Kiedy się rozstać?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuŻycie jest ciekawe także dlatego, że ludzie są ze sobą, a potem już nie. W czasach obyczajowego luzu rozstać się jest łatwo. Skoro rozstanie to proces, ciąg zdarzeń, trzeba rozpoznać symptomy, rozpracować, rozważyć i podjąć właściwą decyzję: zostać, czy dać dyla? Oto zbiór podręcznych zasad, które, żywię nadzieję, pozwolą uciekinierom uniknąć wilczych dołów i pocisków miotanych wściekle przez opuszczonego.
Życie jest ciekawe także dlatego, że ludzie są ze sobą, a potem już nie.
Konserwatywny model związku, choć pełen uroku, nie niósł ze sobą tyle zabawy. Mężczyzna mógł mieć i dwieście kochanek, znikać na całe tygodnie i nawet specjalnie nie kryć się z romansami. Póki utrzymywał rodzinę, wszystko grało jak na Wielkiej Orkiestrze, a i niejedna, znudzona pożyciem żona radowała się po cichu, że mąż znalazł sobie kogoś i mają od siebie spokój. Niekiedy, posiadanie kochanki należało do dobrego tonu, gdyż świadczyło o statusie społecznym. Jeśli mężczyzna może utrzymać dziewczynę na boku, zapewnić lokum i biżuterię, znaczy, że mu się wiedzie, a jak jemu – to i żona ma nie najgorzej. W Japonii ten model obowiązuje do dziś.
Jak było w drugą stronę? No, gorzej, nie ma co kryć.
Teraz, w czasach obyczajowego luzu ludzie nie kombinują i rozstać się dużo łatwiej. Proces rozłąki bywa bolesny jak rwanie zęba u kowala, zwłaszcza, jeśli pojawiają się przeszkadzajki w rodzaju ślubu, dziecka, kredytu, lub, Boże oszczędź, wszystkiego naraz. Człowiek dowiaduje się o sobie niesłychanych historii, ale przynajmniej zyska na kondycji, uchylając się przed fruwającymi przedmiotami: sytuacja rozstaniowa ma zdolność chwilowego uskrzydlania niemal całej rzeczywistości w około. Koniec końców, następuje całkowite rozprzęgnięcie. Wersja jego różni się od wersji jej na tyle, że człowiek ma wrażenie obcowania z dwoma różnymi sytuacjami.
Rzadko kiedy rozstanie jest wynikiem jednostkowego wydarzenia, na przykład zdrady. Zdemaskować takową jest niezwykle trudno, o czym świadczy rosnąca oferta biur detektywistycznych i sklepów oferujących sprzęt podsłuchowy. Wzór na pole trójkąta wskazuje, że najbardziej zainteresowany/a, czyli ofiara zdrady o całej aferze dowiaduje się ostatnia, bardzo często z telewizji. Wiele zależy od nawyku i kultury. Znam pary, które rozsypały się ze względu na takie zbrodnie, jak porządki, stosunek do teściów bądź kolegów, a nawet sposób mówienia: już Jaroslav Hasek podaje przykład ordynansa, do którego oficer zwracał się nie inaczej, niż Krowo wspaniała. Ordynans ów, zwolniony do cywila zaczął mówić tak do wszystkich łącznie ze ślubną in spe, doprowadzając do zerwania zaręczyn. Natomiast dwoje meneli może lżyć się od najgorszych, tłuc sobie flaszki na głowie, pluć na siebie i uprawiać miłość z innymi miłośnikami alkoholu – wrócą do siebie zawsze, zakochani bardziej niż Bella i Edward Cullen.
A skoro rozstanie to proces, czyli ciąg zdarzeń, trzeba rozpoznać symptomy, rozpracować, rozważyć i podjąć właściwą decyzję: zostać, czy dać dyla? Oto zbiór podręcznych zasad, które, żywię nadzieję, pozwolą uciekinierom uniknąć wilczych dołów i pocisków miotanych wściekle przez opuszczonego.
1. Nie myśleć o przeszłości.
Zasada ta wynika z prostego faktu, że ludzie zmieniają się jedynie na gorsze, czyli piękna przeobrazi się w bestię, nigdy odwrotnie. Mieliście piękne lata? No to ślicznie, nawet Hitlerowi kiedyś szło, a teraz bunkier, Ruskie nad bunkrem i trzeba strzelać sobie w głowę. Te lata już nie wrócą, a wszystko, co można z nimi zrobić, to zachować w życzliwej pamięci, radując się nowym związkiem, a jeszcze lepiej, szczęsną samotnością. Byliście razem dekadę, z czego jedynie dwa lata to istny koszmar? Zostańcie więc ze sobą, następne dziesięć lat będzie piekłem, do tego takim, że oboje zatęsknicie za pensjonatem u Lucyfera. Każdy dzień to początek reszty życia. Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.
2. Nie martwić się, jak poradzi sobie druga strona.
Zasada brutalna, stąd mająca swoje ograniczenia. Macie wspólny majątek? To przez pół. Macie dziecko? To majątek dla tego, kto zostaje z dzieckiem, ty zabierasz walizki i wyrzut sumienia. Trudno zacząć nowe życie z ciężarem cudzego osamotnienia, już lepiej kamień przywiązać i skakać z mostu na główkę – cień człowieka jest zawsze gorszy od człowieka z krwi i kości. Rozpad związku z reguły jest winą dwojga, niekoniecznie równą, ale też nikt nie pyta o procenty: każdy powinien być świadom konsekwencji. A jeśli nie był, to się dowie. I ostatni argument, z cyklu miażdżących i oczywistych: nie myśl, jak poradzi sobie opuszczony partner, gdyż pewnym jest, że będzie mu lepiej niż tobie.
Kiedy się rozstać?
1. Brak rozmowy.
Ludzi łączy wiele rzeczy. Praca zawodowa, seks, dzieci, albo i wspólne zainteresowania. Doskonale wyobrażam sobie szczęśliwe małżeństwo zapaśników. On walczy na ringu, ona w kisielu. Albo na odwrót. Lecz cała viagra świata i energia seksualna największej nawet nimfomanki nie zmieni przykrej prawdy, że dziewięćdziesiąt procent czasu para spędza na rozmowie. Jeśli jej zabraknie, powstaje wyrwa, której nie sposób zapełnić, także ze względu na ograniczone możliwości wzwodu u mężczyzn. Wszystko można naprawić, są sposoby na zlikwidowanie oziębłości seksualnej, można znaleźć nowe, wspólne fascynacje, od zbierania znaczków po dogging, poznawać znajomych. Ale nie sposób chyba zapełnić tej wielkiej wyrwy, jaka została po wspólnej rozmowie, najbanalniejszej z banalnych czynności. I ten moment, kiedy uparcie milczymy, przez całe tygodnie wydaje się sygnałem do odejścia. Chyba, że ktoś lubi ciszę.
2. Zanik seksu.
Nie mam wątpliwości, że seks jest jedną z najbardziej przereklamowanych rzeczy na świecie, niemniej, trudno bez niego funkcjonować. Naturalną koleją rzeczy, para o krótkim stażu uprawia miłość jakby zaraz świat miał się skończyć, potem, powoli, częstotliwość kontaktów seksualnych ulega obniżeniu, co, przynajmniej w założeniu, powinna wynagrodzić ich intensywność. Zanik współżycia (co za paskudne słowo) jest czymś, czemu powinno się przeciwdziałać, wykorzystując cały wachlarz środków, od seksapilu po świńskie żarty, ale jeśli nie wyjdzie, zabierajmy manatki. Być może istnieje gdzieś idealne białe małżeństwo z czuwającym nad nim, szczęśliwym księdzem, być może są ludzie, którym seks jest zwyczajnie potrzebny, niemniej, nie chodzi tu o samo rozładowanie erotycznego ciśnienia. Seks pozostaje gwarantem bliskości i jeśli on nieodwołalnie siądzie, możemy oczekiwać ponurego rozpadu całości. Na to czekać nie warto, chyba, że ktoś lubi, jak dorobek życia miażdży mu kręgosłup.
3. Wóda.
Jestem wielkim przyjacielem pijaństwa i stąd dobrze rozumiem trudności z nim związane. Problemem uzależnienia alkoholowego zajmować się nie zamierzam - wolę już martwić się moim uzależnieniem od jedzenia i oddychania. Pijcie, ile wlezie, mało tego, znam wiele szczęśliwych związków pijanych niczym aniołki na pasterce. Problem zaczyna się, gdy jedno zaczyna trzeźwieć. Alkohol zmienia priorytety i emocje, a trzeźwy pijanego nie pojmie, z wzajemnością. Równie dobrze Chińczyk mógłby gadać o Polaku z Ruskim, wyjdzie z tego najwyżej jakaś wojenka. Więc, pijcie razem, razem też mordujcie się w trzeźwości, a jeśli się rozminiecie, to nie tylko z kieliszkiem, ale i ze sobą.
4. Żądanie zmiany.
Dojrzały człowiek to taki, który odkłada na fundusz emerytalny, ma osiem ubezpieczeń, zaś karierę rozrysował sobie na pięć lat wprzód, stosując wszelkie tajemnicze określenia, jakich używają szczury korporacyjne. Niedojrzały – ptak niebieski, żyjący z jedzenia (je i żyje), może artysta, a może "waryjot allegrowicz", wbrew nazwie, ptaki niebieskie mają wiele kolorów. Nie oceniam, gdyż ludzkie charaktery drgają na różnych amplitudach i trudno oczekiwać, by ktoś żył cudzym życiem i się nie męczył. Ludzie owszem, zmieniają się, ale na gorsze (nigdy dosyć powtarzania tej prawdy) do tego w jednym kierunku. Dojrzały będzie coraz dojrzalszy, a ptaszek w końcu zrobi się niebieski jak niebo albo milicjant. Zarazem, ujawni się zazdrość, z jednej strony o pieniądze, z drugiej – o wolność, towar dziś deficytowy. Nie sposób ludzi zmienić, domaganie się zmiany jest, samo w sobie, ciężkim kretyństwem, zresztą niepotrzebnym, skoro można zwyczajnie spakować manatki.
Lepiej jednak być razem. Jeśli się da. Razem – cieplej. W końcu, mamy styczeń.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze