Miłość i strach. Kobiety to lubią
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPisarz, scenarzysta i reżyser pełnią funkcję swatki. Bo horrory kręci się z jednego powodu, żeby ułatwić ludziom zbliżenie, gdy z ekranu bije ciemność. Oglądanie horroru jest swoistym rytuałem, metodą na uwiedzenie. Ma tę przewagę, że odbywa się w domu lub innym, ciemnym miejscu. Przyjęcie zaproszenia na film grozy oznacza więc zgodę na bycie poderwaną.
Na świecie zawsze było pięknie, ale najpiękniej chyba w Ameryce lat pięćdziesiątych.
Wyobrażam sobie, że za pomocą magicznej maszyny przenoszę się do tyłu, mam też lat szesnaście, nazywam się Luke i właśnie pożyczyłem od ojca czerwonego Plymoutha fury z opuszczanym dachem. Na co dzień w moim miasteczku niewiele się dzieje, można co najwyżej wybrać się na potańcówkę (ostatnio grał młody zdolny facet o nazwisku Cash, które odebrałem jako dobrą wróżbę), mógłbym pobić się z jakimś motocyklistą podobnym do Marlona Brando. A najchętniej pojechać do kina.
Kino piątkowe jest świętem, zaś słowo „pojechać” pada nieprzypadkowo. Skoro zdobyłem już śliczną, czerwoną furę, to potrzeba mi jedynie pasażerki w typie pin-up, ostatecznie, zwiewnego dziewczęcia w sukience w groszki. Skoro moje szczęście trwa dalej (Ameryka, magiczny kurs angielskiego, odmłodnienie oraz Plymouth fury) to owszem, trafiam na taką i kiedy wskakuje na przednie siedzenie, wiem już, że odniosłem zwycięstwo. Pojedziemy bowiem do kina samochodowego pod gołym niebem, gdzie na rozwieszonym ekranie wyświetlą kolejno dwa horrory. Będziemy oglądać historie o morderczych mrówkach wielkości słoni, szkielety na sznurkach snuć się będą wśród ponurych dekoracji, pojawią się najeźdźcy z kosmosu, niemal tak groźni jak komuniści, a diabeł przemówi głosem Vincenta Price'a. Wszystko to będzie totalną nowością, czymś równie strasznym co surowy pastor ze szkółki niedzielnej lub bomba atomowa. Dziewczyna się wtuli, zakryje oczy, a mi pozostanie tylko cynicznie wykorzystać wywalczone stanowisko obrońcy.
Horrory oglądam odkąd pamiętam, myślałem trochę nad genezą gatunku, zdarzyło mi się nawet przebrnąć przez kilka prac teoretycznych, jakąś swoją naknocić, niestety – na próżno. Horrory kręci się bowiem z jednego powodu, cała ta krew, flaki, ciemne lasy i wampirze zęby złożono jedynie po to, żeby ułatwić ludziom zbliżenie, może gdzieś w drodze powrotnej, a kto wie, może w tych częstych chwilach, gdy z ekranu biła ciemność. Dlatego też ludzie horrory piszą, w końcu zarabianie na książkach nie należy do najłatwiejszych zajęć, za to czasem książki te są ekranizowane. W ten sposób pisarz, scenarzysta z reżyserem pełnią funkcję swatki.
Niestety, nie załapałem się ani na Amerykę, ani na lata pięćdziesiąte, pozostała więc epoka wideo, w której miałem przyjemność dorastać. Szczęściem dysponowałem pokojem z magnetowidem (połączonym do monitora komputera Amiga), a co tydzień wyruszałem na giełdę celem wymiany pirackich kaset. Problem polegał na tym, że dziewczyny, później kobiety (w skutek ułomności psychicznych nie wymyśliłem nowej metody na podryw) nie bardzo chciały horrory oglądać, preferując Króla Lwa czy jakieś Indochiny, łgałem więc bezczelnie, że Zombie 4 jest naprawdę nową wersją Pięknej i bestii a serię o Freddym Kruegerze nakręcił Bergman do spółki z Kurosawą. O Almodovarze jeszcze nie słyszałem.
Metoda odnosiła, najczęściej, połowiczny sukces, musiałem bowiem tłumaczyć się, czemu to takie głupie i gdzie ten Mickey Rourke, mający odtwarzać rolę główną. Na szczęście szybko pojawiały się duchy i potwory, film zasysał (tak właśnie dzieje się z horrorami) i z czasem nie musiałem nawet włączać następnego. Niekiedy oświadczałem wprost, że bardzo chciałbym zobaczyć horror. Wybranka początkowo nie chciała o tym słyszeć, godząc się po dłuższych naciskach. Gdzieś tak po pierwszej pół godzinie, dziewczyna zastygała, oglądając ekran przez palce, zaś na wszelkie próby rozproszenia jej, czy przerwania seansu reagowała niby kobra, której ciśnięto w oczy piasek.
Kobiety są mądrzejsze od mężczyzn (to znaczy, w pewnych okolicznościach, najgłupsza nawet dziewczyna jest i tak mądrzejsza od najmędrszego nawet mężczyzny) i wątpię, by nie przejrzały mojej gry. Oglądanie horroru jest swoistym rytuałem, metodą na uwiedzenie, podobnie jak randka w restauracji, ma jednak tę przewagę, że odbywa się w domu lub jakimś innym, ciemnym miejscu. Przyjęcie zaproszenia na film grozy, choćby w kinie studyjnym oznacza zgodę na bycie poderwaną. Wspólną wizytę na festiwalu filmowych okropności tłumaczę sobie beznadziejnym zakochaniem.
Kobiety lubią horrory bardziej niż inne filmy ze względu na kobiety właśnie. Te są tam uchwycone w przedziwny sposób.
Z jednej strony są głupsze niczym cegła, a ich jedynym walorem, prócz powabnej cielesności jest atrakcyjny sposób umierania. Nic nie uzasadnia tego stężenia kretynizmu ani życiowe doświadczenie, ani założenia fabuły, wymagające by trup padał w ściśle określonych interwałach. Kobieta, zaatakowana w pierwszej połowie horroru będzie krzyczeć, lecz nie ruszy się z miejsca, wyglądając ciosu sarnimi oczyma. Na widok niebezpieczeństwa pogna w miejsce zamknięte, na przykład do piwnicy lub na strych, ostatecznie popędzi w las nocny lub na bagno, do obrony weźmie sobie patyk, przycupnie za miotłą, spróbuje też odwrócić uwagę prześladowcy wywrzaskiwaniem o pomoc. Widz płci żeńskiej może poczuć dyskomfort w skutek takiego ośmieszania kobiet, lecz zaraz zatonie w przyjemnej satysfakcji. Ale te dziewczyny są głupie. Ja postąpiłabym dużo rozsądniej - myśli sobie i jeszcze przytuli się z tego namyślenia.
Kobiety są również dzielne – te, które nie dadzą się wyrżnąć do dwóch trzecich horroru zmieniają się w heroiny, takie skrzyżowanie Dziewicy Orleańskiej i Terminatora, tyle, że z nogami do nieba. Faceci wywracają się o własne nogi czy też trupy zaszlachtowanych kolegów, jęczą i babrzą się we własnych rozprutych flakach. A kobieta chwyta byle drąga i pędzi wymierzać sprawiedliwość złowrogiej poczwarze. Kino wojenne, sensacyjne i przygodowe wybrało bohaterów zmaskulinizowanych, doprawdy trudno wskazać żeńską wersję Sylwestra Stallone, kobietom przypadł więc horror. Tam wiodą prym i nawet jeśli parę dało się zabić na początku, to finałowa heroina (przeżytka, wedle slangu branżowego) buduje pomnik emancypacji, tym ciekawszy, że uzbrojony po zęby.
Film grozy niesłychanie zmienił się przez ostatnie pół wieku. Urocza umowność obrazów o plastykowych monstrach z kosmosu lub bagnach należy do przeszłości. Wyparła ją wpierw krwawa dosłowność kina lat pięćdziesiątych, kiedy całe to medium (nie tylko horror) wlazło w fazę dojrzałej pornografii. Potem, przaśność lat osiemdziesiątych przyniosła zakochanym wiele radości – ci patrzyli na szaleńców z maczetą, tulili się i jeszcze mieli ubaw po pachy. A potem przyszły rzeczy typu Piła, smutne produkcje Shyamalana wreszcie, całą masę wysokobudżetowych produkcji z montażem nadającym się do walenia głową w mur – lecz nie do kochania.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze