Zobaczymy się za 4 lata
GOSIA MACIEJEWSKA • dawno temuWystęp polskiej reprezentacji zawiódł prezydenta, który kibicował rodakom podczas tak wielu ich występów w Atenach, ale prezydent nie ma żalu do sportowców. Na igrzyskach byli też dwaj moi znajomi, chociaż nie wydali na to ani grosza. Takie są uroki pracy w agencjach rządowych i spółkach skarbu państwa – myślę sobie – bo chociaż agencja rządowa jednego nie ma nic wspólnego ze spółką skarbu państwa drugiego, oni się nie znają, co zresztą nie ma tu nic do rzeczy, to spędzają tak samo wakacje.
Występ polskiej reprezentacji zawiódł prezydenta, który kibicował rodakom podczas tak wielu ich występów w Atenach, ale prezydent nie ma żalu do sportowców. Na igrzyskach byli też dwaj moi znajomi, chociaż nie wydali na to ani grosza. Takie są uroki pracy w agencjach rządowych i spółkach skarbu państwa – myślę sobie – bo, chociaż agencja rządowa jednego nie ma nic wspólnego ze spółką skarbu państwa drugiego, a obaj się nie znają (co zresztą nie ma tu nic do rzeczy), to spędzają tak samo wakacje. Przyjaciółka mamy podniecona relacjonowała nam to, co jej wcześniej zrelacjonował syn, a mnie przez chwilę korciło, żeby jakoś popsuć jej humor niby mimochodem wtrącając określenie „pasożytnicza instytucja”, lecz nie odważyłam się tego zrobić, ponieważ wbiłaby sobie od razu do głowy, że nazywam jej syna pasożytem, a wcale tak nie uważam, bo chłopak się naprawdę stara.
W sobotę cały dzień siedziałam nad pracą magisterską, ale nie napisałam ani jednego zdania. Wieczorem zadzwoniła do mnie przyjaciółka P. z wiadomością, że właśnie pokłóciła się z chłopakiem, wyszła z jego domu trzasnąwszy drzwiami, a ponieważ nie chce spędzić samotnie wieczoru, postanowiła mnie wyciągnąć „na miasto”, chociaż dobrze wie, że w moim towarzystwie wcale nie będzie się lepiej bawiła, niż gdyby poszła gdzieś sama. Zgodziłam się od razu, chociaż nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, a nawet, co gorsza, nie powinnam nigdzie wychodzić, bo przecież nic tego dnia nie zrobiłam, a termin oddania pracy zbliża się nieuchronnie jak dzień sądu ostatecznego. Wsiadłam do samochodu, który zaparkowała pod moim domem i pozwoliłam jej zadecydować, że jedziemy do Lelka, chociaż wiedziałam, że Lelek miał tego wieczora innych gości i nie będzie zachwycony moją wizytą. Po drodze P. zwierzyła mi się z przyczyn kłótni z chłopakiem: „Powiedział mi, że jestem zakłamana, żyję w świecie swoich kłamstw i że daje mi ostatnią szansę, żeby to zmienić. Jak on śmie oceniać moje życie, jak on śmie!”, lecz nie powiedziała, o co konkretnie im poszło. Tysiąc razy byłam świadkiem, jak P. okłamuje innych, setki razy domyślałam się, że w tej czy innej sprawie kręci i setki razy odkrywałam zupełnie przypadkiem, czasem po kilku latach, że mnie okłamała, lecz, gdy odkrywałam jej krętactwa, nigdy nie powiedziałam jej na ten temat ani słowa, i tym razem też milczałam. P. kłamie głównie z wygody, ponieważ prowadzi bardzo zawikłane życie uczuciowo-towarzyskie, ponieważ natura stworzyła ją tak, że potrafi kochać więcej niż jednego mężczyznę na raz, ponieważ nigdy nie jest do końca pewna swoich uczuć wobec żadnego z nich, ponieważ prawie każdy jej wybór życiowy jest błędny, ponieważ jest leniwa, próżna i dla chwili przyjemności stawia wszystko na jedną kartę, ponieważ, jeśli sprawy się komplikują, woli, żeby los podjął za nią decyzję, ponieważ myśli, że gdyby mówiła prawdę, nikt by jej nie lubił, tymczasem jest na odwrót — nie jest żadną tajemnicą w towarzystwie, że ona cały czas kłamie, jednak nikt się od niej nie odwraca i wszyscy wybaczają jej kłamstwa, ponieważ skandale, romanse, kłamstwa i życie na krawędzi P. ma wypisane na twarzy, więc jeśli ktoś zdecydował się polubić P., był świadom zarówno jej zalet jak i wad, a teraz przyjmuje ją z dobrodziejstwem inwentarza. Ale oto byłyśmy na Ochocie, wjechałyśmy na ostatnie piętro bloku Lelka, bo tak wysoko ma mieszkanie, i zadzwoniłyśmy do drzwi. Na użytek Lelka P. stworzyła unikalną wersję swojego życia, z czego on zresztą doskonale zdaje sobie sprawę, lecz udaje, że jej wierzy, a wszystko to dlatego, że jest w niej poważnie zakochany. Nie dziwię mu się zresztą, bo kobieta, która wymyśliła, że ukryje przed swoim przyjacielem fakt, że przez ostatnie 4 lata mieszkała u innego chłopaka i była z nim poważnie związana, nie robiąc z tego tajemnicy przed nikim innym i nawet nie uprzedzając nikogo, że Lelkowi ma ściemniać, że M. nigdy nie był chłopakiem P. i nigdy nie będzie, nie przestanie być dla niego zagadką do końca jego dni. Dla mnie zresztą też. W mieszkaniu Lelka odbywała się kameralna impreza, była tam siostra Lelka i jej chłopak, których widziałam ostatni raz jekieś 4 lata temu, oraz koleżanka siostry Lelka – jej nie znałyśmy. Powietrze było gęste od dymu z papierochów, co dla mnie zawsze jest dużą przykrością, bo nie palę. Spodziewałam się, że jak pojadę spędzić wieczór z P. i Lelkiem, wszyscy będą palić jeden papieros za drugim, ja będę się wierciła na krześle, wychodziła na balkon, narzekała i poganiała P., żeby wracać do domu, bo długo nie będę mogła wytrzymać w takim dymie, ale, jakby wbrew sobie, zgodziłam się od razu na wszystko, co proponowała P. tego wieczora. Na stole i na okładce płyty zauważyłam usypane z białego proszku ścieżki (fachowa nazwa brzmi: kreski), nowy dowód osobisty do rozbijania i układania oraz rurkę, przez którą Lelek z kolegą na zmianę wciągali. Potem grzebali sobie paluchami w nosach, wciągali i wydmuchiwali powietrze przez nos jak ktoś, kto chce się pozbyć z nosa drobnych kawałków pożywienia, które dostały się tam, gdy zwymiotował całą zawartość żołądka. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego, lecz nie takie rzeczy na temat Lelka wiedziałam, żeby mnie mógł tak łatwo zaskoczyć. Lelek też właśnie wrócił z Aten, bardzo zadowolony, bo dieta pokryła mu wszelkie rozrywki, a wybawił się we właściwy mu sposób: nocami chlał, palił jointy, bawił się w najlepszych klubach w Atenach, poznał fajne dziewczyny na plaży, poznał kilku polskich sportowców, z którymi balangował, raz nawet spowodowali mały wypadek samochodowy, ale dali poszkodowanemu gotówkę, żeby nie wzywał policji, obejrzał zawody w wielu konkurencjach, widział, jak Otylia zdobywała swoje wszystkie medale, tak że wrócił bardzo zadowolony. Poczęstował mnie fetą i winem przywiezionymi z Grecji, a ja nie odmówiłam, mimo że jestem na diecie, która wyklucza alkohol i jedzenie po 7 wieczorem. Jak jadłam, trochę mi dym przeszkadzał, więc poszłam na balkon, z którego jak na dłoni widać było, co się dzieje w mieszkaniach bloku na przeciwko. Dwa piętra niżej jakaś dziewczyna zdjęła bluzkę i założyła inną, jeszcze trzy piętra niżej jakiś facet, nieświadomy, że go obserwuję, instalował na balkonie lunetę, wymierzoną bynajmniej nie w gwiazdy, ale okno jednego z mieszkań w bloku Lelka, usytuowanego po przekątnej. Na balkon wyszła koleżanka siostry Lelka i pokazała mi okno do kuchni, przez które na ostatniej imprezie przypadkowo zobaczyła, ona i jeszcze kilka innych osób, z którymi paliła wtedy papierosy na balkonie, faceta bez majtek, który jednak szybko się zorientował, że jest obserwowany, wycofał się więc rakiem, zakrywając dłońmi genitalia i po chwili wrócił w gaciach. Zaczęłyśmy machać panu wyposażonemu w profesjonalny sprzęt do podglądania. Człowiek ów miał nawet aparat fotograficzny z obiektywem o długości przedramienia, którym w pewnym momencie zaczął robić zdjęcia. W końcu zauważył, że do niego machamy; na chwilę zamarł, po czym odwrócił się na pięcie, schował się w domu i nawet zgasił światło. Widać wolał przeżuwać swój wstyd w ciemnościach. W pewnym momencie miałam już dość imprezy u Lelka, chciałam stamtąd wyjść, ale o dziwo nie musiałam długo nakłaniać P. – w sukurs przyszedł mi nasz kolega jeszcze z liceum, Karol, który zadzwonił do P. z telefonu jej chłopaka, który właśnie bawił się na wieczorze kawalerskim siostrzeńca jednego bardzo znanego pana, gdzie, rzecz jasna bawił także Karol. Chłopak P. widział Karola tylko raz w życiu – kiedy Karol przechodził przez ulicę, a P. z chłopakiem jechali samochodem i P. na niego zatrąbiła, lecz mimo tak krótkiego kontaktu wzrokowego rozpoznał Karola na przyjęciu u siostrzeńca znanej osobistości. P. powiedziała, że Karol zadzwonił i prosi, żebyśmy przyjechały pod hotel Forum, gdzie trwa impreza i go zawiozły do domu, bo nie ma jak wrócić.
Przyjechałyśmy, ale o kazało się, że nie w tym celu, jaki podała P., bo Karol wcale nie zamierzał jeszcze jechać do domu i nie oczekiwał, że go zabierzemy. Okazało się też, że chłopak P. nic nie wie o tym, że się pokłócił z P., że P. się od niego wyprowadziła i już zerwała z nim ostatecznie. Dobrze się jednak stało, że tam pojechałyśmy, bo zobaczyłam Karola, którego nie widziałam ze 4 lata, a przecież tak się kiedyś przyjaźniliśmy. Karol dosiadał się do mnie zawsze na lekcji francuskiego i kładł rękę na moim kolanie. Na początku podskakiwałam jak oparzona, lecz on mi wytłumaczył, że jak się nie będę rzucać, to pani od francuskiego, najbardziej sroga nauczycielka w liceum, przed którą drżeli nawet ci, którzy się uczyli niemieckiego, a ja nabawiłam się przez nią nieomalże nerwicy żołądka, niczego nie zauważy, a on i tak się będzie do mnie dosiadał, bo – jak argumentował — muszę mu podpowiadać, jeśli mu dobrze życzę i nie chcę, żeby został niedopuszczony do matury przez francuski, co mu realnie groziło. Jakoś udało mu się mnie przekonać, że to świetna zabawa, bo przestałam protestować, jak Karol gładził mnie ręką po nodze w czasie lekcji, a Pani od francuskiego na szczęście nic nie zauważyła. Kilka lat po maturze koleżanka, która wygrała olimpiadę z francuskiego, zapytała się mnie, czy mnie i Karola coś łączyło więcej niż przyjaźń, bo pamięta jak pani od francuskiego (z którą była na bliższej stopie niż przeciętny śmiertelnik na licealnym padole) piekliła się, że ja i Karol jesteśmy tak napaleni na siebie, że nie możemy wyczekać, aż się lekcja skończy, bo się cały czas obmacujemy pod ławką.
Siedzieliśmy w samochodzie, bo w klubie był taki hałas, że nie dało się rozmawiać, i opowiadaliśmy swoje życie, a potem przyszła godzina, kiedy musieliśmy się rozstać. Ja pojechałam z P. i jej chłopakiem na Ursynów, a Karol z kolegą na Żoliborz, chłopak P. był już mocno wstawiony, bełkotał coś bez sensu, ale na tyle zachował trzeźwość umysłu, by odczuwać coś na kształt upojenia własnym bełkotem. Humor mu dopisywał, bo wystawiał goły tyłek przez okno samochodu, trochę sobie a muzom, bo była 3 nad ranem i oprócz pojedynczych zagubionych taksówek na ulicach nie było samochodów. Kiedy podjechaliśmy pod mój dom, na pożegnanie powiedziałam, że dziękuję im bardzo za ten wieczór, który na długo zapamiętam.
Za 4 lata kolejna Olimpiada, trochę daleko, bo w Chinach. Po opowieściach Lelka zamarzyło mi się na nią pojechać. On mówi, że atmosfera na igrzyskach jest niesamowita i już obmyśla, jak sobie zorganizuje wyjazd do Pekinu, ja na to mówię, że za cztery lata będę bogatą kobietą, więc też pojadę. Kim wtedy będziemy, czy utrzymamy ze sobą kontakt, jak będziemy spędzać sobotnie wieczory? Jaki będzie wtedy świat?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze