Uczniowie biorą na uspokojenie
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuCo piąty uczeń w Polsce z powodu stresu sięga po tabletki uspokajające. Europejskie badania dowodzą, że środki uspokajające są większym problemem niż trawka. Ze środków nasennych i uspokajających najczęściej korzystają dziewczęta – co czwarta z nich stosowała je co najmniej raz w życiu. Z powodu problemów w szkole stale rośnie liczba samobójstw wśród dzieci i młodzieży.
Z badań przeprowadzonych przez European School Survey Project on Alcohol and Other Drugs ESPAD w 2007 roku na grupie w wieku 15 – 16 lat z 35 państw wynika, że do użycia choć raz w życiu leków uspokajających, na przykład Relanium, przyznaje się 18 proc. polskiej młodzieży. Trzy razy rzadziej takiej odpowiedzi udzielają nastolatki z innych krajów w Europie (jednocześnie wyprzedzając nas w spożyciu alkoholu i tytoniu). Ogólnie do kontaktu z narkotykami, lekami uspokajającymi i nasennymi przyjmowanymi bez zalecenia lekarza przyznaje się 29% 16-latków (uczniów III klas gimnazjów) oraz 46% 18-latków (uczniów II klas szkół ponadgimnazjalnych). Choć w używaniu środków odurzających generalnie przodują chłopcy, ze środków nasennych i uspokajających częściej korzystają dziewczęta – co czwarta z nich stosowała je co najmniej raz w życiu.
— W mojej klasie, teraz przed maturą, na 25 osób 3 wzięły amfetaminę, 6 osób się zjarało, na pewno też dwie dziewczyny wzięły środki uspokajające – mówi Marta, tegoroczna maturzystka z Wrocławia. — Być może tych, co wspomagają się na różne sposoby jest więcej, ale o tych wiem na pewno. Jedna dziewczyna chodziła przed egzaminem po korytarzu i piszczała, żeby się pozbyć stresu. Skąd biorą leki? A różnie, same sobie coś kupują w aptekach, albo dostają od rodziców. Ja na szczęście jestem wolna od takich rzeczy. Ale mogę powiedzieć, że to normalne, powszechne.
Młodzi ludzie sięgają po leki uspokajające, by poradzić sobie z problemami dnia codziennego. Dostępność leków w aptekach i Internecie jest nieograniczona, a społeczne przyzwolenie na ich używanie znacznie większe, niż w przypadku alkoholu, narkotyków czy tytoniu. Sprzyja to niekontrolowanemu narastaniu zjawiska uzależnienia od środków nasennych i uspokajających.
Nie sposób nie zadać sobie pytania, dlaczego coraz częściej radzimy sobie ze stresem w tak niebezpieczny, niszczący i uzależniający sposób?
Odpowiedź zdaje się być prosta. Współczesna rzeczywistość często stawia przed młodymi ludźmi nieludzkie zadania. Nierzadko rodzice planują karierę swoich pociech już od najmłodszych lat, zmuszając ich do wysiłku ponad siły. Każdy dzień wypełnia się dzieciom zajęciami pozaszkolnymi, nauką gry w tenisa, jazdą konną, angielskim, basenem, gimnastyką korekcyjną – ta lista nie ma końca. Bywa, że już dzieci w wieku przedszkolnym miewają starannie zaplanowaną ścieżkę kariery zawodowej.
— Mam w klasie koleżankę, która w wakacje miała codziennie korepetycje. Po kilka godzin – mówi Marta. — Jej rodzice wcale nie są naukowcami ani nikim takim – sami w życiu niewiele osiągnęli i teraz cisną swoją córkę jedynaczkę, żeby jej się udało. Nie da się z nią spotkać, umówić, bo ciągle musi się uczyć. Ta dziewczyna nie ma dla siebie pięciu minut.
Nie tylko rodzice wywierają wpływ na swoje dzieci. Sami uczniowie konkurują między sobą, traktując siebie nawzajem jak rywali, nie kolegów.
— Inna koleżanka z klasy kupiła sobie jakąś książkę, która miała jej pomóc w nauce do matury – opowiada Marta. — Zajrzałam jej przez ramię, chciałam zobaczyć, co czyta. Wysyczała: „Spier… od mojej książki!”. Na maturze i w ogóle na egzaminach nie ma od kogo ściągać. No, może w klasie mam takie trzy osoby, nie więcej. To teraz też normalne: nikt nikomu nie pomaga.
Psycholodzy, którzy zbierają w gabinetach żniwo tego szczurzego pędu, ostrzegają, że wywieramy za dużą presję na dzieci, że dociskamy je do granic niemożliwości. Zarażamy je swoimi stresami i niepokojem o przyszłość, nieświadomie przenosimy na nie nasze lęki. Psychiatrzy szacują, że na depresję cierpi około 40 proc. nastolatków; ponad 40 proc. uczniów podstawówek nie widzi sensu życia, a 30 proc. przyznaje, że ma myśli samobójcze. Coraz częściej mówi się też o kryzysie rodziny i dotkliwej samotności dzieci i młodzieży. Te dane potwierdza jeszcze inne zjawisko: narastająca liczba samobójstw wśród ludzi młodych, zwłaszcza dzieci do lat 14. Często, choć nie zawsze, zaczyna się od samookaleczania. Jest to zjawisko tak powszechne wśród młodych ludzi, że są już prowadzone specjalne warsztaty dla pedagogów – żeby wiedzieli, jak pomóc swoim uczniom. Ból fizyczny zagłusza ból psychiczny, emocjonalny, dlatego coraz więcej ludzi próbuje ulżyć sobie, kalecząc się. Kiedy samookaleczenie już nie wystarcza, młodzi ludzie – a nierzadko małe dzieci — sięgają po rozwiązanie ostateczne – samobójstwo. Stosunek młodych do samobójstwa jest dziś zupełnie inny niż jeszcze kilka lat temu.
— Tak, rozmawiamy czasem z kolegami i koleżankami o samobójstwie – mówi Marta. — I ja osobiście samobójców rozumiem. Nie potępiam ich. Dla mnie to bardzo odważni ludzie.
Naukowcy twierdzą, że nie bez znaczenia jest wpływ kultury masowej, jak choćby ciesząca się dużą popularnością subkultura emo, gloryfikująca odbieranie sobie życia. Młodzi ludzie wychowują się w etyce, która nie potępia samozniszczenia.
— Kiedy dodamy do siebie wszystkie te zjawiska: powszechny szczurzy pęd, myśli samobójcze dzieci i młodzieży, ich samookaleczanie się, nadużywanie środków odurzających, halucynogennych, uspokajających i nasennych, rozluźnienie kontaktów rodzinnych i społecznych, zmianę wartości etycznych, otrzymamy przerażający obraz młodzieży – osamotnionej i osieroconej przez wymagających dorosłych. Być może warto się nad tym zastanowić, zanim znów powiemy coś o dzisiejszej trudnej młodzieży?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze