„Zakochana bez pamięci”, Sylvie Testud
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuWydawało się, że Zakochana to samograj: ekscentryczny pomysł, wybitni aktorzy, bijące z ekranu, typowo francuskie ciepło. Ale niestety: na każdym kroku czuć brak doświadczenia Testud. Reżyserka popełnia szkolne błędy, tonie w nielogicznościach, nie umie uwiarygodnić opowiadanej przez siebie historii. Co nie znaczy, że jest to kompletna katastrofa. Ostatecznie zawsze przyjemnie obcować z talentem Binoche i Kassovitza, równie miło działa na widza amelio-podobna konwencja.
Debiut reżyserski słynnej, wielokrotnie nagradzanej (m.in. Europejskie Nagrody Filmowe za Lourdes) francuskiej aktorki, Sylvie Testud.
30. urodziny to dla Marie (Juliette Binoche) szczęśliwy dzień. Udaje się na spotkanie w sprawie pracy. Dostaje dobrze płatną posadę, ale poznaje też przystojnego syna szefa, Paula (Mathieu Kassovitz), w którym zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Z wzajemnością: Paul pojawia się na urodzinowej imprezie, po wyjściu gości oboje lądują w łóżku. Upojna noc ma dziwaczne zakończenie: Marie budzi się w zupełnie obcym mieszkaniu. Szybko okazuje się, że od kilkunastu lat jest żoną Paula, mają 8-letniego syna, oboje zrobili kariery… tyle, że nasza bohaterka niczego nie pamięta. Czekają na nią kolejne niespodzianki: ma 45 lat, jest słynną w całej Francji ekonomistką, wspólniczką teścia i właśnie rozwodzi się z ukochanym Paulem.
Wydawało się, że Zakochana to samograj: ekscentryczny pomysł, wybitni aktorzy, bijące z ekranu, typowo francuskie ciepło. Ale niestety: na każdym kroku czuć brak doświadczenia Testud. Reżyserka popełnia szkolne błędy, tonie w nielogicznościach, nie umie uwiarygodnić opowiadanej przez siebie historii. Jaki jest powód nagłej amnezji (czy też podróży w czasie)? Tego się nie dowiemy. Co automatycznie rozwala cały film. Bo wydarzenia śledzimy tu z perspektywy Marie. A scenariusz narzuca jej kompletnie irracjonalne zachowanie. Bohaterka nie próbuje dociec, co się tak naprawdę wydarzyło, przeciwnie: z całych sił ukrywa prawdę przed najbliższymi. Wynika z tego seria (niekiedy, przyznaję: zabawnych) gagów. Ale śmiejemy się z nich nie wierząc w to, co oglądamy.
Dałoby się to jeszcze zaakceptować (ostatecznie komedia to komedia), ale Testud chce uczynić swój film czymś więcej. Zakochana to jednocześnie refleksja i nad negatywną ewolucją związków, i nad kondycją współczesnej, silnej kobiety. Na wesoło, ale z podskórnym, prowokującym wnioski, niepokojem? Francuzi nie raz udowadniali sensowność takiej perspektywy. Ale właśnie z tym nie radzi sobie Testud. Przeżycie dramatu Marie uniemożliwiają wspomniane dziury w logice scenariusza. Cenne niekiedy spostrzeżenia gryzą się niemiłosiernie z wszechobecnymi (i zanadto umownymi) wygłupami. W efekcie całość chwilami jest urocza, kiedy indziej zwyczajnie drażni.
Co nie znaczy, że jest to kompletna katastrofa. Ostatecznie zawsze przyjemnie obcować z talentem Binoche i Kassovitza, równie miło działa na widza amelio-podobna konwencja, bywa zabawnie. W dodatku wnioski okazują się proste, ale sensowne. Co nie zmienia (narzucającego się już w trakcie projekcji) faktu: gdyby reżyserka umiała okiełznać wszechobecny chaos Zakochanej, mogłaby z tej historii wycisnąć o wiele, wiele więcej. A tak, jest miło, ale pozostaje niedosyt. I to spory.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze