Miejska legenda
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuPolicja coraz częściej otrzymuje doniesienia o wydarzeniach wyssanych z palca, które wcześniej krążą w Internecie. To tak zwane legendy miejskie, z pozoru prawdopodobne historie, rozpowszechniane w kręgach znajomych i przekazywane kolejnym grupom osób. Rozchodzą się w sieci jak epidemia. Ich celem jest przede wszystkim wywoływanie silnych emocji u odbiorców.
Kilka dni temu otrzymałam e-mail: Drodzy, wśród naszych znajomych była próba porwania 5-letniej dziewczynki w Arkadii. Szczegółów zajścia jeszcze dokładnie nie znam. Dziewczyna straciła na "chwileczkę" dziecko z oka. Na szczęście Arkadia szybko zareagowała, zablokowali wszystko i najwyraźniej porywacze się przestraszyli i uciekli, a dziecko zostało znalezione w WC przebrane i z ogoloną głową. Nie wiem jeszcze czy pod wpływem jakichś środków, czy nie. Słyszałam o takiej akcji we Francji, dzieci odurzają, golą włosy i przebierają, w ten sposób porywają. Najprawdopodobniej chodzi o organy. Do tej pory nie przestaję o tym myśleć. Prześlijcie to proszę znajomym z dziećmi. Na dole imię i nazwisko, stanowisko w firmie. News budzący zaufanie.
Zamarłam. Jako matka małego dziecka odczułam grozę sytuacji. Wyobraźnia podsunęła natychmiast obraz zapłakanego, przestraszonego dziecka i rozpacz matki. Roztrzęsiona zaczęłam przeszukiwać Internet. Przecież takie wydarzenie musiało mieć oddźwięk medialny! I szybko znalazłam… słowa nadkomisarza stołecznej komendy policji dementującego sensacyjne wydarzenie.
Okazuje się, że policja coraz częściej otrzymuje doniesienia o wydarzeniach wyssanych z palca, które wcześniej krążą w Internecie. To tak zwane legendy miejskie, z pozoru prawdopodobne historie, rozpowszechniane w kręgach znajomych i przekazywane kolejnym grupom osób. Rozchodzą się w sieci jak epidemia. Ich celem jest przede wszystkim wywoływanie silnych emocji u odbiorców.
Każdy z nas zna przynajmniej kilka takich historii. Poczynając od czarnej Wołgi, krążącej w latach siedemdziesiątych po ulicach polskich miast i porywającej dzieci a skończywszy na zabójcy przyczajonym na tylnym siedzeniu. Ta ostatnia historia wywołała u mnie prawdziwy dreszcz i dopiero niedawno dowiedziałam się, że jest zmyślona. Długo w nią wierzyłam, bo usłyszałam ją od siostry, ona od naszej kuzynki, a kuzynka od przyjaciółki, która rzekomo znała koleżankę, będącą główną bohaterką wydarzenia. Znacie tę historię? Niewtajemniczonym przypominam.
Kobieta nocą wraca przez las i na drodze widzi konar. Zatrzymuje samochód, żeby usunąć przeszkodę i po dwóch minutach kontynuuje jazdę. Tymczasem samochód jadący za nią (w niektórych wersjach tir) zaczyna dawać sygnały długimi światłami i sprawia wrażenia, jakby ją gonił. Przestraszona kobieta dzwoni do męża, że już dojeżdża i żeby wyszedł przed dom, bo ona się boi. Kiedy przyjeżdża do domu, goniący ją samochód również zjawi się na podwórku. Wysiada z niego para w średnim wieku i zaczynają tłumaczyć. Jechali do domu z urlopu i nagle zauważyli, że na drodze stoi oświetlony samochód i jakiś facet wylatuje z lasu, otwiera drzwi z tyłu wozu i wślizguje się do tego stojącego wozu. Wydało im się to co najmniej dziwne. Zapalili długie światła i wtedy zauważyli, że ten facet podniósł ręce jakby chciał coś zrobić kierowcy. Zaczęli świecić długimi światłami i on się wystraszył i znów położył czy schował na tym siedzeniu. I tak kilka razy. Zdali sobie sprawę, że jadąca kobieta może być w niebezpieczeństwie. No więc pojechali za nią. Po ich wyjaśnieniach wszyscy podbiegli do samochodu. Drzwi tylne były otwarte. Na siedzeniu nie było faceta. Ale był kawałek sznura…
Ten sznur daje do myślenia? Prawda? To wywoływanie silnych emocji (współczucie, strach itp.), to jedna z cech legendy miejskiej. Kolejną z cech jest odwoływanie się do ważnych sfer w życiu człowieka — poczucia bezpieczeństwa, zaspokajania głodu, walki z chorobą lub powoływanie się na powszechnie znane osoby. Legenda miejska wydaje się bardzo prawdopodobna, choć jest zaskakująca i sensacyjna. Dla podkreślenia autentyczności opowiadana jest najczęściej w bardzo rozbudowanej formie, z elementami lokalnej topografii. W zasłyszanej przeze mnie historii o zabójcy na tylnym siedzeniu, dziewczyna jechała przez mazurski las. A historia o próbie uprowadzenia dziewczynki w centrum handlowym doczekała się swojej śląskiej i pomorskiej wersji.
Internetowa strona www.atrapa.net założona i prowadzona przez matematyka i informatyka Filipa Gralińskiego gromadzi wszystkie legendy miejskie i łańcuszki, krążące w sieci. Z zainteresowaniem czytam tu o szczurach wyskakujących z klozetu, motocyklistach jeżdżących z metalowymi linkami na szyi, egzaminatorach biorących walentynkę za łapówkę i innych. Podziwiam kreatywność autorów i skrupulatność badacza, który klasyfikuje i opisuje wszystkie historie. Jednak nie do śmiechu mi, gdy czytam opowieści o ciężko chorym dziecku, poszkodowanych w wypadku i poszukiwaniu określonej grupy krwi. Takie apele, podobnie jak prośby o zbieranie etykiet Liptona, które można wymienić na wózek inwalidzki dla dziecka, wywołują we mnie odruch niesienia pomocy. Nie rzadko łańcuszki powstały na bazie prawdziwych historii, ale zmutowane w tysiącach wariantów krążą po sieci. Ich siła jest znacznie większa niż moc prawdy. Jak pisze na swojej stronie Filip Graliński Zły łańcuszek wypiera dobry. Tylko jak się dowiedzieć który z otrzymanych łańcuszków jest prawdziwy? Znowu rada pana Filipa List łańcuszek jest fałszywy, dopóki ktoś nie udowodni, że jest inaczej. I tego się trzymajmy.
Zakończę w duchu legendy miejskiej. Drodzy, piszę to po to, żeby ostrzec wszystkich czytających e-maile. Błagam, nie wierzmy we wszystko, co przeczytamy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze