To nie moje dziecko
ANNA PAŁASZ • dawno temuDo roli ojca trzeba dorosnąć, dojrzeć i dziewięć miesięcy może wbrew pozorom nie wystarczyć. A co jeśli mężczyzna staje przed "faktem dokonanym" i w dodatku ma wychowywać cudze dziecko? Okazuje się, że do tej roli może nie dojrzeć wcale.
Patrycja (39 lat, menadżer z Wrocławia) poznała Pawła w kiepskim momencie swojego życia. Właśnie się rozwiodła, musiała zmienić mieszkanie, w pracy też nie szło tak, jak powinno. Nie była gotowa na kolejne zmiany. Nie podejrzewała nawet, jakiego rodzaju zmian zażąda jej nowy partner.
— Paweł nie lubił dzieci. Przekonałam się o tym na randce, kiedy z powodu obecności dzieci w lokalu postanowił zabrać mnie w inne miejsce. Zbagatelizowałam to, pomyślałam, że jak pozna mojego synka, zmieni zdanie. Nie ukrywałam, że mam syna, ale on nie chciał o tym rozmawiać. Nie spieszył się, żeby go poznać, nie kupował zabawek, słodyczy. Traktował moje dziecko jak widmo. Poznał mojego synka po dwóch miesiącach. Cały czas był dystans, ale nie naciskałam, żeby od razu go pokochał, nie liczyłam na to. Miałam nadzieję, że to przyjdzie z czasem. Niestety, Paweł coraz częściej wspominał, żebym oddawała syna pod opiekę męża. Niby dla wygody, żebyśmy mogli wyjechać, wyjść na kolację. Potem zaczął naciskać, że jeśli chcemy być razem, syn musi zamieszkać z ojcem. Paweł wykrzyczał mi w twarz, że nie będzie wychowywał obcego bachora i nie zniesie jego obecności w domu. Oczywiście wywaliłam go na zbity pysk!
Alicja (27 lat, księgowa z Krakowa) urodziła córkę jeszcze przed maturą. Wychowywała ją samotnie, z pomocą rodziców. Podczas studiów poznała chłopaka, z którym chciała się związać. Niestety, przeraziło go jej zaplecze rodzinne w postaci małego dziecka.
— Wiadomo, nie powiedziałam mu od razu, że mam córkę. Dopiero po dwóch tygodniach się zebrałam, żeby mu wszystko powiedzieć. On najpierw przyjął to na chłodno, właściwie to jakby się ucieszył, że w sumie dobrze się stało, bo on chciał się ustatkować. Ale po kilku dniach zmienił totalnie zdanie. Uznał, że to wstyd wychowywać cudze dziecko, że to nieślubny bękart i wszyscy go wyśmieją, że tylko frajerzy wychowują nieswoje dzieci. Był przykry i wulgarny, jak nie on. Pożegnaliśmy się w przykrej atmosferze. Nie dość, że tak mnie potraktował, to jeszcze rozpuszczał o mnie różne plotki na wydziale. Miałam przez niego tyle nieprzyjemności, że aż szkoda słów.
Zróbmy sobie nowe
Anna (31 lat, urzędniczka z Bydgoszczy) usłyszała od swojego partnera, że nie potrzebne im jej dziecko z poprzedniego związku, skoro mogą mieć nowe. Z początku wzięła to za dość niewybredny żart, ale szybko dotarło do niej, że to całkiem poważna propozycja od zupełnie niepoważnego człowieka.
— On nie wiedział nic niestosownego w tym, żebym oddała dziecko do adopcji albo nalegała, by jego ojciec się nim zajął. Miał wiele pomysłów na to, jak zagospodarować moje dziecko, byle tylko zrobić miejsce dla nowego. Nie wiedziałam, jak zareagować, czy to głupie żarty, czy tylko on jest głupi. I wyszło, że to drugie. Facet był przekonany, że pozbędę się dziecka jak ciucha, byle tylko dostać nowy. To tak żałosne i przykre, że do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Dla niego to było coś tak oczywistego, że zrezygnuję z dziecka byle być z nim, byle go zatrzymać. Miłość wymaga poświęceń, prawda? Czasami poświęcasz pasję, innym razem własne dziecko, takie życie. Palant i tyle.
Paweł (32 lata, bankowiec z Gdańska) równie atrakcyjną ofertę otrzymał od swojej ówczesnej partnerki. Nie chciała zaakceptować jego dzieci z poprzedniego związku, więc postanowiła urodzić mu nowego bobasa. Tak w ramach kompromisu.
— Nie podobało jej się, że moje dzieci spędzają z nami czas, że zabieram je na weekendy, na wyjazdy. Nie chciała, bym miał kontakt z byłą żoną, a siłą rzeczy musiałem, a poza tym nie chciałem z tego kontaktu rezygnować. I nie miałem zamiaru udawać bezdzietnego kawalera! Moja była dziewczyna wiedziała, że jestem facetem z przeszłością w postaci dwójki fantastycznych dzieciaków. Nawet nie chciała o nich słyszeć, robiła awantury, kiedy dowiadywała się, że są u mnie. Wreszcie postanowiła, że zajdzie w ciążę i urodzi mi nowe dziecko, które zastąpi te posiadane. Wykombinowała to tak, że moja żona dostanie nasze dzieci na własność, a ja będę miał nowe, na osłodę. To brzmi śmiesznie, ale wcale takie nie było. Ona nie rozumiała, co w tym niestosownego, dlaczego uważam ten pomysł za idiotyczny i absurdalny. Oczekiwała, że jak urodzi mi dziecko, będę poświęcał uwagę tylko im i nie zatęsknię nawet za moimi dziećmi. Idiotka, tylko tyle mogę o niej powiedzieć z perspektywy tej całej sprawy. Albo bierz sobie kawalera, albo pogódź się z tym, że ma dzieci i tak już zawsze będzie. Chyba, że facet jest kretynem i zgodzi się na taki cyrk.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze