Dyktando złości
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: złość nie jest doradcą najlepszym, jakkolwiek bardzo usłużnie pcha się jako pierwszy. A w sytuacji, którą opisujesz, złości jest tyle po wszystkich stronach konfliktu. Myślę, że niemały wpływ na zachowania córki Twojego męża może mieć jej otoczenie. Nie byłaś przyczyną rozstania, ale jeśli pojawiłaś się tuż po rozwodzie, nic nie stało prawdopodobnie na przeszkodzie, by Cię za taką przyczynę uznać...
Droga Margolu!
Jestem zafascynowana Twoimi trzeźwymi osądami problemów, a teraz mi takiego trzeźwego osądu bardzo potrzeba. Moim problemem (wielkim) są stosunki z córką męża z poprzedniego małżeństwa. Mimo że to nie ja byłam przyczyną rozpadu tamtej rodziny, ona nawet nie próbuje kryć swojej wrogości wobec mnie. Poznałyśmy się, gdy miała 10 lat, świeżo po rozwodzie rodziców. Wtedy wszystkie moje działania były podyktowane tym, żeby jej nie urazić i nie zniechęcić do mnie. Jej fochy i złośliwości były wtedy mało groźne – była dla mnie po prostu skrzywdzonym i zagubionym dzieckiem, które w taki sposób próbuje poradzić sobie z bardzo trudną rzeczywistością.
Tylko że od tego czasu minęło już siedem lat, siedem lat moich starań. Obiadki w niedzielę, kino, czasami odrabianie lekcji, zawsze prezenty na urodziny i imieniny. Ona to wszystko łaskawie przyjmuje, po czym zaczyna wojnę od nowa. Mąż jest dobrym ojcem, bardzo o nią dba, wozi do szkoły, do lekarza, z dyskoteki i na zakupy, opłaca dodatkowe zajęcia, zawsze pamięta o świętach. Słowem – cały czas uczestniczy w jej życiu. Ale zawsze jest coś, co jej się nie podoba, i karą dla niego jest brak życzeń na Dzień Ojca albo urodziny, albo odmowa spotkań w domu (u nas).
Zawsze wtedy miejscem przez nią wybranym jest jakaś droga restauracja. Na imprezie rodzinnej u nas siedzi i się nie odzywa. Miała przyjechać na ferie, ale zastanawia się, czy nie da się mnie wysłać gdzieś na ten czas, żeby nie było mnie w domu. Powiem tak: jestem wściekła! Kroplą, która przelała czarę, były ostatnie święta – w gronie rodziny, a jakże. Byliśmy z mężem jedynymi osobami, które nie dostały żadnego prezentu i jedynymi, których nie odwiedziła. Mam dosyć. Dwa dni płakałam, a teraz jej zagrywki wzbudzają moją agresję! Co mam zrobić?! Udawać, że mnie nie ma w rodzinie?! Mam ochotę jej przyłożyć!
Julia
***
Droga Julio,
Ustalmy jedno: złość nie jest doradcą najlepszym, jakkolwiek bardzo usłużnie pcha się jako pierwszy. A w sytuacji, którą opisujesz, złości jest tyle po wszystkich stronach konfliktu…
Myślę, że niemały wpływ na zachowania córki Twojego męża może mieć jej otoczenie. Nie napisałaś niczego o jego byłej żonie, o ich wzajemnych stosunkach. Nie byłaś przyczyną rozstania, ale jeśli pojawiłaś się tuż po rozwodzie, nic nie stało prawdopodobnie na przeszkodzie, by Cię za taką przyczynę uznać… Albo przynajmniej skupić na Tobie złość. Wówczas w dziecko sączy się przekonanie, że gdyby nie ta kobieta, miałoby tatusia dla siebie. To jedna z możliwych wersji, najbliżej mi znana. Stąd niedaleko do wściekłości i niechęci…
Dziewczyna ma w tej chwili siedemnaście lat. Niby już po okresie najsilniejszego buntu, ale może zwyczajnie nadal nie radzi sobie z emocjami wobec ojca? Nie mając przynajmniej śladowych informacji na temat przeszłości, nie umiem ani usprawiedliwić, ani jednoznacznie potępić jej zachowań. Znamienna jest chęć „karania” ojca. Coś musi ją bardzo uwierać, że posuwa się do takiej manipulacji. Czy to jego związek z Tobą? Niekoniecznie. Prawdopodobnie nie potrafi ostatecznie znienawidzić osoby, którą przecież bardzo kocha, i przelewa swoją wściekłość na Ciebie. I to, co gorsza, zapewne nie ma nic wspólnego z Tobą jako taką. Na Twoim miejscu mogłaby być dowolna inna osoba, z tym samym skutkiem… Nawet Britney Spears czy kogo tam teraz nastolatki lubią i szanują. Zatem, obawiam się, możesz wykonywać potrójne salto z wymykiem, chodzić na rzęsach, połykać płonące pochodnie w całości i pogryzione – i nie będziesz dla niej nikim innym, jak piorunochronem, katalizatorem złości na tatę. On ją zawiódł, bo tak pewnie trzeba przyjąć, a na Tobie odreagowuje swoje negatywne emocje.
I pewnie trudno ją za to winić. Mimo Twoich starań. Dla niej w wieku dziesięciu lat rozpadł się świat. Następne lata są inne dla niej i dla Ciebie. Dla Ciebie to dorosłe życie, dla niej – dojrzewanie. I czas płynie wtedy inaczej, i emocje są inne. W końcu to prawie połowa jej drogi na tym świecie. Odbywa tę drogę w pół- albo i ćwierćobecności ojca, bez jego codziennej asysty, bez obserwacji relacji między nim a matką. To na pewno dla niej trudne. Tobie też pewnie nie jest łatwo, ale to konsekwencja Twojego wyboru. Sama go dokonałaś. Jej nikt o zdanie nie pytał. Została postawiona przed faktem dokonanym, i to zapewne przedstawionym w konkretny sposób. Mało znam matek, które nie odreagowywałyby swojego zawodu na byłym małżonku przed dziećmi. Najczęściej pokazują tych ojców w najgorszym świetle. Nie mnie to oceniać, bo emocje wskazują często niedobrą, niemądrą drogę. Trzeba niesłychanej dojrzałości i nieziemskiego opanowania, żeby nie poddać się ich działaniu w różnych okolicznościach. Niewielu się ta sztuka udaje, acz znam takich. Nie z lustra, niestety…
Wiem, że trudno Ci się pogodzić z tym, że dla córki męża zawsze będziesz obca. Jej stosunek do Ciebie może się jeszcze zmieniać z czasem, ale obawiam się, że nie możesz liczyć na to, że „wypracujesz” sobie jej sympatię. Jesteś „tylko” katalizatorem złości. I naprawdę, uwierz mi, trudno mieć do niej żal, że nie poradziła sobie z emocjami. Czas na ich dojrzewanie dopiero się dla niej zaczął. Nie wiadomo też, jakie emocje pielęgnuje jej otoczenie, czym nasiąka w domu.
Inna sprawa, że sztukę manipulacji opanowała dziewczyna do perfekcji. Obawiam się, że Twój mąż, w poczuciu winy, na zbyt wiele jej pozwolił. Próbując pieniędzmi (prezentami, finansowaniem dodatkowych zajęć, wożeniem) okupić swoją przy niej nieobecność, zapędził się w kozi róg. A ona świetnie to widzi i ucina wszelkie próby wyplątania się stamtąd. To już zadanie dla Twojego męża: wyjaśnić córce, że nawet jeśli wciąż czuje złość na niego, nie ma prawa ranić jego uczuć i odgrywać się na nim. Jeśli będą obydwoje tkwili w tym młynku napędzanym złością, nie dojdą do porozumienia. Tu jest miejsce na szczerą, pewnie bardzo bolesną rozmowę (a raczej rozmowy) z córką. Na wyrażenie wprost wszelkich żalów, na próbę rozwiązania tego emocjonalnego supełka. Mąż powinien dążyć do tej rozmowy i być gotów na grad oskarżeń. Nie bronić się, spokojnie je przyjąć. I po prostu powiedzieć córce, że i jego bolą jej zachowania. Zawsze jako receptę w takich sytuacjach proponować będę rozmowę, jakkolwiek trudna i bolesna by ona była.
Niełatwo Ci, Julio, oj, niełatwo. W dodatku mało widzę szans na zmianę sytuacji. Możesz zmienić jedynie oczekiwania i ocenę swojej roli w tym wszystkim. Może będzie choć trochę lżej, gdy zdasz sobie sprawę z tego, że tak naprawdę to sprawa między ojcem a dorastającą córką…
Pozdrawiam, życząc wytrwania,
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze