Zły ojciec
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuRodzice - to oni kreują nasze dzieciństwo i nas – nie dość, że jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, to i w nich zapatrzeni, chłoniemy wszystko niczym gąbka. Bywa, że jesteśmy szczęściarzami – dziećmi kochanymi szczerze i mądrze. Niestety niektórzy, jak bohaterki tego reportażu, są dziećmi ojców, którzy wychowują swoje potomstwo, realizując autorski plan.
Niektórzy wierzą, że to dzieci wybierają sobie rodziców. Większość z nas jest jednak przekonana, że nie mamy wpływu na to, kim jest nasza matka czy ojciec.
Agata (30 lat, księgowa z Gdańska):
— Mój tata to niedoszły ksiądz, lekarz wojskowy, wielbiciel Hitlera i Jezusa. Mały człowieczek, któremu wydawało się, że jest wielkim indywidualistą, nieprzeciętną osobowością i zacnym pedagogiem. Dla innych – poważna persona, ceniony specjalista, dla mnie – diabeł wcielony.
Nie wiem, co go podkusiło, żeby założyć rodzinę. Może potrzebował królików doświadczalnych? Tak czy inaczej, urządził nam piekło. Nie bił nas i nie molestował, w żaden sposób nie był agresywny. On nas po prostu zadręczał, nie tylko swoim chłodem. Dzięki jego autorskim metodom wychowawczym i osobliwemu podejściu do życia, wszyscy zostaliśmy okaleczeni. Moja matka popadła w alkoholizm, chociaż do dziś uważa, że zaczynanie dnia od dwóch piw nie jest niczym szkodliwym. Niedawno zresztą odeszła od ojca i znalazła szczęście w ramionach kolegi z pracy. Mój starszy brat sprawiał różne problemy, ostatecznie dostał wyrok za kradzieże i rozboje. Kiedy odsiedział kilka miesięcy za kratkami, nie wrócił już do nas, a wyprowadził się na drugi koniec Polski, założył rodzinę i ma się dobrze. Mój młodszy brat też sobie w życiu poszalał – był trudnym dzieciakiem, ćpunem żądnym wrażeń – ma za sobą nawet epizod z prostytucją. Dziś jest bardzo młodym ojcem Alka, któremu szczerze współczuję, mój młodszy brat jest bowiem klonem ojca. A ja? Była bulimiczka, okaleczona po nieudanej próbie samobójczej, kiedyś w permanentnej depresji. Los jednak dał mi szansę – babcia sfinansowała mi studia, dzięki czemu wyprowadziłam się z domu, i – jak to mówią – wyszłam na ludzi. Dziś jestem księgową, żoną i matką dwóch dziewczynek, ale wciąż żywe są we mnie obrazy z rodzinnego domu.
Ta nasza codzienność — drżąca od napięcia. Milczenie, poczucie winy i czujność – co powinnam teraz zrobić? Czego tata oczekuje? Musieliśmy się wszystkiego domyślać, a jeśli się nie spisaliśmy, dostawaliśmy kary – służyła ojcu do tego specjalna „tabela przewinień”. Spaliśmy wszyscy w jednym pokoju – mieliśmy taką rodzinną sypialnię, łóżko przy łóżku. W niedzielę chodziliśmy do kościoła, przy obiedzie omawialiśmy kazanie, w chwilach wolnych – naturalnie „na prośbę” ojca — czytaliśmy książki o potędze Jezusa i… Hitlera. Potem o nich rozmawialiśmy. Jak dziś pamiętam, że kiedy ojciec nie miał rzeczowego argumentu, bardzo chętnie odgrywał rolę filozofa, i odwoływał się do jakiegoś ulotnego pojęcia, dajmy na to duszy. Nasze rodzinne „ulubione” miejsca wypoczynku to Częstochowa, Kętrzyn czy Gierłoż. Tak, w moim życiu wciąż byli obecni „wielcy przywódcy”. Dla mnie ojciec to człowiek chory psychicznie, przez niego przez większość życia widziałam siebie jako grubą świnię i nieatrakcyjnego imbecyla. Tym epitetom, jakim mnie obdarowywał przy każdej okazji, również publicznie, także przyświecał cel wychowawczy – w tych słowach miałam się przeglądać, niczym w lustrze i wyciągać wnioski, by budować nową siebie.
Próbuję zapomnieć, uczę się być szczęśliwą osobą. Nie utrzymuję kontaktów z ojcem, ale wciąż chodzę na indywidualną terapię – nie umiem sama otrzepać się z koszmarnych wspomnień dzieciństwa. Tata… Tatuś… Nie znam tych słów. A kiedy myślę o swoim ojcu, jest mi najzwyczajniej w świecie źle. Bardzo źle.
Magda (29 lat, prawnik z Warszawy):
— Kiedy byłam dzieckiem, mojego ojca postrzegałam zupełnie inaczej. Kiedyś wydawał mi się strasznie luźnym, zabawnym gościem, takim antidotum na chłód i powagę mamy. Był dobrym budowlańcem i człowiekiem przedsiębiorczym – miał, jak to mówią, łeb do interesu, a że zawsze spadał na cztery łapy i posiadał masę znajomych, dobrze nam się wiodło. Mieliśmy fajne mieszkanie, pieniądze i wszystko, czego dusza zapragnie. Ojciec był wielkim nieobecnym — dużo przebywał poza domem, bo pracował, ale i działał biznesowo, negocjując, podpisując i oblewając kontrakty. Żadnej okazji do libacji nie przepuścił – jak to nałogowy alkoholik. Kiedy był w domu, albo się z nami świetnie bawił, albo robił awantury. Kiedy był trzeźwy, kupował nam mnóstwo rzeczy, zasypywał prezentami, zabierał na lody, na konie – gdzie tylko zapragnęłyśmy. To samo działo się też po maratonie alkoholowym, kiedy to próbował zagłuszyć poczucie winy, zamaskować sińce matki i pomagał nam zapomnieć o złym — nie tylko podarkami, ale i nadzieją w stylu to był naprawdę ostatni raz. Ani ja, ani siostra, nie wierzyłyśmy w te obietnice, ale szybko zorientowałyśmy się, że możemy ugrać coś dla siebie. Nauczyłyśmy się wszystko wyceniać i przekładać na pieniądze. I tak to tatuś był najlepszy — wszak pił tylko przez pięć dni w miesiącu, a kiedy był trzeźwy, nic od nas nie chciał, niczego nie wymagał, płacił za nasze pragnienia. Wszystko miało swoją cenę – i wyrzucenie śmieci, i piątka w szkole, i przeciwstawienie się mamie.
Życie z nim to koncert spełnionych życzeń. Mamę to bardzo bolało. Nie dziwię jej się — miała głupie córki. Dziś widzę, jak bardzo to było niesprawiedliwe. Staram się to jej wynagrodzić, mówię jej, jak bardzo ją doceniam i kocham. Moja mama mieszka ze mną, ojciec odszedł do innej kobiety kilka lat temu, kiedy zostali sami, bo ja i siostra założyłyśmy rodziny. Któregoś dnia po prostu zniknął, choć nic na to nie wskazywało. Może było mu nudno, bo mama nie dawała się nabierać na jego sztuczki, nie wielbiła go, bo ani on, ani jego kasa nie robiła na niej wrażenia? Czasem myślę sobie, że mój ojciec to typ showmana, który nie potrafi żyć poza świecznikiem. On musi być uwielbiany, to on musi rozdawać karty, bo najbardziej – oprócz pieniędzy — kocha siebie. Cała reszta to tylko tło.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze