Ciężki żywot niani
EDYTA LITWINIUK • dawno temuW ich ręce oddajemy nasze dzieci. Nianie, opiekunki, babysitterki - ta profesja chyba zawsze wzbudza wielkie emocje. Jedni ją sobie chwalą, inni traktują jako zło konieczne.
W przeciwieństwie do żłobków, które mają złą renomę, przedszkola stają się coraz bardziej popularne. Jednak nie każda z mam decyduje się na oddanie dziecka pod opiekę takiej instytucji opiekuńczo-wychowawczej. A nawet jeśli już zaprowadzi swoją wychuchaną pociechę, to pasuje po pierwszej serii przedszkolnych chorób, które dopadają malucha. I właśnie wtedy jedynym i najlepszym wyjściem jest opiekunka.
Choć może do podkradania niań jeszcze w Polsce nie dochodzi, trzeba przyznać, że te cieszące się estymą są hołubione przez mamy, a informacje o kontakcie z nimi przechowywane w największej tajemnicy. Nie od dziś wiadomo, że dobra niania to skarb. Ale żeby na taką trafić za pierwszym razem, trzeba mieć niesamowite szczęście. Rekordzistom przewija się przez dom kilka, czasem nawet kilkanaście niań w ciągu roku. Młode, stare, studentki, babcie, ciocie, sąsiadki… Zainteresowanie profesją niani jest zauważalne w prasie – dużo tam ogłoszeń niań szukających pracy i mam czekających na idealną opiekunkę.
Zło konieczne
Osobiście nigdy nie miałam do czynienia z nianiami, więc z niejakim zdziwieniem wysłuchiwałam żalów kuzynki na kolejne opiekunki.
— Znalezienie niani dla Michałka to był prawdziwy koszmar — żaliła się. — Przez dom przewinęło się kilka niań i z każdą coś było nie tak. Jedna, zamiast zajmować się Michałem, siedziała całymi dniami przed telewizorem i oglądała seriale, a w tym czasie dzieciak chodził samopas. Cud, że nic mu się nie stało. U innej znowu były problemy z punktualnością. Nagminnie się spóźniała lub wcale nie przychodziła. Pamiętam jedną, która chyba najbardziej mnie wkurzyła. Poszło o pieniądze. Z opiekunkami zwykle umawiałam się tak, że płaciłam im co miesiąc — ta chciała co tydzień. Pomyślałam, że w sumie to żaden problem, szczególnie, że Michał bardzo ją lubił. Na początku było w porządku, a potem stwierdziłam, że chyba coś jest nie tak. Miałam wtedy trochę pracy w firmie, więc nie zwracałam na to uwagi, ale kiedyś mój mąż chlapnął, że musi iść do bankomatu, bo to, co miał przy sobie, dał opiekunce na wypłatę. Wtedy coś mnie tchnęło, siedliśmy oboje i zaczęliśmy liczyć. Okazało się, że dziewczyna tak nas zamotała, że kilka razy wypłaciłam jej pieniądze dwa razy w jednym tygodniu. Znalazła na to sprytny sposób: jedną wypłatę brała ode mnie, drugą od męża, bezczelnie mu tłumacząc, że to ja ją do niego skierowałam. Po tej akcji musiałyśmy się pożegnać. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć w jej głupotę! Czy ona myślała, że to się nie wyda?
Kuzynka długo użalała się na warszawskie opiekunki, wspominając swoje przygody z nianiami. A to takimi, które podkradały jakieś drobiazgi z domu (w tej sytuacji, aby upewnić się w swoich podejrzeniach, zainstalowała kamerę), to znowu z innymi, które nie chciały nic ugotować — nie to że domownikom, tylko dziecku… Słuchając tego wszystkiego, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że przeciętna opiekunka to nic innego, tylko personifikacja siedmiu plag egipskich.
A przecież nianie to nie jest wynalazek ostatnich czasów. Do tej pory pamiętam, jak mój były z rozrzewnieniem wspominał swoją nianię, która przez kilka lat mieszkała z nim i jego rodzicami. Oczywiście cała rzecz działa się jakieś trzy dekady temu, ale mimo upływu czasu sentyment do opiekunki pozostał. Z uśmiechem na twarzy wspominał, że niania pochodziła ze wsi. Nosiła „długaśne”, obszerne spódnice, w które uwielbiał wtulać twarz i miała śpiewny akcent. Nawet, gdy na niego krzyczała, bo nabroił, to był w tym jakiś urok. A ile niania znała piosenek, wierszyków, przyśpiewek, powiedzonek… Pilnowała go parę dobrych lat. Do tej pory wspomina ze śmiechem, że kiedy nadszedł stan wojenny, niania z przerażeniem zaczęła pakować ubrania, szykując się do wyjazdu na rodzinną wieś. Ale nie żeby sama! W opasłej starej walizce równiutko obok swoich rzeczy układała ubrania „chłopczyka”, zamierzając zabrać go ze sobą, bo „idzie wojna”… Ech, gdzież są te nianie?
Niania-robot
Co prawda współczesne nianie daleko mają do tych, których przykładem była tamta. Nie to, że są gorsze, po prostu inne. Nowoczesna mama, która zostawia dziecko w domu z nianią, ma wymagania. Opiekunka nie jest jedynie od tego, żeby przesiedzieć z dzieckiem kilka godzin w ciągu dnia, przebrać, nakarmić czy wyprowadzić na spacer. Współczesna idealna niania to taka, która ma (najlepiej wszystko na raz): wykształcenie pedagogiczne, doświadczenie w pracy z dziećmi, a poza tym biegle włada obcymi językami, żeby od czasu do czasu z dzieckiem pogawędzić w swahili (żart, ale po angielsku — czemu nie). Niania ma zapewnić nie tylko opiekę, ale także zajęcia edukacyjne, bo szkrab ma się rozwijać, nabierać umiejętności i pewności siebie. Powinna też być pozytywna i zaangażowana oraz uczciwa, doświadczona, kochająca dzieci i cierpliwa. A najlepiej, żeby niania też posprzątała i przygotowywała posiłki. Oczywiście dziecku. Choć trzeba przyznać, że są mamy, które mają jeszcze większe wymagania.
— Taka niania-robot — żali się na forum jedna z opiekunek. — Rodzice chyba nie wyobrażają sobie, jak bardzo ich dzieci są absorbujące. Często nic się nie da zrobić poza opieką nad maluchem. A tu jeszcze ugotować, posprzątać, wyprać… Przyznaję, że są dzieci, przy których można zrobić jakieś minimalne porządki, ale bez przesady. Ja tu jestem dla dziecka, a nie po to, żeby jego rodzice mieli w domu czysto. Do tego mogą sobie zatrudnić kogoś innego. W odpowiedzi na to jedna z mam pisze, iż ona, opiekując się swoim dzieckiem, wyrabia się i ze sprzątaniem, i z gotowaniem, więc dlaczego niani miałoby się to nie udać. Na to niania ripostuje: - Tyle że prawdopodobnie dziecko cały ten czas spędza w kojcu, wpatrzone w telewizor…
Zawód: niania
Zakres obowiązków opiekunek to nie jedyny dyskusyjny temat na linii rodzic-niania. Kolejna kwestia sporna to — a jakże — pieniądze. Ile średnio zarabia niania? Ciężko powiedzieć, bo stawki są zróżnicowane. Zależne nie tylko od czasu, jaki poświęca dzieciom, ale też ich liczby czy zakresu obowiązków, a nawet wielkości miejscowości… Praca opiekunki jest zajęciem na pół lub cały etat. Stawka godzinowa to najczęściej 10 zł (i jest to minimum, ciężko znaleźć opiekunkę za mniejsze pieniądze, szczególnie w dużym mieście). Wertując warszawskie ogłoszenia da się zauważyć, że niania zarabia średnio 1200–1500 zł za miesiąc, a w co bogatszych dzielnicach nawet 1800.
W małych miejscowościach bywa inaczej. Jedna z moich szkolnych koleżanek chwaliła ostatnio swoją nianię, co to siedzi z dwójką dzieci 8 godzin, pięć razy w tygodniu, a jak trzeba, zostanie też wieczorem albo przyjdzie w weekend. Kiedy, delikatnie podpuszczając koleżankę, stwierdziłam, że pewnie musi płacić niewiarygodne pieniądze, ta rzuciła: 350 zł miesięcznie i od czasu do czasu z 50 zł ekstra. Zamurowało mnie. Fakt, że w tej miejscowości niania na pełnym etacie wyciągnie jakieś 650–800 zł, ale taka kwota to już moim zdaniem jawne wykorzystywanie. Ale jeśli niania się na to godzi?
Rzadko która rodzina zatrudnia nianię jako legalnego pracownika — takiego z ubezpieczeniem, który rozlicza się z urzędem podatkowym itp. Generalnie nianie to ogromna szara strefa, zarabiająca pieniądze do ręki. Nierzadko bywają to osoby zarejestrowane jednocześnie w Urzędzie Pracy jako bezrobotne. Żyć nie umierać, chciałoby się dodać. Ale czy one same są z takiej sytuacji zadowolone?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze