W kolejce do żłobka
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuChciałabyś spędzić uroczą noc przy temperaturze minus dwanaście, stojąc w kolejce przed drzwiami żłobka? Razem z setką podobnych desperatów? Jeśli nie, a nie ma masz gotowej do poświęceń babci lub wolnych dwóch tysięcy miesięcznie, lepiej zastanów się, zanim zajdziesz w ciążę. By zapisać dziecko do żłobka, trzeba odstać swoje w kolejce.
Taka przyjemność spotkała kobietę, która chciała zapisać swoją kilkumiesięczną córkę do państwowego żłobka. I to wszystko nie w jakimś Iksinowie Dolnym, ale poważnym mieście na zachodzie naszego kraju. Zamożnym i szczycącym się niskim bezrobociem. Trzeba było przyjść osobiście bo telefonicznie zapisów nie przyjmujemy, przytargać zestaw zaświadczeń i odstać te drobne dziesięć godzin. No i udało się. Antosia będzie chodzić do żłobkowej najmłodszej grupy, razem z dwudziestką innych dzieci szczęścia. Tak, tak – dwudziestką. Tyle było miejsc. Pozostali rodzice, w tym samotne matki, mogą sobie teraz szukać niań oraz prywatnych „klubów malucha”. A jak ich nie stać, to niech siedzą w domu.
Zamknij oczy i myśl o Polsce!
Pokiwałam głową, zrobiłam współczującą minę i pewnie zapomniałabym o sprawie gdyby nie to, że tego samego popołudnia natrafiłam na znaną chyba wszystkim reklamę społeczną. Wiecie, tę ze znikającymi dziećmi i mnożącymi się emerytami: Polska 2010 – sześć milionów emerytów, dwadzieścia cztery miliony osób w wieku produkcyjnym i siedem milionów dzieci. Polska 2050 – jedenaście milionów emerytów, piętnaście milionów osób w wieku produkcyjnym i TYLKO trzy miliony dzieci… Konkluzja: Dzieci to nasze wspólne dobro. Zadbaj o przyszłość. W domyśle: rób dzieci, bo nam państwo zbankrutuje i na emeryturze będziesz się żywił korą drzewną oraz innymi darami lasu oraz losu. Pamiętacie hasło z czasów królowej Wiktorii: Zamknij oczy i myśl o Anglii? Chodziło o to, by damy przemogły wstręt do prokreacji i pozwoliły czynić się wielodzietnymi matkami w imię przyszłości imperium. Tutaj mamy coś podobnego.
Cholernie mnie ta hipokryzja zirytowała. Oczywiście, nikt nie jest takim idiotą, żeby decydować się na dziecko pod wpływem kampanii społecznej. Ale sam pomysł, żeby namawiać do rozmnażania, jeśli w zamian oferuje się tylko czterysta dwudzieste drugie miejsce na liście oczekujących do żłobka, budzi głęboką irytację. Jak głupie musi być państwo, które domaga się od nas dzieci, żeby ktoś mógł utrzymać ZUS? Które robi łaskę, że otwiera jedno nowe przedszkole w dzielnicy, w której są tysiące potencjalnych przedszkolaków, jak na warszawskiej Białołęce? Które przedszkoli na wsi nie prowadzi praktycznie wcale, bo przecież matki mogą jedną ręką doić krowę, a drugą pchać wózek? Czy tam odwrotnie.
Przecież to oczywista oczywistość, standard unijny, że każde dziecko, którego rodzice tego chcą, powinno móc pójść do darmowego przedszkola. Do znudzenia pedagodzy powtarzają, że dzięki temu dzieci lepiej odnajdują się w grupie, szybciej uczą, odnoszą więcej sukcesów w szkole… Dla części dzieci ze wsi jest to też szansa na nadrobienie braków, które w szkole są już bardzo pogłębione. Nie ma sensu powtarzać, bo przecież wszyscy to wiecie. To znaczy - prawie wszyscy. Oprócz hipokrytów, którzy nami rządzą.
Zresztą, żeby tylko hipokrytów. Oni mają też zbiorową dyskalkulię, mówiąc wprost – nawet liczyć nie potrafią. Komu to się opłaca, że młode kobiety siedzą często na przymusowym bezrobociu, a czasami w związku z tym pobierają zasiłki? Ani im, ani państwu. Powtarza się często, że wredne baby nie chcą rodzić dzieci, bo wolą robić „karierę”. Ma to świadczyć o egoizmie i nastawieniu konsumpcyjnym. Ja jednak będę się upierać, że kiedy dwudziestokilkulatka wypada z rynku pracy na trzy albo cztery lata, to potem dziesięć razy się zastanowi, zanim zdecyduje się na kolejne dziecko i kolejną pauzę w zatrudnieniu. Oraz zarabianiu, bo rzadko teraz jeden rodzic jest w stanie utrzymać dom. I taka to „kariera”.
Liczyć na to, że dziećmi zajmą się babcie? Ale babcie przecież też pracują. Coraz mniej jest wcześniejszych emerytur, bo państwo je likwiduje. Moim zdaniem zresztą słusznie. Niedługo ma zostać w dodatku wyrównany wiek emerytalny mężczyzn i kobiet – będzie to sześćdziesiąt pięć lat. A jakoś matka natura wymyśliła, że kobiety w tym wieku nie mają zwykle energii do zajmowania się dziećmi. Zresztą, dlaczego miałyby mieć? Powinny odpoczywać i cieszyć się życiem, a nie wychowywać jeszcze jedno pokolenie. One swoje już zrobiły.
Albo ten drobiazg, że babcie zwykle mieszkają w innej miejscowości, bo młodzi rodzice przeprowadzili się „za pracą” do Warszawy czy Poznania? Przypomnę tym, którzy nie wiedzą – w niektórych miejscowościach twoje dziecko nie ma szans na żłobek lub przedszkole, jeśli nie jest zameldowane „na miejscu”. A ilu z was ma meldunek w wynajmowanym mieszkaniu? Tak więc tych dzieci bez przydziału jest znacznie więcej, niż pokazują statystyki. Po prostu ich rodzice nie ośmielają się marzyć o czymś tak luksusowym jak państwowa placówka opiekuńcza. Ot, szczegół.
Statystycznie, żeby nasz system emerytalny się utrzymał, ale i po prostu cała gospodarka nam nie padła, potrzebujemy dwóch i pół dziecka na jedną kobietę w wieku rozrodczym. W praktyce ma to być troje dzieci. Ile znacie par z takim przychówkiem? Podpowiem: najwyżej kilka, chyba, że mieszkacie na PGR-owskiej wsi albo wśród zatwardziałych katolickich konserwatystów. Takie rodziny są we współczesnej Polsce nazywane wielodzietnymi. Czyli to jakiś ewenement, rzadkość. Normą jest jedno dziecko, w porywach dwoje.
Jeśli jeszcze raz zobaczę tę reklamę, będę rzucać kapciami w telewizor, jak Władysław Gomułka na widok ponętnej Kaliny Jędrusik. Ale moje oburzenie będzie bardziej szczere. Niech sobie urzędnicy i specjaliści od kampanii społecznych sami te dzieci rodzą, wychowują i opiekują się nimi, chodząc przy tym do pracy i wypracowując PKB.
A jak ktoś zapyta, o co mi chodzi — przecież opieka nad dzieckiem to obowiązek rodziców i nie powinno się zwalać tego na państwo? Czyli – wasze dzieci, wasza sprawa? No tak, ale w takim razie nie życzę sobie, żeby państwo zgłaszało pod moim adresem pretensje, że nie mam dzieci albo mam ich za mało. Moje dzieci, moja sprawa. A ZUS niech się utrzymuje sam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze