Gdy on patrzy na inną...
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKażdy facet myśli czasem, jak by to było z inną. Nie ma w tym nic złego, gorzej nawet, człowiek, który unika takich rozważań, budzi automatyczną podejrzliwość w męskim towarzystwie, albo naraża się na śmieszność. Jednak dla każdego mężczyzny istnieje oczywista granica pomiędzy zainteresowaniem jakąś panną a pójściem z nią do łóżka.
Każdy facet myśli czasem, jak by to było z inną.
Nie ma w tym nic złego, gorzej nawet, człowiek, który unika takich rozważań, budzi automatyczną podejrzliwość w męskim towarzystwie, albo naraża się na śmieszność.
Jak dziś pamiętam pewnego zacnego człowieka, którego los obdarzył pieniędzmi, błyskotliwym poczuciem humoru oraz aparycją upodabniającą go do polskiego gwiazdora hip-hopu. Podobieństwo było tak wielkie, że ów zacny syn ziemi Krakowskiej zrobiłby furorę na każdej dyskotece (o znajomku udającym Nergala na potrzeby metalówek już wspominałem). Niestety, był on wierny swojej pierwszej miłości, wierny straceńczo i do końca, w ten dziwny sposób że myśl o spojrzeniu na inną, o podaniu jej ognia, wydawała się mu niewyobrażalna, na miarę romansu Jaruzelskiego z Moniką Olejnik.
W tych dziwnych czasach mieliśmy zgraną paczkę i paczka ta lądowała co piątek w jakiejś knajpie. Siedzieliśmy, pijąc piwo, a że nie było wśród nas żadnej kobiety (nieobecność ta nie wynikała z tego, że dziewczyny nas nie lubiły, zasadą piątkowych spotkań było zachowanie jednopłciowego charakteru naszego grona), to prędzej czy później nasz "ufurmaniony" stolik zmieniał się w lożę komentatorów. Obiektem oceny były oczywiście dziewczyny zgromadzone w okolicy, szeptaliśmy o ich walorach, jakby to było gdyby jednak i w ogóle – życie było wówczas piękne. Nasz ortodoksyjnie monogamiczny kumpel milkł wówczas, a minę miał taką, jakby próbował wydłubać coś z zęba, ale nie potrafił. Po jakimś czasie zrozumiałem, że on się nie peszy ani nie udaje, naprawdę nie rozróżniał tych dziewczyn, dla niego nie były niczym więcej, niż cieniem. Liczyła się tylko jego Martyna.
Czasem dziewczyny rzeczywiście przysiadały się do nas, co, jeśli przypominam sobie nasz stan i stopień schamienia, stanowiło dowód niezłej kaskaderki. Umykały zaraz, przerażone, pod warunkiem, że jeszcze umiały się ruszać, my zaś śmialiśmy się, żartowaliśmy, bełkocząc coraz bardziej, by na koniec rozejść się do domów: do dziewczyn, żon, narzeczonych i kochanek przygodnych. Monogamista nasz święty pędził najprędzej, a ponure koło życia zmiażdżyło i jego, wierność działała w jedną stronę i któregoś dnia obudził się człowiekiem samotnym. Za ten stan odpowiadał uroczy młodzieniec na zwolnieniu warunkowym.
Doskonale rozumiem, że facet oglądający się za inną może wzbudzić rozdrażnienie obecnej partnerki, złość ta czasem wybija mu zęby, maluje limo pod okiem i zatrzaskuje mu przed nosem drzwi do sypialni. Podobne oburzenie wzbiera w kobiecie, gdy nakryje ukochanego na przeglądaniu stron porno, a lektura archiwum z komunikatorów internetowych doprowadziła już do niejednego rozwodu. Słusznie albo nie.
Nie mówię, że kobiety powinny godzić się na flirty snute przez swoich mężczyzn, odwracać wzrok, gdy facet też go odwraca, tyle, że w poszukiwaniu ładnego tyłeczka. Istnieje oczywista granica pomiędzy zainteresowaniem jakąś panną a pójściem z nią do łóżka. Skomplikowana męska mitologia zdrady (na wyjeździe — nie zdrada, pierwszy raz — nie zdrada, tylko do buzi — nie zdrada) jest, choć to bardzo smutne, zbudowana na fałszu. Istnieją jednak kobiety, które radują się z faktu, że ich partner w ogóle nie interesuje się innymi okazami piękniejszej z płci, ciesząc się jeszcze, że mają jego duszę, umysł, oraz każde drgnienie prącia jedynie dla siebie.
Rozumowanie, wesołość z niego płynąca jest zupełnie bezpodstawna. Facet który nie ogląda się za innymi, nie może być wierny z założenia, tak samo, jak trudno nazwać dobrym osobnika, który wychował się w dziupli metr na dwa, nie mając okazji do żadnej podłości.
Jeśli jestem w związku, a moja partnerka świat mi przesłania, to wierność nie jest żadną sztuką, zwyczajnie, wskoczenie do łóżka innej, zwrócenie nawet uwagi na taką możliwość czy zanurkowanie w świństwa sieci nie przejdzie mi przez łeb tak samo, jak nasz pan zamknięty w dziupli nie ma pojęcia o świecie na zewnątrz niej.
Sytuację zdrową nazywam kontrolowaną lubieżnością. Tak, podobają mi się inne kobiety i będę za nimi oglądał się do upadłego, bacząc jedynie by nie urazić tym partnerki – czyli, trzymać głowę sztywno, gdy ona znajduje się w pobliżu. Dalej, w gronie męskim i zakrapianym, gdzieś tak od drugiej flaszki, prędzej czy później zaczniemy przywoływać byłe znajome i orgazmy w splotach ich nóg, ze znajomych przeskoczymy na element fantastyczny, dopowiadając sobie, co byśmy zrobili pani Basi z sekretariatu, albo jak byłoby fajnie pójść na zaplecze z tą młodą studentką ze spożywczaka. Na porno jestem zdecydowanie za stary, dopuszczam jednak możliwość, że niektórzy znajdują radość w kontemplowaniu sformalizowanych fikołków – ważne tylko, by trzymali ręce z daleka od własnych spodni.
I właśnie z tych erotycznych ciśnień, z mniejszego lub większego pobudzenia wyłania się wierność jako wartość iście rycerska (co brzmi o tyle dziwnie, że rycerze z zasady wierni nie byli), niedostępna dla gościa z klapkami na oczach. Masa kobiet mi się podoba, raz na czas ujawnia się możliwość skoku w bok, która jednak zostaje odrzucona w imię tak dziwnego uczucia, jakim jest miłość. Za miłością maszeruje korowód drobiazgów: odpowiedzialność, przywiązanie, uczciwość i wiele innych, ale to miłość właśnie je wiedzie, waląc w bęben aż miło. Chcę innych kobiet, chcę bardzo, ale się ich wyrzekam.
Dlatego, forma zazdrości rozciągająca się na gesty, spojrzenia względem innych, budzi we mnie wściekłość. Tracę bowiem szansę na dobrze rozumianą szlachetność, co w wypadku moim jak i większości facetów jest okazją, która nie trafia się często. Chcę być wiernym, a nie mogę, kobieta oczekuje bowiem, że wszystkie inne znikną dla moich oczu, myśli i gestów, w skutek czego krzywdzi najbardziej samą siebie.
Puenta praktyczna brzmi zaś złowrogo. Jeśli partnerka suszy facetowi głowę o zdradę, której nie było, chłop prędzej lub później zacznie zdradzać ją naprawdę. Awantury o to dostał awansem i w konsekwencji zasłużył na odrobinę zakazanej przyjemności.
Kochanka zaś nigdy awantur nie czyni.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze