Z kaczątka w łabędzia
CEGŁA • dawno temuMam za swoje. Padłam ofiarą swojej pustoty, próżności, pozoranctwa. Zakochałam się w koledze z pracy, który przeszedł niesamowitą metamorfozę - z grubego, mrukliwego, zaniedbanego pochłaniacza hamburgerów w niezłe ciacho. Chciałabym móc śpiewać, że miłość jest cudem, za który trzeba być wdzięczną. A tymczasem mogę tylko obrzucać się wyzwiskami za głupotę, ręce mam związane.
Kochana Cegło!
Mam za swoje. Padłam ofiarą swojej pustoty, próżności, pozoranctwa.
Zakochałam się w koledze z pracy. To oczywiście nie jest ta tragedia, o której myślę. Zdarza się każdemu. Chciałabym móc śpiewać sobie, że miłość jest cudem, za który trzeba być wdzięczną. A tymczasem mogę tylko obrzucać się wyzwiskami za głupotę, ręce mam związane.
Włodek jest w naszej firmie „magikiem” od komputerów. Nie jest nowy, tylko że ja zauważyłam go po wakacjach, a pracujemy razem trzeci rok. Inteligentnie i z refleksem, nie? Zawsze był dla mnie przezroczysty, chociaż to przecież nie do końca możliwe, gdy ktoś ma 190 cm wzrostu i waży 110 kilo… Włodek był uosobieniem takiego zapyziałego szaraka — informatyka z polibudy z poprzedniej epoki, który ma oczy zaczerwienione z braku snu i zalatuje tygodniowymi podkoszulkami. Do tego tłusty, ociężały, nie chodził do fryzjera i straszył wszystkich rzadkimi, mysimi włosami związanymi w cieniutki kucyk. Na szczęście mało się odzywał. Gdy podchodził do mojego biurka zrobić coś w komputerze, czułam zapach hamburgerów i cebuli, a parę razy widziałam go nawet na żywo w trakcie tego fascynującego posiłku, z zatłuszczoną połową twarzy, malowniczą plamą na koszuli czy spodniach. Brr!
Przed wakacjami dowiedzieliśmy się, że Włodek jest poważnie chory — na wątrobę, ale szefowa nie zdradziła nam żadnych szczegółów. Plotkowaliśmy przez chwilę o złej diecie, może o alkoholu. Jednak mimo wszystko takie spustoszenia u chłopaka przed trzydziestką wydawały się zaskakujące. Włodek przysłał do nas kolegę na zastępstwo i po dwóch tygodniach, wstyd się przyznać, o nim zapomnieliśmy. Nie stanowił dla nas fascynującego tematu rozmów. Nie spotykaliśmy się z nim po pracy, dzwoniliśmy do niego tylko na służbową komórkę (ja do tej pory nie wiem nawet, gdzie on mieszka).
Teraz, na początku września wrócił do pracy. Najpierw się przestraszyłam, wyglądał jak ktoś, kto powstał z grobu, serio. Był biały jak kreda i wycieńczony. Za to praca szła mu sprawniej, szybciej, jakby nie wiedzieć skąd czerpał energię. No i z każdym dniem poprawiał się jego wygląd. Fryz na zapałkę, bardzo ładny pociągły kształt twarzy, gładka cera… Tak jakoś, po nitce do kłębka, zaczęłam składać w całość jakieś strzępki informacji: że schudł 28 kg, ma super restrykcyjną dietę (koleżanki wyciągnęły go do pubu, żeby im opowiedział o zasadach, bo one też chcą tak szybko schudnąć, tere fere, wiadomo), że musiał całkowicie zmienić swoje życie, nawyki, nawet ubrania, które były stare i przede wszystkim za duże. Dziewczyny chętnie ciągnęły go za język, flirtowały, ja się wstydziłam. Kiedy raz uśmiechnął się do mnie przy ekspresie do kawy, mało nie padłam z nóg. Miał takie piękne, białe zęby… Przestał palić, to wiem na pewno, to może też zrobił sobie jakiś zabieg u dentysty… Uciekłam, nie chciałam, żeby coś zauważył.
Jest teraz w centrum uwagi kobiet, a i facetów też, bo imponuje im, że chodzi np. na aerobik, a nie jak wszyscy, na siłownię… To właśnie jest w nas takie małe: zainteresowaliśmy się nim, bo schudł, ładnie pachnie, kupił sobie fajne dżinsy, kilka koszul i marynarek, w których fantastycznie wygląda… Przecież w sumie to ten sam Włodek, z tą różnicą, że może jest bardziej rozmowny, otwarty.
Raz jeden odważyłam się, nie uciekłam… Spotkałam go w sklepie po pracy, potem poszliśmy razem na przystanek. Był ciepły dzień, nie wiem, jak to się stało, przestaliśmy tam 2 godziny, gadając, chociaż mieliśmy dość ciężkie zakupy… Przejechało kilkanaście autobusów, a ja coraz szerzej otwierałam oczy ze zdumienia – jakiej muzy on słucha, jakie lubi kino, książki, ze wszystkim jest na bieżąco i do tego z własnym, niezależnym od mody zdaniem umie wybrać z tego cząstkę dla siebie. Słuchałam i słuchałam, jego szare, diabelnie inteligentne oczyska łypały na mnie zza okularów (w czasie choroby jeszcze dodatkowo pogorszył mu się wzrok). Wkręciłam się na amen!
Bardzo chciałabym na razie ukryć przed nim to, co czuję, rozegrać to jakoś inaczej, ale nie wiem jak, jest mi głupio, a kolejka chętnych chyba jest długa… Zaprosiłabym go na kawę czy sałatkę, czy do kina. Przeszkadza mi tylko jedna rzecz: usłyszałam kiedyś, niedawno, jak koleżanka mu mówi: no stary, ale się ostatnio wylaszczyłeś, a on się tak śmiesznie na nią spojrzał, z góry, bo jest wysoki, i rzucił coś takiego: gdybym przez ostatni miesiąc za każdy taki tekst pobierał od was drobną opłatę, to za jakiś czas byłbym milionerem.
Wtedy pomyślałam, że on przecież doskonale wie i czuje to, co ja: nikt nie chce brzydkiego kaczątka, ale na łabędzia rzucają się wszyscy. Gorzka prawda.
Nie chcę, by spojrzał i na mnie z politowaniem, jak na głupią gęś, którą się w sumie okazałam. Już chyba wolę przestać o nim myśleć, tylko jak…
Jackosia
***
Kochana Jackosiu!
Na początek proponuję nie dramatyzować, nie przesadzać też w obwinianiu siebie i popadaniu w krańcowości. W końcu wszyscy w firmie jedziecie na tym samym wózku i na pewno wielu z Was się zastanawia, czemu wcześniej nie interesowało się takim sympatycznym kolegą, może nawet ma do siebie o to pewien żal, jak Ty. Jest jednak i druga strona medalu: człowiek ma wiele twarzy i okresów w życiu, a Włodek Was zbyt usilnie do kontaktów nie zachęcał – był skoncentrowany na pracy, nie dbał o to, by ludzie czuli się dobrze w Jego towarzystwie, wręcz troszkę epatował swoją abnegacją, sama to przyznasz. Gdyby było inaczej, na pewno odwiedzalibyście Go w szpitalu i kibicowali Mu w walce z chorobą.
Musi minąć jeszcze trochę czasu, nim niektórzy z Was – ci najbardziej wytrwali – odkryją, kim był dawny Włodek i czy wyłącznie z powodu ciężkiej dolegliwości się tak cudownie odmienił. Może tamten Włodek niezbyt siebie lubił i masochistycznie odstręczał innych od siebie? Może generalnie na niczym Mu nie zależało? To banalne, jak często zwykły strach i wola życia przewracają do góry nogami nasze myślenie o sobie i o świecie, dają nam chęć i siłę do walki.
To właśnie mogło przytrafić się Włodkowi. Zaczął bardziej szanować siebie, a przy okazji – innych. Nie fetyszyzowałabym czegoś, na czym wszyscy możecie skorzystać. Przecież Wy też jesteście ludźmi z krwi i kości, macie prawo lubić jednych bardziej niż innych, a potem zmieniać zdanie w zgodzie z własnymi upodobaniami, oczekiwaniami, prawda? Byłoby lekkim absurdem, gdybyś wyrzucała sobie, że nie zadurzyłaś się do szaleństwa w niechlujnym, mrukliwym tłuścioszku – nawet jeśli w życiu dziwniejsze rzeczy się zdarzają:).
Idź może tropem tego, co mi się szalenie podoba w całej tej historii: zakochałaś się w chłopaku, który sam zawalczył o siebie, postanowił się zmienić. Czas pokaże, co z tego wyjdzie. Zbiorowe szaleństwo w firmie na punkcie metamorfozy Włodka z czasem wytraci impet – zadbaj o to, by pozostać wtedy w pobliżu. A zaproszenie na sałatkę (niech On wybierze miejsce lub nawet przepis do zrobienia w domu – okazja do kolejnych wspólnych zakupów!) to naprawdę niewinny, niczym nie zagrażający Ci pomysł.
Do boju, kobieto! Jeśli jesteś zakochana, wypadałoby zdążyć, nim Włodek zapomni o chorobie i znów zapragnie hamburgerów:). Bo bywa i tak.
Ściskam,
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze