Dziesięć sekund ciszy
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuDziewczyna którą facet próbuje uwieść, najczęściej odpowiada w połowie pytania, a potem nie daje już dojść do słowa (umiejętność słuchania to najważniejsza cecha uwodzicieli), u zarania związku jakoś jeszcze się stara, a potem przychodzi nieodwołalne spowolnienie. Czemu kobiety odpowiadają chętnie gdy są obce, zapoznane, milkną zaś gdy dzielą z nami dach?
Nic nie dzieje się bez określonej przyczyny; zjawiska z pozoru bezsensowne i przypadkowe mają swoje umocowanie w rzeczywistości, co nie zawsze umiemy dostrzec. Na przykład wydarzenie tak zwyczajne, powszechne w całej historii ludzkości, jak zamordowanie partnera, będące przecież czynem strasznym najczęściej pozostaje niezrozumiane.
Niewiele wiem o kobietach, zgoła nic, ale akurat chyba mogę pojąć czemu jedna z drugą mogłaby zechcieć mnie uśmiercić. Oto alternatywny świat moich zgonów. Wracam do domu o czwartej, urżnięty w pestkę, wyśpiewuję przeboje Slayera, oznajmiam, że jestem tylko na moment, zabrać gitarę i wracać do kolegów. Chlast, nożem w gardziołko. Doświadczam zmysłowej rozkoszy w ramionach przypadkowego dziewczęcia i bach, na mój łeb spada wałek i miast orgazmu dostaję audiencję u Najwyższego („Łukasz”, rzecze mi Pan Bóg, „wszystko zrozumiem, ale w takiej chwili…”). Przehulałem oszczędności w kasynie i zaraz wsuwam żurek ze strychniną, nie smakował mi obiad, więc będę już gryzł ziemię, oświadczam, że wakacje, miast z ukochaną spędzę w gronie kumpli, zaraz więc, przy pomocy sznurka, odbywam wyprawę dalej niż planowałem, za to bez powrotu.
Tak mniej więcej to wygląda, a za świadków biorę trupy mych szacownych poprzedników.
Odwrotna relacja, czyli ja szykujący się do mordowania, budzi więcej wątpliwości, facet bowiem ma zaskakującą zdolność do znoszenia nie tylko kobiecych dziwactw, ale i najgorszych potworności. Wytrzymamy trzygodzinne przymierzanie ciuchów, choć myśl już dawno popełniła zbrodnię, paplanie przez telefon i ogólne "trzęsawki", w które niewiasta wpada z jakiejś niedorzecznej, niezrozumiałej przyczyny. Zdrada średnio nas obchodzi, a jeśli nawet, to zamiast ganiać z siekierą, lepiej poszukać pocieszenia, unikając wysokiego wyroku. Nawet pieniądze, przepuszczone bezczelnie na środki czystości oraz jedzenie jakoś wielkodusznie umiemy wybaczyć.
A jednak, raz na czas jakiś facet ma krew na rękach i zalewa się łzami. Dlaczego?
Odpuśćmy mordowanie na rzecz dużo straszniejszego tematu.
Kiedy zadaję jakieś pytanie, zwykle natychmiast uzyskuję odpowiedź. Albo coś w zamian odpowiedzi, powiedzmy hmmm albo nie mam drobnych. Odpowiedź może być właściwa lub błędna, zgrywać się z moimi oczekiwaniami lub je przekreślać, ważne jest co innego – po moich słowach padają inne. Bardzo szybko. Czasem mogę oczywiście oberwać po głowie, co uznaję za niewerbalną formę odpowiedzi na nurtujący mnie problem. Odpowiadają wszyscy, po swojemu, ale solidarnie: młodzi i starzy, głupi i kompletnie skretyniali, co najważniejsze mężczyźni i kobiety. Po równo, z jednym wyjątkiem, tym najbliższym.
Obca kobieta, powiedzmy, kasjerka odpowiada natychmiast, barmanka takoż, a dziewczyna którą facet próbuje uwieść, najczęściej odpowiada w połowie pytania, a potem nie daje już dojść do słowa (umiejętność słuchania to najważniejsza cecha uwodzicieli), u zarania związku jakoś jeszcze się stara, a potem przychodzi nieodwołalne spowolnienie. Ze względu na niejednorodny charakter w pierwszym, najbardziej intensywnym okresie znajomości, zjawisko najczęściej pozostaje nierozpoznane – zakochany chłop zwyczajnie ślepnie, jakby mu żaru w oczodoły nasypać. Jeśli związek przetrwa, pojawi się wspólne mieszkanie, obrączka nawet, to nie ulega wątpliwości, że przemieni się także forma konwersacji.
Facet pyta wezwać taksówkę? I cisza. Ta sama cisza, która pojawia się, gdy chcemy wiedzieć, na którą idziemy do kina, gdzie, u diabła, leży rachunek za Internet, a nawet, gdy zagadujemy kobietę o rzeczy jej bliskie, na przykład o miejsce, gdzie wybierzemy się na zakupy, ulubioną restaurację, nawet to najprostsze pytanie o pracę pozostaje bez odpowiedzi. I cóż. Cisza nie jest wieczna, a najpoważniejsi badacze z osiemnastu krajów ustalili, że trwa równo dziesięć sekund. Ich wnioski pokrywają się z moimi prywatnymi zapiskami.
Nie chodzi nawet o to, że przez te dziesięć sekund tkwię w kompletnej próżni, czuję się nieważny, wyrzucony poza wszelki nawias w wielką kadź z szlamem – te dziesięć sekund, przez swą straszliwą powtarzalność staje się doświadczeniem gorszym niż drzazgi wbite pod paznokieć i kłopoty z erekcją razem wzięte, wolałbym chłeptać kwas pruski niż doświadczyć ich ponownie. Nie istnieje też sposób ich uniknięcia, nieszczęśnicy ponawiający pytanie lądują jeszcze gorzej – dziesięciosekundowa fraza milczącej męczarni zaczyna się na nowo, gdy tylko wybrzmi powtórzone pytanie.
W żrącym płomieniu tej wewnętrznej tragedii, nagiego, męskiego cierpienia, blaknie oczywiście sens samego pytania – nie obchodzi mnie już czy i kiedy pójdziemy do sklepu, a rachunek pan z banku może sobie zeżreć.
Z czego to wynika? Czemu kobiety odpowiadają chętnie gdy są obce, zapoznane, milkną zaś gdy dzielą z nami dach? Nie wskazałbym ani niedbałości, ani uwiądu uczuć – dziewczyny zakochane po uszy i hetery milczą w odpowiedzi równie konsekwentnie. Czysto fizycznym problemom ze słuchem zaprzeczy byle laryngolog, a koledzy potwierdzą, że nie zacząłem bełkotać (przyczyna może tkwić przecież we mnie). Więc co? Naukowcy zwrócili uwagę na wspólny element wszystkich przypadków, mianowicie, mieszkanie we dwoje.
Wiadomo, że każda kobieta musi uwić sobie gniazdko, choćby mieszkała w pudle na buty razem z chłopakiem i sześcioma psami. To przekształcanie rzeczywistości – wybieranie kolorów tapet, właściwych zasłon, pościeli, obrazów, kafelków i innych odrażających elementów – prowadzi do trwałych deformacji w płacie skroniowym odpowiedzialnym za słyszenie właśnie.
Stosunkowo krótkie frazy o określonej, wznoszącej się intonacji przestają być normalnie odbierane, pech chce, że właśnie tak brzmi pytanie zadawane przez faceta. Dźwięk dochodzi do kobiety z opóźnieniem. Zgadnijcie jakim? Tak, dziesięć sekund. Nawet nie sposób wskazać winnych. Grupa badawcza proponuje zmianę intonacji i, być może, za rok, dwa, pytania będziemy zadawali śpiewem.
Dramat biegnie dalej i kończy się na siekierze. Początkowo, facet spotkawszy się z nieustępliwym milczeniem ze strony kobiety będzie się wściekał, potem spróbuje złe emocje zdusić, na koniec zadziałają mechanizmy obronne umysłu. Tym razem męskiego. Przez dziesięć sekund facet zapomni, o co pytał, żadnej odpowiedzi nie będzie już oczekiwał i wszystko wróci do normy. Tylko pozornie.
Umysł, wytrącony z rzeczywistości, zaczyna reagować w sposób irracjonalny – regularne przerwy co dziesięć sekund czynią w męskim łbie wyrwy. Te pchają ku butelce niedawnych abstynentów, radykalnych herosów monogamii ciskają w jamy rozpusty, a najspokojniejszych nawet misiów zmieniają w Hannibalów Lecterów. Taki, zapytany czemu zabił, odpowie grzecznie: nie wiem, panie oficerze. Zapytałem gdzie jest cukier i potem nic nie pamiętam.
Tym samym, gdybym w przyszłości popełnił podobną zbrodnię, już teraz proszę o łagodny wyrok.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze