Kiedy i jak rozmawiać z dziećmi o seksie?
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuRodzice twierdzą, że tak naprawdę nigdy nie ma dobrej pory na rozmowę z dzieckiem o seksie. Ogarnia ich wstyd na samą myśl o takiej rozmowie. Są tacy, którzy podejmują wyzwanie, ale nie są zadowoleni z przebiegu lub skutku. Wszyscy najchętniej obarczyliby tym obowiązkiem szkołę lub literaturę fachową. Niektórzy zastanawiają się nad tym, czy uświadamianie dziecka ma w ogóle sens.
Pytani rodzice twierdzą, że tak naprawdę nigdy nie ma dobrej pory. Ogarnia ich wstyd na samą myśl o takiej rozmowie. Są tacy, którzy podejmują wyzwanie, ale nie są zadowoleni z przebiegu lub skutku. Wszyscy najchętniej obarczyliby tym obowiązkiem szkołę lub literaturę fachową. Nikt nie wie, kiedy i jak najlepiej przeprowadzić rozmowę o seksie z własnym dzieckiem. Niektórzy zastanawiają się nad tym, czy uświadamianie dziecka ma w ogóle sens. Spróbujmy rozwikłać zagadkę i pomóc bohaterom. Podyskutujmy.
Danusia (37 lat, pracownik biurowy z Ciechanowa):
— Moja trzynastoletnia córka zaczęła się spotykać z osiemnastoletnim chłopakiem. Zawsze była nad wiek rozwinięta. Do tej pory mnie nie zawiodła, więc myślę, że mogę jej zaufać, ale trochę się boję, bo w końcu to pięć lat różnicy, pełnoletni chłopak. Andrzej wygląda na kulturalnego i zrównoważonego, ale jednocześnie wiem, co chodzi po głowie chłopcom w tym wieku. To już właściwie mężczyzna, a moja córka to nastolatka – dziecko raczej. Nigdy nie rozmawiałam z nią poważnie na temat seksu, a teraz żałuję, bo nie wiem, co wie na ten temat. Głupio jej tłumaczyć, gdy jest taka duża. Pewnie by mnie wyśmiała. Jednak wciąż chodzi mi po głowie, żeby z nią pomówić. Czy to nie za późno? Wiem, że należało to zrobić wcześniej, ale właściwie kiedy? Kiedy jest ten najlepszy czas: gdy dzieci zaczynają dojrzewać czy dużo wcześniej, w wieku 6–8 lat?
Wiem, że teraz młodzież jest dużo mądrzejsza i bardziej wyedukowana niż za moich czasów, a mimo to czuję, że popełniłam błąd, że nigdy nie rozmawiałam z nią o bezpiecznym seksie. Jeśli zacznę tę rozmowę teraz, moja córka może pomyśleć, że podejrzewam ją o takiego rodzaju kontakty z Andrzejem, uzna, że jej nie wierzę i nie ufam. Gdy na początku byłam przeciwna takiej znajomości, zarzekała się, że nigdy nie zrobiłaby niczego nieodpowiedniego. Powinnam jej ufać, a jednak mam wątpliwości.
Maciej (50 lat, właściciel firmy z Mławy):
— Nie jestem przekonany co do słuszności tego, by rozmawiać z dziećmi na temat seksu. W programie szkoły ten temat pojawia się w odpowiednim momencie i zostaje wyczerpany. Teoria, że to rodzice, a nie nauczyciele powinni pierwsi przekazać informacje na temat współżycia, jest moim zdaniem błędna. Zresztą sam się tego błędu dopuściłem. Gdy moi dwaj synowie byli w początkowych klasach podstawówki, wziąłem ich na taką rozmowę. W sposób przygotowany i zabawny wyłożyłem im informacje na temat różnic między kobietami a mężczyznami, na temat współżycia, zabezpieczeń, czyli ogólnie skąd się biorą dzieci. Obaj mają dziś szczęśliwe rodziny i w ogóle nie pamiętają tej rozmowy. Co oznacza jedno — że nie była ona w ogóle potrzebna, bo była przeprowadzona przedwcześnie. Dlatego jestem zwolennikiem lekcji na ten temat, a nie wykładu wstydzących się, nieprzeszkolonych rodziców.
Aldona (43 lata, prowadzi aptekę w Warszawie):
— Jestem mamą dwóch córek. Z pierwszą, starszą przeprowadziłam taką rozmowę. Niestety obowiązek spadł na mnie, a nie na męża, bo mamy córki, nie synów. Nie była to łatwa rozmowa. Sporo się napociłam, zanim się zdecydowałam na jej przeprowadzenie i zanim ułożyłam sobie w głowie, co tak naprawdę chcę powiedzieć. Miała wtedy jedenaście lat. Było to tuż po jej pierwszej miesiączce, to właśnie menstruacja była dla mnie impulsem. Wzięłam ją do kawiarni. Rozmawiałyśmy poważnie, jak przyjaciółki. Piłyśmy sok, jadłyśmy szarlotkę. Nie było śmiechów i żartów. Córka była spokojniejsza niż ja. Wręcz uspokajała mnie, a na każde moje pytanie o seks, miesiączkowanie, zabezpieczanie, mówiła przeciągle: „Maaamooo”. Po wielu próbach wytłumaczenia jej czegokolwiek doszłam do wniosku, że moja córka wie więcej ode mnie. To było dziwne uczucie. Okazało się, że przygotowywała referaty w szkole i sama na ten temat dużo czytała.
Dowiedziałam się też, że w wieku ośmiu lat pożyczyła od swojej koleżanki bogato ilustrowaną i dedykowaną dzieciom książeczkę, w której w przystępny sposób opisane zostały różnice fizyczne i psychiczne między dziewczynkami i chłopcami, wszystkie problemy wieku dojrzewania i dogłębna analiza, skąd się biorą dzieci, poruszony był także temat macierzyństwa i ojcostwa. Tak więc córka samodzielnie wyręczyła mnie w uświadamianiu. Na szczęście mogłam jej choć pomóc w wyborze najlepszych podpasek i tamponów. Z młodszą córką już nawet nie próbowałam rozmawiać. Uznałam to za zbyteczne.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze