Czy dzieci już nie chcą być sobą?
CEGŁA • dawno temuJestem wychowawczynią klasy maturalnej w ciekawej dzielnicy miasta. Moja młodzież jest zadziorna, trochę hałaśliwa, ale porządna, z sercem na właściwym miejscu. Tyko jedna z uczennic tak naprawdę mnie niepokoi i byłoby dobrze jej pomóc. Uczyła się świetnie, ale teraz, akurat przed maturą, zaczęła słabnąć i obniżać loty. Dużo czasu poświęca urodzie...
Droga Cegło!
Jestem wychowawczynią klasy maturalnej w ciekawej dzielnicy miasta:). Moja młodzież jest zadziorna, trochę hałaśliwa, ale porządna, z sercem na właściwym miejscu. Nie przypisuję zasług w tej sprawie sobie. To dobre dzieci, przeważnie ciężko pracujących rodziców. Kiedy trzeba, przydźwigają nauczycielce do domu worek ziemniaków lub żwirku kociego, wcale nie dla stopni i zaliczeń. O dziwo, nie ma w naszym liceum prześladowań, przemocy, narkotyków. Obraz szkół w mediach wydaje mi się mocno podrasowany, na pokaz i dla sensacji. Oczywiście, są uczniowie przeciętni i cisi, są też nadpobudliwi i zbuntowani. To czyni moją pracę ciekawą, sprawia, że chętnie do niej idę i mam energię pomimo nie najmłodszego wieku i kilku choróbsk.
Tyko jedna z uczennic tak naprawdę mnie niepokoi i byłoby dobrze jej pomóc. Uczyła się świetnie, ale teraz, akurat przed maturą, zaczęła słabnąć i obniżać loty. Dużo czasu poświęca urodzie, ale nie zauważyłam, żeby była szczególnie kochliwa. Najpierw myślałam, że robi to dla siebie, chce zostać modelką lub coś w tym rodzaju. Próbowałam rozmawiać z nią – zbyła mnie grzecznie, obiecała zabrać się ostro do nauki (co nie nastąpiło).
Zagadnęłam luźno jej najlepszą przyjaciółkę, a tej się natychmiast ulało. Odprowadziła mnie do domu i powiedziała, co myśli. Zapytała przede wszystkim, czy nie widzę u tamtej (przepraszam, nie będę tworzyć cudzych imion) jakichś zmian fizycznych. Przestraszyłam się, że może chodzi o jakąś ciężką chorobę, ale nie. Dziewczyna jest ładna, zgrabna, od niedawna rzeczywiście, przesadnie podkreśla buzię makijażem, zmieniła kolor włosów na bardziej zdecydowany, agresywny, odsłania nogi, ale u nas w szkole to nie jest zakazane.
Otóż, podobno podczas ostatniego letniego wyjazdu klasy jeden z uczniów powiedział w żartach, że kocha się w naszej egzotycznej pogodynce, Omenie. Dziewczyna podsłuchała czy też dowiedziała się o tym, a że chłopak bardzo jej się podoba, zaczęła „działać”. Przyciemniła włosy i karnację, podpatrzyła fryzurę, nauczyła się modelować twarz i obrys oczu, aby maksymalnie upodobnić się do tamtej. Ja oczywiście nie miałam tych skojarzeń, zabiegi zatem nie są chyba zbyt skuteczne. Chłopak, w relacji przyjaciółki, również nie zbliżył się do niej po tej rzekomej „przemianie”. Myślę, że niestety, nikt poza samą zainteresowaną nie dostrzega wymarzonego podobieństwa.
Zmartwiłam się. Widziałam kilkakrotnie rodziców tej uczennicy, razem i osobno. Są przystojni i atrakcyjni, po czterdziestce. Chyba zarabiają ponad przeciętną rodziców moich dzieciaków. Matka dziewczynki jest piękna w sposób naturalny, genetyczny. Zdecydowanie o tym wie, bo ma dość wyniosły sposób bycia i nie umiałam do niej dotrzeć ze swoimi niepokojami odnośnie córki. Bardziej zainteresowany wydawał się ojciec, ale ma stosunek lekceważący do „wygłupów” nastolatek. Mówił, że córce przejdą przebieranki, zawiedzione miłości i kolczyki w pępku, bo każdemu przechodzi w końcu i człowiek (chciał chyba powiedzieć: kobieta) staje się normalny, kiedy ma prawdziwe, dorosłe obowiązki…
Kiedyś w prasie sensacyjnej czytałam o dramacie nastolatki latynoskiej, która chciała za wszelką cenę upodobnić się do Scarlett Johansson. Tam „przeróbki” szły już na całego: wymiana zębów, implanty policzków i pośladków, wybielanie włosów i skóry… Nie wiem, czy u mojej podopiecznej to przejściowe, czy podobnie obsesyjne. Jak pisałam, jest ładna i nie rozumiem, jak może chcieć być kimś innym. Na dodatek – dla kogoś innego, kogo to w ogóle nie obchodzi. Straszne. A jeśli ten młodzieniec zmieni zdanie i zakocha się, dajmy na to, w pani Małgosi Foremniak? Chcę dziewczynie pomóc, nie mamy niestety w szkole psychologa.
Telimena:)
***
Droga Telimeno!
Mnóstwo dziewcząt, właśnie pięknych, utalentowanych, z jakichś powodów nie lubi siebie, a w każdym razie lubi zmieniać skórę, jak wąż. Nawet wspomniana Scarlett jeszcze nie tak dawno była „zwyczajną” dziewczyną z prostymi włosami w kolorze średniego blondu i fascynującym, niskim, chropowatym głosem. Dziś jest również piękną, lecz tylko kolejną kalką Marilyn Monroe, i szczebiocze słodko jak skowronek… Może zrobiła to dlatego, że istotą aktorstwa są metamorfozy i ją to bawi – a może też ma ze sobą jakiś problem, trudno orzec na odległość.
U Twojej uczennicy rysują się pewne wyraźniejsze tropy. Jest głęboko zakompleksiona i chyba nie bez wpływu są tu stosunki z rodzicami, nie zawód miłosny. Mogę podejrzewać następującą sytuację: tradycyjny ojciec, lubiący tradycyjne i oczywiście piękne kobiety, trochę jak trofea, oraz chłodna, podporządkowana matka, która wychowuje córkę najprościej jak umie: pod wymagania taty, a w domyśle – wszystkich mężczyzn. Ponieważ ten schemat się dobrze sprawdza w życiu, przynajmniej na pozór. Sprawdził się w tym małżeństwie. A rodzice, mimo że czasem trudno w to uwierzyć, z reguły chcą dla swojego dziecka jak najlepiej. Z rozmaitym efektem.
Dziewczyna uważa, że chcąc zdobyć uczucie chłopaka, musi spełniać co do joty jego oczekiwania. Jest zbyt niedojrzała, by odróżnić mrzonki od realiów. Pragnie spełnić fantazję, która dla niego zapewne nie ma żadnego znaczenia przy wyborze ukochanej. Zresztą, tak bywa najczęściej z ideałami urody: pragniemy blondynek lub rudzielców, a związujemy się z osobami wyglądającymi całkiem inaczej i w niczym nam to nie wadzi. Twoja uczennica tego jeszcze nie rozumie. Dla niej prawdopodobnie ideałem związku są rodzice, którzy dobrali się między innymi pod względem urody.
Z drugiej strony, liczę, że u tej dziewczyny nie mamy do czynienia z głęboką patologią. To raczej typ wrażliwej marzycielki, której umyka prawdziwa i praktyczna strona życia. Nie jestem pewna, czy na tym etapie powinno już padać słowo „psycholog” lub „psychiatra”. Być może tak, bo trzeba ratować maturę, ale nie powinno się robić tego zbyt brutalnie, żeby się nie przestraszyła i nie załamała swoim stanem. Można by spróbować paru podstępów, by naprostować sytuację. Rodziców, którzy są ślepi na niuanse psychologiczne, lepiej naprowadzić na konkret – np. wspomnieć o trudnym, przeładowanym programie w ostatniej klasie i podpowiedzieć korepetycje dla córki, unikając nacisku na to, że to właśnie ona, jako jedyna w klasie, się opuściła. Ty, jako wspaniały pedagog, na pewno znajdziesz zręczny sposób na odbycie takiej rozmowy.
Co do samej uczennicy, sadzę, że zamiast nakłaniać ją do nauki, mogłabyś pofilozofować z nią o przyszłości. Zapytać o jej plany, marzenia, zainteresowania co do ewentualnych studiów. Odwrócić uwagę od spraw związanych z wyglądem i zawiedzioną miłością. Wręcz na odwrót – ignorować te tematy! To banalny chwyt, ale może się udać. Z przyjaciółką raczej nie „spiskuj”, bo to z kolei może przynieść opłakane skutki. A jeśli w ostatnim semestrze nic się nie zmieni i dziewczyna nie zacznie koncentrować się na nauce, wówczas do „filozofowania” warto przemycić pytanie o korepetycje dla duszy.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj, że w kwestii podejścia uczennicy do matury czy pójścia do terapeuty nie możesz wyręczać rodziców ani rozpętywać „afery”. Decyzja o powadze sytuacji powinna jednak zapaść w rodzinie. A nuż dzięki temu coś się w tym domu zmieni na lepsze?
Gratuluję Ci powołania i miłości do dzieciaków:).
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze