Jestem z młodszym mężczyzną
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temu>„Miłość nie wybiera”. Znamy to powiedzenie, a jednak nie wszyscy się z nim zgadzamy. Czytając wypowiedź bohaterki, zastanów się, czy dziwi cię związek młodej dziewczyny z kilkanaście lat starszym mężczyzną, czy oglądasz się za parą, bo chłopak jest co najmniej o dwie głowy niższy od dziewczyny, czy tolerujesz miłość homoseksualną, czy śmieszy cię para grubaski z chuderlakiem?
„Miłość nie wybiera”. Znamy to powiedzenie, a jednak nie wszyscy się z nim zgadzamy. Czytając wypowiedź bohaterki, zastanów się, czy dziwi cię związek młodej dziewczyny z kilkanaście lat starszym mężczyzną, czy oglądasz się za parą, bo chłopak jest co najmniej o dwie głowy niższy od dziewczyny, czy tolerujesz miłość homoseksualną, czy śmieszy cię para grubaski z chuderlakiem, zastanawia widok niepełnosprawnego na wózku trzymającego za rękę piękną dziewczynę o zdrowych nogach?
Agnieszka (40 lat, ekspedientka, studentka, Nasielsk):
Jestem z młodszym mężczyzną. Niektóre z kobiet powiedzą: „i co z tego?”, ale nie wszędzie jest taka tolerancja. Mieszkam w małym mieście, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą, plotkują, obserwują, puszczają szydercze uśmiechy, mieszają się w nie swoje sprawy. Pewnie nie powinnam się tym przejmować, ale ja też wychowywałam się w tym ciasnym światku i nie umiem się od tego odżegnać, przechodzić obojętnie obok plotkarek i nie martwić się, że rodzina wytyka mnie palcami.
Trudno mi. Rodziców odwiedzam rzadko. Głównie dlatego, że mogę do nich przyjść wyłącznie sama, bez Karola. Dalsza rodzina: kuzynki, stryjkowie, ciotki oglądają się za mną na ulicy, szepczą, zadają kłopotliwe i nieszczere pytania: „a ten twój to ile ma lat”, „chyba dużo młodszy, co…?”, „Ty to matką byś mogła jego być albo starszą siostrą”. Nienawidzę ich za to. Chyba woleli mnie, gdy byłam starą panną. Choć i wtedy nie było miło.
Gdy byłam samotna, drwili, ale jakoś to akceptowali. W małym mieście dziewczyna po trzydziestce bez męża, rodziny i dzieci to coś nienormalnego. Gdy moje koleżanki, które wyjechały na studia do Warszawy, bawiły się w najlepsze, korzystając ze swej wolności i nie widziały w tym nic dziwnego, ja byłam traktowana jak osoba ułomna, której nikt nie chce, niezbyt ładna, niewystarczająco mądra i ponętna. Przyzwyczaiłam się do tego, uwierzyłam, że miłość jest nie dla mnie, że nie poznam nikogo, nie zakocham się prawdziwie, nikt mnie nie pokocha i że do końca życia będę samotna – na językach.
Wtedy coś się zmieniło. Poznałam go na imieninach koleżanki. Znałam go z widzenia, nawet mi się podobał, ale nigdy nie myślałam o nim w taki sposób, bo był dużo młodszy, a więc nieosiągalny. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy. Byłam tak zestresowana, że na początku myślałam, że to jakiś podstęp, że się mną interesuje celowo, bo się założył, albo robi sobie ze mnie żarty. Uwierzyłam dopiero na naszej trzeciej randce, gdy mnie całował, gdy poczułam, że cały świat wiruje i że jest mi tak fantastycznie jak nigdy dotąd. Chciałam całemu światu wykrzyczeć, jaka jestem szczęśliwa i wtedy zaczęły się schody.
Nikt nie był po naszej stronie. Koleżanki się ode mnie odwróciły, rodzice nie akceptowali, rodzina i znajomi drwili. Czułam się, jakbym robiła coś niemoralnego. A przecież to nieprawda, bo czy miłość dwojga ludzi może być niemoralna?Dodał mi skrzydeł. Z jego powodu zaczęłam studia, nie chcę być już ekspedientką bez przyszłości w małym miasteczku. Zaczęłam bardziej o siebie dbać, chodzić w butach na obcasie i dziewczęcych sukienkach, zmieniłam fryzurę, zaczęłam się malować, a przede wszystkim więcej uśmiechać. Uśmiechałam się mimo tych wszystkich przeciwności.
Marzę o wyprowadzce, bo wśród tylu nieprzychylnych ludzi nie da się żyć. Chciałabym usłyszeć od innych, że mieli podobne problemy, że nie jestem osamotniona.Mam 40 lat, prawie zero szans na zdrowe dziecko i wielkie szczęście, że poznałam kogoś, kto bardzo mnie kocha i chce założyć ze mną rodzinę. Ten ktoś jest ode mnie młodszy o 18 lat. Czy to zbrodnia?
Chcę wierzyć, że nam się uda i wbrew temu, co mówią, nie zostawi mnie dla młodszej. Nie chcę myśleć, że traktuje mnie jak starszą siostrę i że zastępuję mu matkę, która zmarła, gdy był kilkuletnim chłopcem.
Nie wiem, skąd w ludziach taka zawiść. Przez te nieprzychylne spojrzenia nie umiem się cieszyć tym, co mam. A mam przecież to, na co zawsze czekałam – człowieka, który mnie szanuje, kocha, opiekuje się mną, jest moim przyjacielem. Dlaczego nikt nie potrafi zrozumieć, że prawdziwa miłość nie zna granic i że ta różnica wieku nie ma dla nas znaczenia? Trudno jest żyć w miejscu, w którym wszyscy są przeciwko. Nie wiem, czy tak można wytrzymać i czy są jakieś sposoby, by zmienić zdanie innych. Czasem wydaje mi się, że niepotrzebnie się tym przejmuję, innym znów razem mam wrażenie, że to wszystko nie ma sensu. Bo czy to normalne, że jestem z mężczyzną, który teoretycznie mógłby być moim synem?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze