Czy to ten?
CEGŁA • dawno temuJesteśmy ze sobą od dwóch lat. On w ogóle mi nie pomaga. Niby ma pracę, ale nie ma pieniędzy. Więc słyszę pytania w rodzaju: Co przewidujesz dzisiaj na obiad? Kiedy kupisz mi samochód? Może weź więcej korków, będziesz mogła sama płacić za mieszkanie. Chciałbym taką i taką książkę, kupisz mi? Czuję się jak koń, który musi sam ciągnąć wóz.
Droga Cegło!
Nie wiem co powinnam postanowić. Mój problem dotyczy między innymi mojego chłopaka. Jesteśmy ze sobą od dwóch lat. Na początku w ogóle nie brałam go pod uwagę, ale jakoś tak chodził za mną i chodził, no i jesteśmy razem. Najpierw pojechaliśmy razem do Anglii, ja wróciłam w październiku 2006, on dwa miesiące później. Nie wiem, co mi się wtedy stało, ale… postanowiłam się z nim rozstać. Bo nigdy go nie kochałam, bo mi się nie podoba fizycznie, bo jest leniem (nie napisał pracy magisterskiej, bo grał na komputerze), i w ogóle — byłam przekonana, że go nie chcę!
Płakał, prosił o jeszcze jedną szansę. Zrobiło mi się go zwyczajnie żali około kwietnia wszystko wróciło do normy. W zeszłym roku napisał pracę, obronił się i znowu pojechaliśmy do Anglii do pracy.
Od ostatnich świąt jesteśmy w Polsce. Mieszkamy w jednopokojowym mieszkaniu. Żałuję, że się na to zgodziłam, ale cóż, pomyślałam, że będzie mu łatwiej, że i tak szuka pracy, więc przynajmniej już nie będzie musiał szukać mieszkania.
Od początku są problemy, których się nie spodziewałam, bo przecież mieszkaliśmy ze sobą przez 4 miesiące w Anglii. Najpierw poszło o mój komputer. Jestem na piątym roku studiów, potrzebuję dostępu bez ograniczeń, piszę pracę, mam na nim wszystkie słowniki itp. Były notoryczne awantury, że nie pozwalam mu korzystać, chociaż przecież wychodziłam na zajęcia i wtedy miał go dla siebie. Kiedy wracałam do domu i chciałam skorzystać, musiałam robić awanturę, błagać go, żeby mnie wpuścił i tak za każdym razem.
Wreszcie zdecydował się przywieźć swój, więc myślałam, że na tym polu będzie spokój. Niestety, jego komputer bardzo głośno chodzi, nie mogę przez to spać. Prosiłam jednego wieczora, żeby go wyłączył — zrobił to dopiero o 4.00 rano, nie wyspałam się, musiałam wstać o 7.00, on spał oczywiście do południa. Każdego wieczora moje prośby kończyły się awanturą.
Następna rzecz — w ogóle nie pomaga mi w domu. Muszę pisać pracę, uczę się niemieckiego i włoskiego, udzielam korepetycji, a nie chce mi się wracać do mieszkania, bo wiem, że jaśnie pan nie umył nawet głupich naczyń i uniemożliwia mi jakikolwiek wypoczynek.
Jednak ostatnio naprawdę przegiął. To było dwa dni przed moim egzaminem. Uczyłam się, gdy on nagle pyta, gdzie jest jego kubek. Nie wiedziałam. Tak się wściekł, że zaczął wrzeszczeć i rzucać butelkami z wodą po pokoju. Przeraził mnie ten wybuch agresji, on nigdy wcześniej taki nie był. Powiedziałam mu, że jeśli jeszcze raz coś takiego się wydarzy, nie będę się zastanawiać pięciu sekund i wyprowadzę się. Jakby się uspokoił.
Przez jakiś czas nie kłóciliśmy się. Mój chłopak poszedł do pracy i nie było go przez pół dnia. Swój komputer sam wyłączał przed północą, bo musiał wstawać o 6.00, hehe. Sytuacja między nami trochę się poprawiła — dopóki chodził do pracy na rano. Niestety, teraz pracuje popołudniami, więc problem wyłączania komputera przed północą powrócił…
Na dodatek, niby ma pracę, ale nie ma pieniędzy, bo czeka na pensję. To znaczy, ma funty z Anglii, ale nie chce ich wymieniać, bo „funt słabo stoi”. Więc słyszę pytania w rodzaju: "Co przewidujesz dzisiaj na obiad/śniadanie?". Robię zakupy, następnego dnia w domu nie ma już co jeść. W ogóle mi nie pomaga. Denerwuje mnie to trochę. Dlaczego mam go utrzymywać? Poza tym, często słyszę — według niego w żartach: "Kiedy kupisz mi samochód? Może weź więcej korków, będziesz mogła sama płacić za mieszkanie, chciałbym taką i taką książkę, kupisz mi?" itd. Jak się burzę, to stwierdza, że nie mam poczucia humoru.
Nie zrozum mnie źle, nie żałuję mu kromki chleba, staram się mu pomagać, jak mogę, ale utrzymuję się sama, z renty po tacie. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, pewnie się za dużo czepiam, wymagam od niego nie wiadomo czego. Może to ja jestem egoistką, która myśli tylko o sobie i swojej przyszłości… Chcę studiować za granicą, uczyć się języków, coś osiągnąć… Pytałam, czego on chce, jaki ma cel w życiu — powiedział, że nie ma żadnego, że jeszcze nie wie. Czuję się jak koń, który musi sam ciągnąć wóz. Jakoś tak nam się ostatnio nie układa.
Ania
***
Droga Aniu!
Napisałaś do mnie w sumie trzy listy. Wyłoniły się z nich co najmniej dwie historie! Ważne historie. Niby łączące się ze sobą, a jednak odrębne. Za Twoją zgodą, skomentuję je w dwóch odcinkach. Dziś odcinek pierwszy – o Tobie i Twoim chłopaku.
Wybacz przydługi wstęp. Nie wiem, czy oglądasz reklamy telewizyjne. Teraz to one wypierają autorytety, kształtują nasze myślenie i spojrzenie na świat… Kiedyś robili to tzw. wielcy ludzie – naukowcy, filozofowie, pisarze. Jeszcze wcześniej wzorcem i wyrocznią była po prostu natura. Wiem, że w życiu trzeba oprzeć się na jakichś podstawach – tradycji, wychowaniu. I z tej głęboko ludzkiej potrzeby, poza rzeczami bardzo mądrymi, rodzą się też schematy. Niełatwo odróżnić jedno od drugiego. Wspomniałam o reklamie, bo ostatnio wdziera się agresywnie w mój mózg spot pewnego banku, ze sztandarowym hasłem: „Mężczyzna musi zarabiać”. Mądrość czy schemat? Oto jest pytanie.
Kończysz studia, zaczynasz życie. Widać, że już mniej więcej wiesz, jak je sobie wyobrażasz. Przypadkiem i bez olśnień – bo chyba mogę tak to podsumować — związałaś się z chłopakiem, który jeszcze swoich priorytetów nie ustalił. Dokładnie tak, jak napisałaś – sama ciągniesz ten wózek i pomimo przeciwności losu radzisz sobie za dwoje, gdyż gdzieś, kiedyś tam zostało Ci to wpojone. Musisz być przedsiębiorcza i zapobiegliwa. Musisz zadbać o siebie i o drugą osobę, której Ci szkoda. Nie wolno Ci być egoistką, bo to jest „fe”. Usprawiedliwiasz się i martwisz, czy przypadkiem nią nie jesteś, bo masz własne plany i pragnienia… Aniu! Jesteś kolejną dziewczyną, uwięzioną w pułapce źle pojmowanej kobiecości – gdzie kobiecość równa się: pracowitość, cierpliwość, poświęcenie.
I, jak to zwykle u mnie, druga strona medalu. Gdybyś związała się ze swoim chłopakiem z wielkiej miłości – czy byłoby istotne, że on „nie zarabia”? Pewnie nie. Kochający się ludzie dają sobie nawzajem różne rzeczy, to zależy od układu. Żyjemy w ciekawych czasach, jeśli w grę wchodzi uczucie. Kobieta może utrzymywać mężczyznę i dostawać w zamian niematerialne dowody oddania. Każdy wnosi w związek to, co jest jego mocną stroną: zmysł biznesowy, czułość, gotowanie, prasowanie, opiekę nad dziećmi, intelekt, majsterkowanie… Z Twoich listów wynika jednak, że nie żyjesz z partnerem, lecz ze współlokatorem. Tak jakoś los Was połączył, ale niewiele macie ze sobą wspólnego.
Nie oburzaj się na mnie – Twój chłopak też ma wątpliwości. Prawdopodobnie wie to samo, co Ty – że go nie kochasz – i dlatego bywa uszczypliwy czy agresywny. W tym układzie nie oczekuj wdzięczności (zresztą nie o nią Ci chodzi na dłuższą metę) ani wsparcia. Facet, z którym nie łączy Cię miłość, będzie działał wyłącznie ambicjonalnie. Stąd uszczypliwości i nieco chore poczucie humoru.
Ja poszłabym własną drogą. Nie zastanawiając się, czy „on sobie poradzi”. Ważne, czy poradzisz sobie Ty – bez psychicznej protezy: faceta, którego nie kochasz, za którego jednak czujesz się odpowiedzialna. Czemu? Wyjaśniłaś mi mimowolnie w ostatnim liście, na który odpowiem za cztery dni…
Pozdrawiam Cię mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze