześwietla myśli i sytuacje na wylot. Oczywiście, wiem, że to technika i jego zawód, którego się nauczył, a jednak jestem pełna podziwu. Także dla jego wrażliwości, wyczucia, które zawsze (niesłusznie) przypisuje się kobietom.
Nie wiem, jak długo jeszcze będę go odwiedzać. Kiedy on uzna, że jestem „wyleczona” i terapia dobiegła końca. Boję się tej chwili. Z nim czuję się bezpieczna, mogę być sobą, taką właśnie skrzywdzoną, nieudaną sobą, nie dążyć do tego, do czego dążą wszyscy normalni ludzie wokół: randki, seks, potem rodzina i dzieci. Nie pragnę tej normalności. Mam swój azyl w jego gabinecie i tam mi dobrze.
Co o tym sądzić? Poszłam na terapię i jeszcze bardziej zwariowałam?
Lichutka
***
Witaj Lichutka!
Może od końca: w ogóle nie zwariowałaś. Jesteś godną podziwu, silną i wspaniałą kobietą, brak Ci tylko pozytywnego mniemania o sobie, bo na razie wszystko w sobie postrzegasz jako słabość lub wadę. W takich przypadkach jak Twój 18 miesięcy terapii to wcale nie tak dużo, może być potrzebne dwa lub cztery razy tyle, co nie powinno Cię zrażać, skoro wreszcie znalazłaś swojego terapeutę, któremu ufasz. Uwierz mi, to nie jest powszechna sprawa.
Moim zdaniem na tym etapie nie ma sensu definiować, czy jesteś zakochana, czy uciekasz przed światem realnym. Może jedno i drugie? O tym przesądzi dalszy ciąg terapii. Na razie zmierza to w dobrym kierunku przynajmniej pod jednym względem: po raz pierwszy w życiu zaakceptowałaś jakiegoś mężczyznę – nie dość, że nie czujesz wobec niego pogardy czy obrzydzenia, to wręcz napomykasz o miłości! Zdajesz sobie sprawę, jaki to krok do przodu? Twoim „obiektem” zaś nie jest gwiazdor filmowy (co wskazywałoby na trwałą niedojrzałość emocjonalną), lecz żywa osoba, z którą masz regularny kontakt.Naturalnie, musi być maleńki kubełek zimnej wody. Twój terapeuta pełni w Twoim życiu rolę pierwszego autorytetu płci męskiej. Zapewne nie tylko w Twoim. Podziwiasz go, wszystko Ci się w nim podoba, jest dla Ciebie wyrocznią.
Więzi uczuciowe z „lekarzami duszy” są powszechne u kobiet z problemami w relacjach damsko-męskich. Bywa, że przenoszą się z powodzeniem na grunt prywatny (choć nie powinnaś na razie konstruować na tym swojej przyszłości). Nie podważa to natomiast wcale wagi ani prawdziwości tego, co do niego czujesz. Zwróć tylko uwagę na to, że jeśli za bardzo będziesz się koncentrowała na nim jako na człowieku, możesz nabrać dystansu do tego, nad czym razem pracujecie. On zresztą także powinien to wyczuć: że mniej Ci już zależy na wyleczeniu, a bardziej – na przedłużeniu leczenia… Tymczasem, najważniejsze, byście doprowadzili do końca (lub przynajmniej do jakiegoś przełomu) to, co rozpoczęliście.
Nie znam metody, jaką stosuje Twój terapeuta. Pożądanym celem w Twojej sytuacji jest, mówiąc najogólniej, uwolnienie się od traumatycznej przeszłości. Osiągnięcie takiego stadium, w którym nie decyduje ona już o Twoich teraźniejszych wyborach życiowych i relacjach z innymi ludźmi. Kluczem do Ciebie nie musi być wcale wybaczenie rodzicom, a wyczuwam z listu, że byłaś w przeszłości w tym kierunku sterowana. Nie jest to opcja odpowiednia dla każdej osoby, to zależy od indywidualnych preferencji, systemu wartości etc. Oczywiście, prawdą jest, że nienawiść nie stanowi w życiu najszczęśliwszej siły napędowej i z reguły wyzbycie się jej równa się wielkiej uldze… Ale – czym innym jest brak nienawiści, a czym innym – wybaczenie. Być może Tobie wystarczy to pierwsze.
Niech zdecyduje o tym Twój mentor. I namawiam Cię gorąco do czegoś, co być może uznasz za szalony pomysł, ale co w Twojej sytuacji postrzegam jako naturalne i potrzebne: znajdź odpowiedni moment i włącz do Waszych rozmów wątek swoich uczuć wobec niego. Profesjonalny, odpowiedzialny i życzliwy terapeuta nie pozostawi Cię samej z tym problemem.
Mocno trzymam za Ciebie kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze