Panna bluszcz
ANNA PAŁASZ • dawno temuMiłość jest piękna. O ile nie śledzi cię na każdym kroku, nie wyskakuje zza rogu i nie oplata swoimi mackami niczym ośmiornica. Czy życie z kobietą, której jedynym zainteresowaniem jest jej partner, jest w ogóle możliwe?
Łukasz (23 lata, student z Gdańska) był w toksycznym związku ponad rok. W tym czasie zdążył zerwać kontakt z większością znajomych, zrezygnować ze swojej pasji i przywyknąć do chronicznej frustracji wynikającej z zachowania jego zaborczej dziewczyny.
— Najpierw chciała, żebym mniej czasu spędzał z kumplami, a więcej z nią. Dobra, byłem zakochany, wtedy mi to nie podpadło. Potem nie pasowało jej, że uprawiam sport. Bo mnie pochłaniał i ona na tym traciła. W krótkim czasie doszło też kontrolowanie moich maili i komórki, o czym dowiedziałem się przypadkowo. Wypytywała mnie o każdą koleżankę, zabraniała wychodzić na imprezy, ale przez długi czas usprawiedliwiałem ją – miała za sobą trudny związek, wychowywała się w rozbitej rodzinie, potrzebowała uwagi i miłości. Ale ona ciągle chciała więcej, a ja poczułem się osaczony. Byłem nieszczęśliwy, zły, wyładowywałem się na niej, z czasem zacząłem wyślizgiwać się jej z rąk, szukać pocieszenia u innej… Wtedy postanowiłem to zakończyć. Nie chciałem jej oszukiwać ani samego siebie. Nie umiem żyć w takiej próżni. Do tej pory zadręcza mnie telefonami, ale twardo odmawiam jakiegokolwiek kontaktu. Tak jest lepiej.
Artur (27 lat, mieszkaniec Lublina) codziennie wysłuchiwał pretensji swojej dziewczyny, właściwie o wszystko: nieodebrany telefon, podejrzane koleżanki, wyjście na piwo, ukrywanie maili. Miarka się przebrała, kiedy dowiedział się, że jego ukochana kontroluje jego telefon i kasuje „nieodpowiednie” numery.
— Była kochającą, troskliwą dziewczyną, taka druga mama – gotowała, prała, nie prosiłem, ale czuła się zobowiązana. W zamian oczekiwała pełnego oddania. Musiałem się meldować, gdzie jestem i z kim, a jak coś jej podpadało, to… afera. Nie było mowy o imprezach czy spotkaniu ze znajomym, jeśli odbywało się bez jej udziału. Najlepsze, a raczej najbardziej żałosne było to, że wchodziła mi do łazienki – tak, nie miałem prawa zamknąć się w łazience podczas kąpieli czy golenia, ona wpadała w dowolnej chwili i przesiadywała ze mną. Może to głupie, ale odzierała mnie z resztek intymności i prywatności. Była wszędzie, wyrastała spod ziemi gotowa mnie obserwować i przesłuchiwać. Nie wytrzymałem, kiedy wykasowała mi z telefonu numery wszystkich kobiet. Dosłownie, razem z numerem mojej matki. Oszalałem ze wściekłości i wyrzuciłem ją z domu. Miała na mnie koszmarny wpływ, kochałem ją, ale niszczyła mi psychikę i musiałem to uciąć.
Piotrek (29 lat, mieszkaniec Bydgoszczy) przez trzy lata tolerował zachowanie swojej partnerki, która uzależniła go od siebie finansowo i emocjonalnie, a przy okazji wpędzała w poczucie winy.
— Kiedy ją poznałem, miała swoje mieszkanie i dobrą pracę. Ja funkcjonowałem w trybie nieudacznika, nie mogłem znaleźć swojej drogi. Bez problemu okręciła mnie sobie wokół palca – przygarnęła, znalazła pracę po znajomości, posłała na kurs językowy. Wstydzę się tego okresu swojego życia, byłem jej pieskiem, któremu stopniowo skracała smycz. Jednocześnie czułem się zobowiązany do okazania tej wdzięczności, mówiła, że bez niej nic bym nie osiągnął, że teraz musimy być razem, że mam u niej dług. Stałem się zakompleksionym pantoflarzem. Chodziliśmy tylko tam, gdzie ona chciała, spotykaliśmy z ludźmi, których ona akceptowała, oczywiście żadnych kobiet, ewentualnie jakieś nieatrakcyjne, do których zresztą nie miałem prawa nawet zagadać. Mieszkałem u niej, jeździłem jej samochodem do pracy, którą ona mi załatwiła. Dopiero kilka miesięcy temu przejrzałem na oczy i dotarło do mnie, jak fatalnie wygląda moje życie. Musiałem odejść, bo ona wysysała ze mnie resztki życia, resztki męskości. Przeraża mnie to, że tak łatwo mogła mnie kontrolować i jeszcze jej za to dziękowałem. I całą miłość szlag trafił. Nigdy więcej związku z kobietą – modliszką.
Waldemar (32 lata, mieszkaniec Radomia) cztery lata temu poślubił kobietę, która z dnia na dzień coraz bardziej próbuje go kontrolować. Jest chorobliwie zazdrosna i nie ma dnia, żeby między tym dwojgiem nie wybuchła karczemna awantura.
— Nie zawsze taka była. Może zazdrosna tak, ale w taki pozytywny sposób, który mi schlebiał. Przed ślubem nie była tak ekstremalnie zaborcza i kłótliwa. Dzisiaj problemem są głównie moje koleżanki z pracy, a dokładniej to, że w ogóle są. Codziennie muszę się spowiadać z tego, z kim rozmawiałem i o czym, i dlaczego! Żona nie przyjmuje do wiadomości, że ją kocham i jestem wierny – fakt, mam na koncie jeden nieznaczący epizod, przed ślubem, ale dostałem nauczkę i sądziłem, że to przestanie mieć znaczenie. Myślę, że to właśnie ta zdrada napędza jej zachowanie. Wiem, że to ja zawiniłem, być może dlatego jeszcze to znoszę. Kiedyś dowiedziałem się, że chciała się zatrudnić w firmie, w której pracuję. Tragedia. Życia bym nie miał. Wystarczy, że codziennie rano i wieczorem wysłuchuję, że jestem psem na baby i każdą bym brał, jak leci. To przykre. Nie wyobrażam sobie nas za kilka lat, mających dzieci i niszczących im dzieciństwo awanturami. Przyznam, że myślę o separacji, ale żona chyba dostanie szału, zamęczy mnie, zanim dojdzie do jakiegokolwiek rozstania.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze