Moja córeczka...
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuTak zazwyczaj mówią matki i ojcowie, gdy są dumni. Nic nas tak nie dowartościowuje jak pochlebstwa rodziców i ich duma z tego, co robimy, jakie jesteśmy. Pochwała, a nie krytyka jest najlepszym paliwem, które pcha nas do przodu i mobilizuje do bycia jeszcze lepszym. Przeczytajcie, co opowiadają o tej dumie rodzice i dzieci, a na poprawę humoru przypomnijcie sobie, jak to było u was.
Po obronie
Marysia (25 lat, asystentka dyrektora z Poznania):
— Dumę moich rodziców czuję codziennie. Nie mówią mi, z czego są dumni, ale ja dokładnie wiem, w których momentach są ze mnie zadowoleni. Takich momentów jest mnóstwo i dotyczą różnych rzeczy, nawet bardzo drobnych. Jednak największa duma rozpierała ich tuż po mojej obronie pracy magisterskiej. Końcówka studiów nie przyszła mi z łatwością. Jednocześnie uczyłam się i pracowałam na poważnym stanowisku, które wymagało ode mnie dyspozycyjności. Pracę magisterską pisałam po godzinach. Wracałam do domu bardzo późno, ostatnim autobusem. Nie uczestniczyłam w życiu towarzyskim, nie pojawiałam się na żadnych spotkaniach z koleżankami, mimo że wcześniej byłam stałą bywalczynią pubów i kawiarni. Cały wolny czas pożytkowałam na pisanie pracy. Opłaciło się. Obroniłam. Rodzice i znajomi zrobili mi niespodziankę. Wszyscy przyszli przed budynek wydziału z kwiatami i balonami. Pamiętam mocne uściski rodziców i łzy w oczach. Wtedy usłyszałam: „Moja córeczka”. Dokładnie wiedziałam, co to oznacza. Duma ich dosłownie rozpierała.
Podczas konkursu tańca
Tomasz (34 lata, grafik z Warszawy):
— Zupełnie oszalałem na konkursie tańca towarzyskiego, który wygrała moja córka. To był zwyczajny konkurs w przedszkolu, organizowany na Dzień Babci i Dziadka. Niby nic szczególnego. A jednak moja Zośka oczarowała wszystkich, nie tylko mnie. Dzieci ćwiczyły cza-czę i przygotowywały konkurs już od miesiąca. Sam też ćwiczyłem z córką w domu. Oboje z żoną lubimy tańczyć, a ja amatorsko ukończyłem nawet kiedyś kurs tańca towarzyskiego. Nasza córka ma do tego smykałkę. To nie była zwykła dziecięca cza-cza. Jak ona się ruszała! Mała kokietka. Siedziałem na widowni i pokazując w jej stronę palcem, mówiłem wszystkim, że ta w czerwonej sukience to moja córka. Byłem cholernie dumny.
Z roli królewny
Natalia (23 lata, studentka z Wrocławia):
— Ostatnio nie zwracam już takiej uwagi na to, czy rodzice są ze mnie dumni. Pewnie są. Na przykład z tego, że studiuję i robię dwa fakultety, że z łatwością uczę się francuskiego i że w przyszłym roku biorę ślub. Gdy byłam mała, byli dumni zupełnie z innych rzeczy. Piątki i świadectwa z czerwonym paskiem, wzorowe zachowanie. Jednak najbardziej utkwił mi w pamięci taki moment ze szkoły podstawowej, a dokładnie z przedstawienia. Nie pamiętam, czego dotyczyło. To chyba były jakieś warsztaty teatralne w klasach. Byłam w czwartej klasie i grałam główną rolę… Śpiącej Królewny. Rola ograniczała się głównie do spania w wielkim łożu. Mimo to mama była ze mnie dumna, że nie poruszyłam się do samego finału i nie otworzyłam oczu, mimo że jestem ciekawska. Pewnie nie tylko z tego, ale także z niesamowitej kreacji, którą uszyła mi na swojej maszynie. Rzeczywiście sukienka była piękna, przetykana srebrną i złotą nitką, z doszywanymi przezroczystymi koralikami. Służyła mi jeszcze w wielu zabawach z koleżankami w domu.
Po rezygnacji z pracy
Barbara (45 lat, księgowa z Ciechanowa):
— Dokładnie pamiętam, kiedy powiedziałam do swojej córki: „Brawo, to moja córeczka”. Było to, gdy zrezygnowała z pracy. Miała dostać intratną posadę w Warszawie, gdzie mieszkała. To był awans i większa pensja w dużej korporacji. Sprawa jednak nie była czysta, bo miała ją dostać zamiast swojej przyjaciółki. Dziewczyna wracała z macierzyńskiego, miała obiecane, że jeśli nie weźmie urlopu wychowawczego, to dostanie awans i podwyżkę. Jednak tuż po jej powrocie szef zadecydował inaczej i miał ją postawić przed faktem dokonanym, wskazując jednocześnie, że nie powinna mieć pretensji, bo moja córka jest przecież jej przyjaciółką. Moja Magda potrzebowała wtedy bardzo pieniędzy, bo wzięła kredyt mieszkaniowy i spłacała dość wysokie jak na jej warunki raty. Mimo to zrezygnowała ze stanowiska, oddała je swojej przyjaciółce. Została na niższym stanowisku i z mniejszą pensją. Dużo ryzykowała, bo przeciwstawiła się swojemu szefowi i podważając jego decyzję, postawiła go w niewygodnej sytuacji. Odczekała pół roku i znalazła sobie inną pracę. Byłam dumna z jej decyzji i z tego, że mam dobrą i mądrą córkę, która żyje według prawidłowych zasad. Zrobiła dokładnie to, co ja bym zrobiła. Cieszę się, że udało mi się ją dobrze wychować. A teraz cieszę się, bo za sześć miesięcy urodzi dziecko.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze