Kłamca, leń, fantasta! Warto inwestować w ten związek?
CEGŁA • dawno temuJeśli początek jest zawsze taki piękny, to czemu koniec musi być paskudny? Nie ma we mnie na to zgody. Nawet gdy skrzeczą fakty, płaczę i nie mogę się z tym pogodzić, uwierzyć, że to czy tamto dzieje się naprawdę. Jak to możliwe, że trafia właśnie na mnie.
Kochana Cegło!
Jerzego znałam, krótko, to prawda: cztery miesiące spotykania się i zamieszkaliśmy razem, a inicjatywa była moja. Mogło z zewnątrz wyglądać, że złapałam chłopaka i postanowiłam przyszpilić w gablotce, oprawić w ramki, powiesić na ścianie jak trofeum. Ja akurat przeciwnie, kierowałam się (źle pojętym) zdrowym rozsądkiem. Jerzy miał stancję niedaleko swojej szkoły i w dni naszych randek, rzadkich zresztą, wydawał 30–40 zł na podróże, drugie tyle na łażenie po mieście – a to kino, a to knajpka. Mój pokój nie był rewelacyjny, nie mogłam nawet przyjmować gości, a płaciłam słono. Doszłam do wniosku, że po podjęciu przez Jurka pracy (miał już nagraną) lepiej wyjdziemy finansowo, wynajmując razem. Nie musiałam zresztą długo go namawiać, byliśmy zakochani, a ja dodatkowo jeszcze ślepa i głucha na oznaki.
Po niecałym roku zaczęło się psuć. Jerzy jest dyplomowanym kucharzem, wygrał nawet jakiś konkurs na zagranicznych praktykach, ale nie umiał utrzymać pracy. Pierwszą, bardzo dobrą, w drogim motelu, rzucił, bo mu było „za daleko”. Każda następna była gorzej płatna i też nic z tego nie wychodziło – lenił się, miał wysokie oczekiwania i nie chciało mu się wysilać za kiepską pensję, przeciągał strunę. Opóźniał wydawanie potraw, były za zimne lub niezgodne z opisem w karcie. Wylatywał. Zamiast robić karierę na miarę kilku lat nauki i swojego talentu (mniam, mniam, powiem Ci), staczał się na coraz gorsze posady. Zaczął mówić w kółko o wyjeździe za granicę, gdzie dopiero go docenią… Jakbym nie istniała, przecież mam np. studia, których, wiadomo, nie rzucę.
Potem doszły kłamstwa. Kupił dla nas laptop, telewizor, coś tam jeszcze, przez okrągły rok nie spłacał rat, zawiadomienia wyrzucał. Doprowadził do tego, że zajęto mu konto do wysokości 20 tysięcy i nie mógł legalnie zarobić ani grosza. Przez ten miniony czas mogłabym mu pomagać co miesiąc, dorzucać się, gdyby powiedział. Takiej kwoty na raz żadną miarą nie spłaciłabym, bo z czego? Studiuję i pracuję na ¾ etatu. Zdenerwowałam się i powiedziałam, że to dłużej nie ma sensu, zwłaszcza że Jerzy stał się opryskliwy i zajmował się już wyłącznie flejtuszeniem w domu, zostawiając mi wszystko na głowie. Nie jestem bez uczuć – wiedziałam, że może wrócić do rodziców, zacząć na spokojnie od nowa, wszystko sobie przemyśleć. Lub, jeśli taka jego wola, uciec za wymarzoną granicę. On się nadął i odszedł bez słowa, za to skrupulatnie zabierając wszystkie swoje rzeczy.
Wyszło, że nie tylko swoje. Szybko zauważyłam brak słuchawek, rolek, kasku… Różnych rzeczy, które kupiłam ja i które były konkretnie moje, nie unisex! Zadzwoniłam, poprosiłam grzecznie o zwrot tego, co wziął „omyłkowo”. Miałam nadzieję, że osoba, którą w sumie jeszcze kocham, jest tego warta. Przepraszał, obiecał podrzucić. Czas mijał, cisza. Gdy po raz któryś z rzędu wysłałam maila i esemesa, Jerzy odwinął się wyjątkowo chamsko i powiedział, żebym go nie prześladowała, bo… jego kobieta jest bardzo zazdrosna. No cóż, szybko sobie poradził – pomyślałam, ale w sumie ucieszyłam się ze względu na niego. Może znów ma gdzie mieszkać, może tej nowej przynajmniej nie oszukuje.
Potem Jurek wpadł do mnie, rzeczy nie oddał, wcisnął jakieś pieniądze na odczepnego, widać wszystko sprzedał. W przedpokoju rzucił mi, że jego narzeczona to fantastyczna, bogata czterdziecha i że właściwie to już kręcił się koło niej, zanim go „wyrzuciłam na pysk”, bo czuł, co mi chodzi po głowie. Kobieta anioł, seksowna, opiekuńcza, żadnych pytań. Miłe to nie było, zastanowiłam się tylko, jakim cudem facet, który całymi tygodniami nie wychodził z mieszkania, snuł się w gatkach między kuchnią i kanapą, mógł wyhaczyć atrakcyjną, ustawioną laskę… No cóż, cuda się zdarzają. Rozmowa miała miejsce w marcu.
Ta święta istota musiała jednak przejrzeć błyskawicznie na oczy. Wyobraź sobie, Jurek chce do mnie wrócić! Po tym wszystkim. On chyba uważa mnie za kompletnie nieposkładaną umysłowo, wyskakując z czymś takim. Dzwoni, opowiada o nowej świetnej pracy, snuje bajkową przyszłość i mówi, że powinniśmy oboje otrząsnąć się z tego niepotrzebnego epizodu. To mniej więcej tak, jakby śmiał mi się w twarz i powtarzał: ale ty jesteś głupia. Tak to odbieram. Parę razy już się popłakałam przez te rozmowy, niestety był to jak dotąd mój jedyny poważny związek, w który włożyłam całe zaufanie do świata. Trudno odzyskać to, co zostało zniszczone.
Szyszka
***
Moja kochana!
Zależy, co chcesz odzyskać: wiarę w miłość i ludzi, czy… związek z Jerzym. To drugie odradzam. Sklasyfikuj go jako istotne, warte zapamiętania doświadczenie i odłóż do archiwum. A przy następnym telefonie weź się w garść i poproś, żeby przestał, bo masz bardzo zazdrosnego chłopaka. To prawdopodobnie załatwi sprawę raz na zawsze.
Mało wiem o Jerzym, mogę jedynie zasugerować, że ludzie atrakcyjni, pożądani, z tzw. iskrą bożą dość często nie umieją swoich darów spożytkować – przeciwnie, wpadają w pychę połączoną z niemocą. Taka mieszanka kwalifikuje się do leczenia, gdyż może zrujnować życie. Niewykorzystane talenty miewają żal do świata i liczne nałogi – nie tylko te najbardziej oczywiste. Wydają więcej niż zarabiają, notorycznie kłamią, żyją iluzjami, nie umieją przyznać się do błędu, wpadają w konflikty z obowiązującym porządkiem społecznym, a nawet z prawem. Nie należy tego mylić z oryginalnością i suwerennością, człowiek prawdziwie wolny realizuje swoje ekscentryczne wybory konsekwentnie i, co ważniejsze, na własny rachunek.
Twój były chłopak jest zagubiony i egocentryczny. Partner takiej osoby ma ciężko. Cierpi, jeśli nie może pomóc – psychicznie, materialnie, jakkolwiek. Gdy natomiast pomaga, wysiłki idą na marne, co staje się źródłem kolejnych cierpień. Jedynym wyjściem z tej patowej sytuacji jest przebudzenie, inicjatywa, dojrzałość, chęć zmiany z drugiej strony – nie mówię tu, rzecz jasna, o ustnych deklaracjach, lecz o prawdziwej walce ze sobą. Tej woli walki u Jerzego nie dostrzegam, ogromnie mi przykro.
Gwałtowne zakochanie i uwikłanie jest jak mocna sprężyna – ciężko ją rozprostować. Pewnie nie chciałaś rozstawać się definitywnie z Jerzym, tylko go ocucić. Niestety (pisałam o tym wielokrotnie), odrzucenie jest dla mężczyzny wyjątkowo silnym bodźcem, odbieranym wprost, bez żadnych psychologicznych „zakrętasów”, w tym sensie mają najwyraźniej ambicję wdrukowaną genetycznie i nieodwracalnie. Co najwyżej partner z lubością się odgryza. Twoje podejrzenia mogą być więc słuszne – nowa kobieta to tylko wytwór chłopięcej wyobraźni, spragnionej podbojów i odwetu.
Nie wiem, czy jest sens to weryfikować. Jurek próbuje wrócić z podkulonym ogonem, dawałaś mu zaplecze i poczucie bezpieczeństwa. Czy jednak jest to próba podyktowana uczuciem? I dlaczego przynajmniej połowę winy za przeszłość przerzuca na Ciebie? Nie są to pytania do mnie. Może rzeczywiście na początku sprawy potoczyły się zbyt szybko. Założenie wspólnego gospodarstwa domowego rodzi konsekwencje niemal takie jak ślub, niewykluczone, że żadne z Was nie zdawało sobie z tego sprawy. Rozsądniej robić to z kimś, kogo dobrze się zna, ale… czy zakochani myślą racjonalnie? Z późniejszej próby ognia wychodzi zwycięsko ten, kto spontanicznie potrafi dostosować się do sytuacji i przejąć odpowiedzialność. Potem potrzebna jest również współpraca słabszego, nadgonienie braków.
Właśnie dlatego namawiam Cię, byś potraktowała Waszą historię bardziej w kategoriach nieudanego eksperymentu. Może to się wydawać cyniczne, ale właściwie dlaczego masz bez końca płakać z powodu kogoś, kto w Twoim odczuciu tylko z Tobą pogrywa? Dla Ciebie nie liczy się rzekomy triumf, ukorzenie się Jerzego. Pragniesz wyznania miłości bez zastrzeżeń i widocznej poprawy, a w Waszej sytuacji nie widzę w tej chwili na to szans.
Życie jest nieprzewidywalne, kto wie, może za jakiś czas dojrzejecie do siebie na akceptowalnych obopólnie zasadach? Na razie on szuka tylko starych kapci. Wyrzuć je i spróbuj żyć od nowa.
Siły i pogody ducha Ci życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze