Czemu ona z nim?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuZwiązek kierowany potrzebą serca pozostaje zjawiskiem stosunkowo młodym. Wyśmiewane dzisiaj małżeństwo z rozsądku często opierało się na: wzajemnym wsparciu, uporządkowaniu życia i stabilnej wizji przyszłość. Dyktowały je warunki ekonomiczne - żyć w pojedynkę było trudniej. Teraz, w większości przypadków, już nie trzeba, stąd kultura singli i zwiększona rotacja między ludźmi, plaga rozwodów. Ja jednak się cieszę, że ludzie czasem są ze sobą, choć wcale nie muszą.
Mamy to dziwne szczęście, że nie musimy już kochać.
Zanika, przynajmniej tymczasowo, przymus miłości skalkulowanej. Związek kierowany potrzebą serca pozostaje zjawiskiem stosunkowo młodym, co jest miłe, ale pamiętajmy, że wyśmiewane dzisiaj małżeństwo z rozsądku często opierało się na rzeczach dobrych: wzajemnym wsparciu, uporządkowaniu życia i stabilnej wizji przyszłość. Dyktowały je warunki ekonomiczne, zwyczajnie, żyć w pojedynkę było trudniej lub nie dało się wcale. Teraz, w większości przypadków, już nie trzeba, stąd kultura singli i zwiększona rotacja między ludźmi, zwana niekiedy plagą rozwodów. Ja jednak się cieszę ze zwiększenia możliwości i z tego, że ludzie czasem są ze sobą, choć wcale nie muszą.
Jako mężczyźnie (być może pisarz, człowiek pióra, jest trochę mniej mężczyzną niż drwal albo menedżer?) dość trudno zrozumieć, czemu kobiety się nami fascynują. Jesteśmy przecież głupsi i nie pojmujemy rzeczy, które dziewczyna chwyta w lot. Nasza intuicja przypomina skrzydła, z których wyrwano lotki, próbę wzbicia się w niebo wieńczy uderzenie o ziemię. Może właśnie te ułomności są takie ciekawe? Dopuszczam możliwość istnienia jakiejś samczej siły, która odpowiednio żonglowana z czułością okazuje się niezmiernie atrakcyjna. Być może, mimo wysiłku feminizmu, mężczyzna w typie obrońcy, siłacz, co przyniesie bukiet, ciągle budzi zainteresowanie. Ale przecież żyjemy w świecie pozbawionym zagrożeń wymagających starcia, stąd facetowi przypadają niewdzięczne zadania domowe, których niedawno jeszcze unikał.
Pomijam tak zwane motylki w brzuszku, tyleż miłe, co nic na stałe nie wnoszące. Gdybym musiał wskazać jedną cechę, powiedziałbym: jesteśmy zabawni. Męskie poczucie humoru różni się od tego, którym cieszą się kobiety. Ma w sobie coś dzikiego, co lubi wyrażać się w rubasznych żartach. Nie ulega nudzie. Nie mam tu na myśli nieustannie błaznujących, dorosłych chłopców, którzy nie wezmą głębszego oddechu, jeśli nie rzucą w tłum jakimś wijcem, ale normalnego faceta, który raz na czas powie rzecz po prostu śmieszną, lub taką, która ma być śmieszna. Tę umiejętność, jak się wydaje, posiadamy na wyłączność. Jesteśmy w opinii płci przeciwnej – przynajmniej ja tak to widzę – głupiutkim stworzeniami o sprośnych marzeniach, śniących do tego o minionej chwale, kiedy to broniliśmy domów i chodziliśmy na wojny. Żartowanie, element niekonieczny, dodaje odrobiny uroku.
W drugą stronę winno być łatwiej, ale nie jest. Być może nawet gorzej, bo powinienem dysponować jakimś doświadczeniem, skoro miłość w praktyce nie jest mi obca, a każdą wolną chwilę spędzam na przypatrywaniu się bliźnim. Do niczego jednak nie doszedłem. O ile mając lat naście pieściłem się posiadaniem jakiegoś, w miarę skonkretyzowanego wyobrażenia odnośnie kobiet (coś pomiędzy świętą z Gwadelupy i Baczyńskim z cyckami), to teraz budzę się wolny od złudzeń. Nic nie wiem o kobietach, są dla mnie wielką tajemnicą niczym kosmos dla pierwotnych plemion. Potrafię co najwyżej wyciągać wnioski z powtarzalnych zachowań, które natychmiast przestają być powtarzalne.
Więc może mężczyźni kochają tę tajemniczość? Mam na myśli tajemniczość bynajmniej nie literacką czy filmową, upostaciowioną przez postać femme fatalne, lecz tajemniczość zwykłą, pospolitą, generującą zachowania, czasem zresztą miłe, których nie potrafię pojąć. Przykłady? Piękna kobieta, która uważa, że jest brzydka. Z zachowań innych facetów wynika, że jestem osamotniony w swoim osądzie. Gdzie widzę tajemnicę, inni dostrzegają jeśli nie głupotę, to zjawiska, nad którymi nie warto się pochylić. Głupota i banał nie znajduje jednak upodobania w męskich sercach.
Już prędzej postawiłbym na piękno, bo jeśli coś mogę na pewno o kobietach powiedzieć to głównie tyle, że są piękne, oczywiście na różne sposoby. Piękno jest w ruchu, sposobie mówienia, w sposobie kłócenia się, we wnętrzu w młodości, w wieku dojrzałym i starości także, niekoniecznie występujące jednocześnie (właściwie nigdy). Piękna nastolatka może brzydko się zestarzeć i na odwrót, piękne ciało nieraz rusza się, jakby targało siatki i tak dalej. Zresztą, ruch jest moim ulubionym rodzajem piękna. Z perspektywy brzydkiej istoty, jaką niewątpliwie jest facet, takie zauroczenie wydaje się najbardziej sensowne. Wielość piękna tłumaczy także pęd ku zdradzie.
Piękna leci na wesołą ciapę, wesoła ciapa pędzi do piękna. Nie jest to obraz najgorszy z możliwych. Choć, być może, nieprawdziwy.
W gruncie rzeczy nie mam pojęcia, czy miłość jest najważniejsza na świecie. Kiedyś nie była, a jeśli przyglądniemy się ludziom, wyjdzie, że większość przekłada nad nią inne sprawy, bardzo różne zresztą. Dla jednych jest to kariera, dla innych religia, dobra zabawa, poświęcenie dla rodziców lub dzieci, praca społeczna, podróżowanie i tak dalej. Nie mam pojęcia, dobrze to czy źle, ale tak właśnie jest. Wystarczy popatrzeć na rozstania. On porzuca ją ze względu na dobro własnej kariery, przekonania religijne, utrudnienia w prowadzeniu wesołego trybu życia i tak dalej. W innych wypadkach, ludzie są ze sobą jakoś pomiędzy innymi sprawami, opływają te sprawy jak strumień kamienie na dnie.
Ale jeśli miłość nie jest ważna to tylko dlatego, że rzeczy ważne są śmiertelnie wręcz męczące. Praca to katorga, wychowywanie dzieci przypomina toczenie kieratu w deszczu, na domiar złego trzeba dbać o zdrowie swoje i innych, wreszcie, co chyba najstraszniejsze, nieustannie zabiegać o przyszłość, której żadną miarą nie sposób przewidzieć, co jednak utrudnia rzeczone zabieganie. Miłość mieści się po części w tych wszystkich przykrościach lub raczej skłania do bardziej ochoczego ich wykonywania.
I odwrotnie. Żyjemy dla rzeczy nieważnych, ważnymi umordujemy się jeno.
Czym byłoby życie bez kota mruczącego mi na komputerze? Jak fajnie jest zamówić dobre żarcie, na przykład chińszczyznę jak w piosence Lily Allen i wsuwać ją popijając winem, oczywiście takim, którego, ze względu na cenę nie powinniśmy kupić. Oglądanie filmów z popcornem także ma swoje uroki, w kinie, jak i przed ekranem komputera. Niektórym przyjemność sprawiają zakupy, jeszcze innym coś tak barbarzyńskiego jak jazda samochodem. Wszędzie jest tak samo, ale co szkodzi powłóczyć się po obcym mieście, pogapić się na budynki a potem uwalić się w hotelu. O seksie w bramie lub pod baldachimem nie wspomnę. Dobrze jest palić papierosy, poczytać książkę, pławiąc się tym samym w zanikających już rozrywkach. I tak dalej, mógłbym zasypać całą Kafeterię opisem sentymentalnych czynności, tylko nie ma to żadnego sensu, bo chyba już wiadomo o co chodzi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze