Milczące nieporozumienie
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuOpieka nad dzieckiem to wdzięczne pole do konfliktu na linii synowa - teściowa. Obydwie z monopolem na rację, z trudem otwierają się na argumenty drugiej strony. Niestety, to matkom/teściowym najtrudniej zwykle pojąć, że w kwestiach związanych z wychowaniem ostatnie słowo winno należeć do mamy, nie do babci. Czy jest jednak sposób, by je o tym poinformować?
Dzień dobry, Pani Margolu,
Cieszę się niezmiernie, że żyję w czasach, w których jest możliwość skontaktowania się z takimi osobami jak Pani. Zwracam się do Pani z prośbą o poradę w kwestii starej jak świat — w sprawie nieciekawych relacji na poziomie synowa — teściowa. Opiszę Pani konkretną, obecną sytuację, a pragnęłabym, aby Pani na jej przykładzie postarała się podpowiedzieć mi, jak mam budować wzajemne kontakty z teściową, bo kompletnie sobie z tym nie radzę. Zaczynam nie lubić tej osoby, a przecież musimy mieć ze sobą kontakty i chciałabym, by one nie były udręką dla obu stron, nie wspominając o przykrościach, jakie mogą wyniknąć z tego dla mojego męża.
Ufff, to może przejdę do konkretów. Po urodzeniu dziecka (najwspanialszego synka) przez 1,5 roku wychowywałam go sama (z nikłą pomocą męża, ale to inna bajka, choć też istotna). Jednak przyszedł moment, kiedy postanowiłam wrócić do pracy i automatycznie zrodził się temat opieki nad dzieckiem. Szczerze mówiąc, z ulgą przyjęłam propozycję teściowej, że to ona zaopiekuje się synkiem przez 6,5 godziny, kiedy jestem w pracy (od rana do 9 poprosiłam męża o opiekę). Jednak postawiłam jeden warunek w czasie rozmów z mężem, gdy omawialiśmy ten temat. Postanowiłam płacić teściowej za tę przysługę 300 zł miesięcznie ze swojej pensji, bo miałam nadzieję, że to nada pewien formalny charakter naszym relacjom dotyczącym opieki nad dzieckiem. A wzięło się to stąd, że zdawałam sobie sprawę z różnic mentalnych i charakterologicznych między mną a teściową, więc formalizując nasze kontakty, miałam nadzieję, że zasada: „płacę i wymagam” choć w części będzie działała.
Niestety, stało się tak, jak się stało — nie umiałam zaakceptować metod wychowawczych teściowej, chyba nawet dostałam uczulenia na jej osobę. Poza tym jednocześnie mieliśmy z mężem problemy małżeńskie, musieliśmy trochę poukładać i uporządkować nasz związek. Mąż odmówił terapii małżeńskiej u psychologa, ale zaproponował „rozmowy” z naszą znajomą — osobą mądrą i doświadczoną, która poradziła nam m.in. zrezygnować z opieki babci (wiedząc, że nie jestem z tej opieki zadowolona). Co zresztą za obopólną zgodą zrobiliśmy. Postaraliśmy się zapoznać teściową z tą decyzją w sposób jak najłagodniejszy, tzn. zrzuciliśmy trochę „winę” na wyimaginowanego psychologa i wyraziliśmy chęć odciążenia babci, by mogła zająć się swoimi dolegliwościami zdrowotnymi.Ja poczułam dużą ulgę, cieszę się, bo synek wychowuje się teraz z rówieśnicą. Poza tym sama widzę, że mam zupełnie inne podejście do obcej opiekunki. Jestem dużo spokojniejsza o Maćka, nie jestem taka krytyczna, bo wiem, że dziecko chodzi tam z chęcią.
I teraz (w końcu) dochodzę do sedna. Teściowa w czasie rozmowy, gdy podziękowaliśmy jej za opiekę, oznajmiła, że cieszy ją taki obrót sprawy, bo właściwie sama chciała zrezygnować z powodów zdrowotnych. Teraz jednak dochodzą do mnie dziwne plotki (żyjemy w małym miasteczku) zupełnie odmienne od rzeczywistości i prawdy. Jest mi przykro z tego powodu, bo — jak łatwo się domyślić — są niepochlebne dla mnie. I pewnie bym się nie przejęła tematem, bo taki urok małych miasteczek (na szczęście wychowywałam się gdzie indziej i jestem trochę inaczej skonstruowana), ale wkurza mnie, że w tych plotkach jest wiele precyzyjnych informacji, o których wiedziały tylko osoby zainteresowane, a które zostały przeinaczone na moją (naszą) niekorzyść. Co prowadzi mnie do wniosku, że autorką tych rewelacji jest moja „droga” teściowa.
I tu moje pytanie i prośba o poradę: co mam z tym fantem zrobić? Jak zareagować? Bo z jednej strony — wiem zdroworozsądkowo, że powinnam zignorować takie zachowanie, a z drugiej strony wszystko się we mnie oburza. Zdaję sobie sprawę, że to delikatna kwestia, bo przecież to matka mojego męża i będę z nią miała kontakty przez długie lata. Nie dążę do żadnych awantur i przepychanek, ale przeszkadza mi myśl, że mam spotykać się z teściową i udawać, że nic się nie stało. Nie chcę i nie umiem (?) być nieszczera.
Pozdrawiam i dziękuję,
Macia
***
Droga Maciu,
Ustalmy jedno: tam gdzie dwie strony milczą i pogrążają się w domysłach, rzadko zdarza się porozumienie. Milcząca niezgoda zdarza się znacznie częściej niż milczące porozumienie…
Niewątpliwie masz rację, że najprościej byłoby zignorować rozsiewane przez teściową nieprzyjemne plotki, ale to ma dość krótkie nogi – jest ryzyko, że teściowa będzie eskalowała tę ofensywę, widząc Twoją bierność i czując się bezkarnie. Prawdą jest też, że niezwykle trudno czasem dogadać się dwóm – teoretycznie tak samo bliskim jednemu mężczyźnie – kobietom. Trudno mi stwierdzić, czy to nieumiejętność lub/i niechęć do zbudowania więzi, czy po prostu rywalizacja, zwykle zupełnie niepotrzebna. Często spotykam się z nieprzejednaną negacją teściowej/synowej, polegającą z grubsza na odgórnym założeniu, że nie ma najmniejszej szansy, by traktować obcą osobę jako członka swej rodziny.
Trudno z takim poglądem walczyć, choć dziwi mnie on nieodmiennie. Nie potrafię pojąć, dlaczego matka, której z natury rzeczy powinno zależeć na szczęściu dziecka, nie potrafi się tym szczęściem cieszyć – i dlaczego kobieta potrafi z obcym do niedawna człowiekiem zbliżyć się najbardziej, jak to możliwe, a jednocześnie odrzucać tak ważny element życia swego ukochanego jak jego najbliższa dotąd rodzina. Wydaje mi się, że obie strony powinny przyjąć konsekwencje płynące z zakładania rodziny: jedna – przyjąć tę nową część wspólnoty, druga – połączyć w swoim nowym związku dwa dotąd osobne rody. To wcale nie musi oznaczać umniejszenia wartości którejkolwiek części tej układanki. Wszystkie są jednakowo potrzebne do stworzenia całości.
No, ale dam spokój dywagacjom i wracam do istoty rzeczy. Opieka nad dzieckiem to wdzięczne pole do konfliktu na linii synowa — teściowa. Obydwie z monopolem na rację, z trudem otwierają się na argumenty drugiej strony. Niestety, to matkom/teściowym najtrudniej zwykle pojąć, że służenie radą i pomocą powinno odbywać się tylko na wyraźną prośbę i że w kwestiach związanych z wychowaniem ostatnie słowo winno należeć do mamy, nie do babci. Czy istnieje jednak sposób, by je o tym poinformować (i do tego przekonać) tak, by nie naruszyć ich nadmiernie wrażliwego poczucia nieomylności i ważności? Jestem zwolenniczką serdecznych rozmów wyjaśniających stanowisko i unikających konfliktu. To niesłychanie trudne zadanie, zwłaszcza gdy do tak niekonfliktowej rozmowy nie mamy partnera o podobnym nastawieniu…
Myślę jednak, że należy próbować. Nie można z góry okopać się na stanowisku, że „ona i tak nie zrozumie”, „ona chce mi robić na złość”, „ona i tak jest nastawiona do mnie wrogo”. To prawda, że te przeczucia często są umotywowane niezbyt przyjemną atmosferą między synową i teściową, ale tak długo jak nie zrobi się niczego, by tę atmosferę ocieplić – nieporozumienia będą narastać i utrudniać życie wszystkim wokół: synowej, teściowej i mimowolnemu centrum tego zamieszania, wciśniętemu między młot a kowadło.
Nie od dziś wiadomo, że młodsi ludzie są bardziej elastyczni, więc najprościej, by to synowa próbowała znaleźć ścieżkę do teściowej. Trzeba w takiej rozmowie pamiętać o tym, że zasypanie jej krytyką nie przyniesie szczególnej poprawy wzajemnych stosunków – zawczasu zatem warto przygotować listę spraw, w których teściowa miała rację (o ile jesteśmy w stanie przyznać jej coś takiego!). Myślę, że w Twoim konkretnym przypadku, Maciu – możesz postarać się o rozmowy na temat tego, jak bardzo pomogła Ci na początku, gdy synek zostawał z nią w domu, a Ty zaczynałaś pracę. Trzeba pamiętać, że opieka nad wnukiem nie jest ustawowym obowiązkiem babć, więc podjęcie się tej pracy to była wyłącznie jej dobra wola. Mam nadzieję, że mimo różnicy poglądów na kwestie wychowawcze widzisz ten subtelny aspekt sprawy?
Myślę, że zanim rozpoczniesz jakiekolwiek rozmowy z teściową, warto, byś przyjrzała się Twojemu stosunkowi do niej. Czy nie jesteś aby spętana powszechnym stereotypowym wizerunkiem teściowej? Czy potrafisz określić, skąd bierze się Twoja do niej niechęć? Sądzę, że sprawa jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się zdawać, i że Twoje podejście do pracy teściowej na zasadzie „płacę, to wymagam” nie wzięło się z powietrza. Czy z obecną nianią zgadzasz się w pełni w kwestii wychowania dziecka? Czy jesteś pewna, że robi wszystko dokładnie tak, jak byś sobie to wyobrażała? Czy jesteś przekonana, że nie zdarza się tak, iż potakuje ona Ci we wszystkich kwestiach, a gdy znikniesz z oczu, i tak robi po swojemu? Napisałaś, że Maciuś wychowuje się z rówieśnicą. Domyślam się, że to dziecko niani. Czy jesteś pewna, że traktuje ona te dzieci idealnie równo, nie faworyzuje swojego dziecka, zwłaszcza w sytuacji gdy się kłócą? Zadaję Ci te pytania, byś mogła sobie odpowiedzieć, czy aby na pewno nie stosujesz wobec niani, osoby obcej, pewnej taryfy ulgowej i czy nie godzisz się nieświadomie z pewnymi ograniczeniami, na które nie chciałabyś sobie pozwolić przy teściowej. Poddaję pod rozwagę.
W kwestii plotek: jeśli chcesz tę sprawę rozwiązać, musisz najpierw nauczyć się rozmawiać z teściową. To się wam obu przyda na przyszłość. Rozmowy o dzieciństwie męża, otwartość na doświadczenia teściowej jako matki, żartobliwe pytanie, jak radzi sobie z obecnością innej kobiety u boku syna – to wszystko może pomóc wam w zbudowaniu więzi. Ta nigdy nie bierze się z powietrza. Z powietrza rodzą się natomiast konflikty. Z niedomówień, z przemilczeń, z hodowanych w ukryciu uprzedzeń… Bez rozmów i bez chęci porozumienia niczego nie zbudujesz. Rozmawiaj więc z nią jak najwięcej i jak najczęściej, pozwól jej być babcią taką, jak chce – nawet kosztem rozpieszczania Twojego syna. Taka już rola dziadków.
Każda matka po pewnym czasie (a Ty miałaś go już dość sporo), kiedy okrzepnie trochę w nowej roli, może trochę „odpuścić”. Zacznij traktować ją może nie jak matkę, ale jak starszą przyjaciółkę. Daj się polubić – i spróbuj polubić również ją, z jej małomiasteczkową mentalnością, z jej przywarami i niedoskonałościami. A potem, kiedyś, wspomnij, że ktoś mówił coś tak czy tak, co wydaje Ci się niezgodne z prawdą, i byłoby miło, gdyby wsparła Cię w prostowaniu tych przekłamań. Jeśli zdążycie się do tego czasu polubić – jest szansa, że popracuje trochę nad naprawieniem Twojej nadszarpniętej opinii, a nade wszystko przestanie opowiadać historie podkolorowane dla przedstawienia Cię w złym świetle.
Niestety, poza rozmową nie ma rozwiązań… Trzeba się starać, by matka męża stała się częścią Twojej rodziny. Może nie jako matka, może jako zwichrowana ciotka, której przywary wszyscy tolerują z przymrużeniem oka. Spróbujesz?
Powodzenia, bo to trudne. Ale efekty warte są tego wysiłku.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze