Pies też człowiek?
WERONIKA BULICZ • dawno temuZnam wielu miłośników zwierząt. Mam psa i z całą pewnością mogę powiedzieć, że mój pies jest nim w pełnym tego słowa znaczeniu. Od dawna jednak obserwuję pewne niepokojące zjawisko. Zdarza się, że ludzie kochają swoje czworonogi zbyt mocno. Bywa, że coś tak oczywistego, jak fakt, że pies lub kot to zwierzę, umyka zaślepionym miłością właścicielom i zaczynają traktować je jak ludzi. Taka sytuacja może być uciążliwa, a czasem nawet niebezpieczna.
Oto historie ludzi, którzy miłość postanowili przelać na swoich pupili. Z różnym skutkiem.
Krystyna (64 lata, emerytka z Warszawy):
— Jestem mężatką, ale nigdy nie miałam dzieci. Tak wyszło. Najpierw nie chciałam, później – kiedy jeszcze była na to szansa, nie było nikogo, z kim mogłabym je mieć. Jeszcze później przestałam o tym myśleć i było mi wygodnie. Nie sądziłam, że zmieni się to około sześćdziesiątki! Wtedy postanowiliśmy z mężem, że kupimy uroczego Yorka. Oczywiście, to miał być pies dla mnie, ale myli się ten, kto myśli, że ta mała cudowna istota nie potrafi zmiękczyć również męskiego serca.
Artus zawojował nasze serca i stał się centralną częścią naszej rodziny. Codziennie karmię go smakołykami i gotowanymi filetami z kurczaka. Jada je najczęściej w rosole. O stałych porach dostaje także swoje przysmaki – kosteczki i gryzaki. Śpi z nami, w łóżku, więc codziennie wieczorem myję mu łapki, a gdy się ubrudzi, zawsze jest kąpany.
Uwielbia być pielęgnowany, u fryzjera wręcz mruczy z radości. Latem Arti, oczywiście, nie ubiera się, jednak zimą – nie ma mowy, żeby wyszedł na spacer bez kurtki lub sweterka. Kiedy mróz szczypie w łapki, zakładam mu także buciki. W całym swoim stroju Arti wygląda przeuroczo.
Wszystkie te wizyty w salonach piękności i psia moda kosztują dość sporo… Ale kogo mam rozpieszczać, jeśli nie moje dziecko?
Niektórzy uważają, że męczę go tymi zabiegami, ubieraniem, etc. Ale co ja mogę poradzić na to, że on naprawdę nie chce wychodzić na zewnątrz nieubrany i wyraźnie nie lubi, kiedy zbyt długie włosy majtają mu się między łapkami?
Barbara (55 lat, pielęgniarka ze Szczecina):
— Jestem właścicielką pięcioletniego Borysa. Mój syn przyniósł go ze schroniska i mimo że oponowałam, adoptowaliśmy psa. Kiedy tylko się pojawił, nie mogłam już znieść myśli, że znów wróci w to okropne miejsce, niechciany i ponownie opuszczony. Borys jest dużym psem, mieszańcem owczarka niemieckiego z bliżej niezidentyfikowaną rasą. Jest duży, piękny i budzi respekt, przez co uwielbiam z nim spacerować. Kiedy syn się wyprowadził, Borys został ze mną, więc większość obowiązków związanych z opieką nad nim spadła na mnie. Nie narzekam, bo teraz czułabym się samotna, być może brakowałoby mi motywacji, żeby wyjść z domu.
Bywa, że podczas spaceru trochę mocniej pociągnie smycz, ale to w końcu duży i silny pies, więc mnie to nie dziwi. Prowadziłam go kiedyś na kolczatce, bo znajomi i weterynarz poradzili to jako rozwiązanie problemu. Przyznaję: było dużo lżej i Borys tak bardzo nie szarpał. Na dłuższą metę było mi go jednak szkoda – te okropne metalowe kolce wbijały się przy każdym pociągnięciu, bałam się, że zrobi sobie krzywdę.
Jest psem łagodnym jak baranek, nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Czasem tylko, jeśli nie akceptuje kogoś w moim towarzystwie, szczeka i próbuje odstraszyć. Niektórzy znajomi boją się go. Ale to przecież normalne…
Andrzej (32 lata, hodowca ze Szczecina):
— Razem z żoną jesteśmy właścicielami dwóch cudownych suk rasy husky, dziewczynki mają po 4 lata. Są w sile wieku – piękne, wysportowane i pełne energii. Wymagają bardzo dużo czasu i niemniej poświęceń. Codziennie przynajmniej raz (a najczęściej dwa razy) któreś z nas zabiera je na wybieg lub za miasto, żeby zapewnić im jak największą porcję ruchu, jaka jest tej rasie niezbędna. Nie mielibyśmy serca trzymać ich cały dzień w domu. Niedawno zmieniliśmy mieszkanie na takie z ogródkiem, gdzie w ciągu dnia psy mają chociaż trochę miejsca, żeby pobiegać.
Czas? Oczywiście, jest bardzo ciężko pogodzić tę wymagającą „hodowlę” z pracą i innymi sprawami. Musimy sporo kombinować, żeby swobodnie wyjść ze znajomymi. Dajemy sobie radę, bo mamy wiele samozaparcia. Poza tym wiedzieliśmy, na co się decydujemy, biorąc na siebie odpowiedzialność za te stworzenia. Zresztą szybko dałyby nam o sobie znać, gdybyśmy nie wiedzieli, co oznacza husky w domu. Poświęcamy im dużo uwagi, a one w zamian dają nam swoją bezwarunkową psią miłość.
Dzieci? Oczywiście, myślimy o potomstwie. Na razie jednak, pogodzenie wszystkiego mogłoby być zbyt uciążliwe, nie tylko dla nas, także dla dziecka i dla naszych psów. Staramy się racjonalnie do tego podchodzić. Jak do tej pory udawało nam się realizować wszystkie nasze marzenia, więc na powiększenie rodziny, bez szkody dla nikogo też mamy nadzieję znaleźć dobry pomysł.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze