Seksem po oczach
KATARZYNA PIÓRKOWSKA • dawno temuMiłość w plenerze niewątpliwie niesie ze sobą dreszczyk emocji. Lubią go szukające adrenaliny pary. Dreszczyk staje się też udziałem wszystkich tych, którzy nie mają stałego lokum na miłosne randki. Seksuolodzy są zgodni, że seks w plenerze to świetny pomysł na ucieczkę od rutyny, miłą odmianę, ale przypominają o tym, że kochać się zawsze trzeba z głową.
Michalina (26 lat, ekonomistka z Katowic):
— Nie przepadam za seksem w miejscach publicznych, bo zwyczajnie się boję, że ktoś może mnie zobaczyć. Po co mi to? Seks to dla mnie intymność, bliskość, którą trudno osiągnąć w takich warunkach. Lubię wygodne łóżko, nastrojową muzykę, ładną koronkową bieliznę, świece. Mimo to, kilkakrotnie zdarzyło mi się kochać w dziwnych miejscach: w samochodzie, na półpiętrze starej kamienicy w centrum Katowic, na ławce w parku Kościuszki.
Z parkiem Kościuszki wiąże się pewna, zabawna sytuacja. Kochaliśmy się na ławce. Nie było jeszcze zupełnie ciemno, dochodziła może dziewiąta wieczorem. To było lato. Siedziałam, a mój chłopak klęczał między moimi udami. Nagle zauważyliśmy, że z naprzeciwka ktoś idzie. Adam nie stracił zimnej krwi. Zamiast wstać i szybko naciągać spodnie, najspokojniej w świecie popatrzył mi w oczy i powiedział: nie wydaje ci się, że tak klęcząc, wyglądam na kogoś, kto właśnie prosi cię o rękę? Najprawdopodobniej mogło to tak wyglądać, bo starszy pan zwyczajnie przeszedł kilka metrów od nas wesoło nawołując swojego psa.
W tamtych czasach ani ja, ani moi partnerzy nie mieliśmy swojego mieszkania, w naszych domach zawsze ktoś był, a na hotel po prostu nie mieliśmy pieniędzy. Często nie było innego wyjścia niż seks w plenerze, więc kochaliśmy się tam, gdzie było to możliwe. To było szybkie, pełne pasji zespolenie dwóch ciał. Jednak stres był zawsze ogromny i jakoś dzisiaj nie mam zamiaru tego powtarzać. Zresztą od dwóch lat mam własne cztery kąty i to z reguły w nich odbywają się moje miłosne spotkania.
Katarzyna (39 lat, dziennikarka z Warszawy):
— Myślę, że wbrew powszechnym opiniom, my kobiety, w myśleniu o seksie zupełnie nie różnimy się od mężczyzn. Tak samo jak oni często o nim myślimy i nieraz mamy ochotę na coś szalonego.
Od dawna chciałam się kochać w przymierzalni. W niektórych sklepach są na tyle duże i zamykane na zasuwkę, że byłoby to zupełnie możliwe. Rozmawiałam o tym kilka razy z moim mężem. Miał opory, ale w końcu się zgodził. Pewnego dnia wybraliśmy się więc na zakupy do jednego ze sklepów z ciuchami. Byłam tam wcześniej i wiedziałam, że w tym sklepie moja fantazja ma szansę na realizację. Wzięłam z wieszaka piękne majtki w kolorze wanilii, kilka bluzek, spódnicę i pociągnęłam męża w stronę przymierzalni. W sklepie grała głośna muzyka, było pełno ludzi, a my – dwójka kochanków, o których nikt nie miał pojęcia, kochaliśmy się jak szaleni, oddzieleni od tego tłumu tylko cienką dyktą. Było fantastycznie, aczkolwiek trochę inaczej niż myślałam. Ostry, szybki seks, z pominięciem gry wstępnej. Śpieszyliśmy się, bo nie opuszczał nas podniecający strach, że ktoś nas nakryje. Co dziwne, mojemu mężowi, który miał początkowo tyle obaw, też bardzo spodobała się ta sytuacja, zobaczył we mnie gorącą kobietę z pomysłami. Teraz czekam na jego erotyczną fantazję. Obiecaliśmy sobie, że będziemy je realizować na zmianę. Strasznie jestem ciekawa, na co będzie miał ochotę.
Marzena (27 lat, plastyczka z Łodzi):
— Seks w plenerze pewnego razu o mało nie skończył się dla mnie wizytą na pogotowiu. Pamiętam to jak dziś. Jechałam nad morze z moim chłopakiem. Podróż była długa i męcząca. Zatrzymaliśmy się więc przy leśnej polanie, żeby rozprostować kości i coś zjeść. Było piękne lipcowe przedpołudnie. Postanowiliśmy wyjąć koc i zrobić sobie piknik w lesie. Można przypuszczać jak piknik się zakończył — seksem wśród szumiących sosen. Było niesamowicie. Jednak kiedy wsiedliśmy do auta, poczułam jak zaczyna mi coś pulsować w skroni. Po lewej stronie głowy. Ból stawał się nie do zniesienia. Czułam jakby w moim uchu ktoś złośliwie tupał. Nic nie przynosiło ulgi: potrząsanie głową ani tabletka przeciwbólowa. W końcu zdecydowaliśmy, że w najbliższym mieście poszukamy pogotowia ratunkowego.
Nie mieliśmy pojęcia, co mogło mi się stać. Byłam pełna najgorszych przeczuć, myślałam, że może właśnie pękł mi jakiś tętniak, o którym nawet nie miałam pojęcia. Kiedy byłam już cała spocona ze strachu, poczułam jak coś wypada mi z ucha… Wzięłam to coś między palce… Okazało się, że podczas igraszek na polanie, weszła mi do ucha małą szczypawica. Zupełnie nie wiem, kiedy i jak to się stało. W każdym bądź razie ten mało przyjemny epizod wyleczył mnie zupełnie z takich szaleństw.
Małgorzata (40 lat, urzędniczka z Krakowa):
— Moja seksualna przygoda w plenerze zakończyła się niestety pouczeniem. Podobno to czego dopuściliśmy się to wybryk nieobyczajny. Mnie i mojego partnera pouczył policjant, na szczęście na tyle miły, że na pogrożeniu palcem się skończyło. Powiem tyle, zupełnie nie było to miłe. A byliśmy przekonani, że w samochodzie nikt nas nie dostrzeże.
Tego dnia było przeraźliwie zimno, w dodatku padał deszcz. Byłam zadowolona, kiedy Adam, pewien bliski mi mężczyzna, zaproponował, że odwiezie mnie do domu. Od paru miesięcy coś się między nami działo. Dzwonił, żeby porozmawiać, wysyłał miłe SMS-y, zaczepiał na tlenie. Kilka razy całowaliśmy się w jego aucie, ale nigdy nie posuwaliśmy się dalej. Aż do tego pamiętnego listopadowego popołudnia, kiedy jak nastolatki zerwaliśmy ubrania i rzuciliśmy się na siebie, nie myśląc zbyt wiele. I chyba nikt by nas nie przyłapał na gorącym uczynku, gdyby nie to, jak się później okazało, że tego dnia policja robiła obławę na pewnego handlarza autami, który mieszał nieopodal lasku, w którym zaparkowaliśmy. To był zwyczajny zbieg okoliczności.
Dzisiaj ze śmiechem wspominamy tamtą przygodę, ale wtedy zupełnie nie było nam do śmiechu. Potem jeszcze kilka razy zdarzały nam się takie samochodowe spotkania. Na szczęście już nigdy więcej nie powtórzył się scenariusz z policjantem pukającym w szybę naszego auta.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze