Polska to piękny kraj
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuW ostatni weekend po pokazie slajdów z końca świata, zapytałam znanego podróżnika, czy odkrył na Ziemi miejsce, w którym mógłby mieszkać poza Polską. Nie proszę pani – odpowiedział - już po 3 miesiącach tak tęsknię za krajem, że podróż przestaje mnie cieszyć.
W ostatni weekend po pokazie slajdów z końca świata, zapytałam znanego podróżnika, czy odkrył na Ziemi miejsce, w którym mógłby mieszkać poza Polską. Nie proszę pani – odpowiedział - już po 3 miesiącach tak tęsknię za krajem, że podróż przestaje mnie cieszyć.
Jeszcze rok temu wydawałoby mi się to dziwne. Jak to? Nie chcieć zamieszkać na jakiejś rajskiej wyspie, gdzie słychać tylko szum oceanu i spadające kokosy? Nie chcieć zostać mieszkańcem Nowego Jorku lub Hongkongu? Nie pragnąć białego domu w Hiszpanii?
Dziś rozumiem go doskonale. Niedawno wróciłam z dwumiesięcznej podróży po Azji. Widziałam miejsca, o których zawsze marzyłam. Zachwycałam się widokami tyle razy, że zabrakłoby palców u rak i nóg, żeby je wszystkie policzyć. Jadłam pyszności z regionalnych kuchni i słuchałam muzyki wibrującej w sercu. Cieszyłam się chwilą. A jednak wciąż myślałam o powrocie. Zwyczajnie tęskniłam za domem.
W tej tęsknocie nie chodzi tylko o wygodne łóżko i czysty prysznic, których podróżnik jest najczęściej pozbawiony. Taką tęsknotę łatwo byłoby zaspokoić zmieniając nocleg na lepszy. Z dala od swojego kraju myśli się o wielu drobiazgach nieosiągalnych w najwspanialszych rajach z pierzastymi palmami. Przykłady? Proszę bardzo!
Objadając się ananasami i chińskimi pierożkami wciąż rozmyślałam o kromce razowca ze świeżym masłem. Znalezienie dobrego chleba w Azji to zadanie ekstremalnie trudne i w moim przypadku zakończone porażką. Jako nałogowy pożeracz pełnoziarnistego pieczywa, nie powinnam się bez niego ruszać z domu. To refleksja podróżnicza poboczna.
Wdychając zapach przejrzystej wody morza Andamańskiego przypominałam sobie o burych falach Bałtyku, tak pięknego poza sezonem i tak dystyngowanego w swoim chłodzie. Bezludne plaże w Jastrzębiej Górze w moim prywatnym rankingu nie przegrywają z tajlandzkim wybrzeżem. Jednak musiałam zobaczyć oba, aby móc to stwierdzić.
Kiedy miesiąc temu po 9 tygodniach na azjatyckim szlaku nasz samolot zbliżał się do lądowania w Gdańsku, trudno było mi opanować wzruszenie. Nawet ciężko mi sobie wyobrazić, co czują ludzie wracający do kraju po latach.
Polska widziana z góry, szczególnie w słoneczny, wiosenny dzień, wydaje się kolorowym, uporządkowanym krajem. Jest piękna ze swoimi zielonymi pofałdowaniami, kępami drzew porozrzucanymi między polami rzepaku i pszenicy. Nawet nowe osiedla widziane z góry układają się w miłe dla oka wzory. Przesadzam? Być może. Jednak po wypłowiałym od słońca krajobrazie Delhi, po rozkrzyczanych miastach Chin i po zakurzonych drogach Birmy, Polska jest jak ilustracja książki dla dzieci – wesoła, różnorodna i przyciągająca wzrok.
Przez kilka dni po powrocie nadziwić się nie mogłam spokojowi okolicznych dróg. Bez szwendających się krów, koncertu klaksonów, kłębów spalin i tysięcy dziur, wydają mi się szczytem nowoczesności i praworządności. Ktoś się pewnie zaśmieje szyderczo wspominając nerwowych kierowców i trwający miesiącami remont. Ten ktoś być może nigdy nie jechał nepalską „autostradą”, gdzie asfalt pojawia się równie niespodziewanie jak znika, a wyprzedzanie na czwartego jest tak popularne jak zupa z soczewicy. Ten ktoś być może nie widział chińskiej ulicy, gdzie sygnalizacja świetlna uznawana jest jedynie za zbędny ozdobnik, a pieszy ma takie same prawa jak insekt w sierści psa. Kraj, w którym zebra na jezdni służy przechodniom a nie parkującym samochodom, sprawia naprawdę miłe wrażenie. Tym bardziej cieszy fakt, że to mój ojczysty kraj.
Przy każdym powrocie odkrywam z radością kolejny fragment wyremontowanej przestrzeni, nowy chodnik, kwiaty posadzone w ogrodach. Jest coraz ładniej i światowo. I tylko szkoda, że tak dużo u nas narzekania i kompleksów. Podróże kształcą. Również w zakresie doceniania własnego kraju.
Już niedługo kolejny długi weekend a potem wakacje. Cieszę się, że zostanę w Polsce. Przede mną wiele pięknych dni. Nie ruszając się daleko zamierzam czerpać z polskiego lata garściami. W Noc Świętojańską uplotę wianek z polnych kwiatów, podczas kurpiowskich dożynek spróbuję malinowego miodu, na Mazurach zajadać się będę pysznym serem z gospodarstwa pod Świętą Lipką. Przejdę się w deszczowy dzień po plaży w Sobieszewie. Zabiorę synka do zamku w Gniewie lub do Fokarium na Helu. W przerwie między wycieczkami usmażę dżem z truskawek, najpyszniejszych, z Kaszub. Tylko boję się, czy lata wystarczy na te wszystkie plany.
Miło jest wyruszać w daleką podróż, ale jeszcze milej jest wracać. Szczególnie jeżeli w domu czekają z obiadem stęsknieni rodzina i przyjaciele.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze