„9”, Shane Acker
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuSzmaciana laleczka z wypisaną na korpusie cyfrą 9 budzi się do życia na gruzach naszej cywilizacji. Ludzie dawno wyginęli, a w zrujnowanych miastach grasują monstrualne bestie. Naiwny, ale charyzmatyczny Dziewięć postanawia rozwikłać zagadkę: poznać przyczyny apokalipsy. Film od pierwszych scen oszałamia bogactwem wizji plastycznej. A odpowiedzialny za nią Shane Acker raz po raz daje dowody niezwykłej erudycji. Wykreowany przez niego świat pełnymi garściami czerpie ze zdjęć i grafik Zdzisława Beksińskiego. Współczesna sztuka funkcjonalna miesza się z estetyką wiktoriańską, nad zrujnowanymi fabrykami górują zgliszcza gotyckich katedr. To wszystko tworzy spójną i dopracowaną w szczegółach całość.
Tytułowy bohater — szmaciana laleczka z wypisaną na korpusie cyfrą 9 budzi się do życia na gruzach naszej cywilizacji. Ludzie dawno wyginęli, a w zrujnowanych miastach grasują monstrualne bestie (z czasem okazują się one maszynami sterowanymi przez centralną, obdarzoną sztuczną inteligencją Wielką Machinę). Umykający przed permanentnym zagrożeniem Dziewięć (Elijah Wood) natrafia na inne, podobne do siebie, ożywione szmaciane lalki. Wśród nich są m.in. dotychczasowy przywódca grupy Jeden (Christopher Plummer), podstarzały wynalazca Dwa (Martin Landau), nieustraszona wojowniczka Siedem (Jennifer Connelly) i bezustannie prześladowany przez apokaliptyczne wizje szalony artysta Sześć (Crispin Glover). Naiwny, ale charyzmatyczny Dziewięć postanawia rozwikłać zagadkę: poznać przyczyny apokalipsy, unieszkodliwić Wielką Machinę i zrozumieć tajemnicę własnych narodzin.
9 od pierwszych scen oszałamia bogactwem wizji plastycznej. A odpowiedzialny za nią Shane Acker raz po raz daje dowody niezwykłej wprost erudycji. Wykreowany przez niego świat pełnymi garściami czerpie ze zdjęć i grafik Zdzisława Beksińskiego, cytuje XIX-wieczne malarstwo, podpiera się dokonaniami mistrzów animacji poklatkowej (czuć tu m.in. Jana Svenkmajera i braci Quay). Współczesna sztuka funkcjonalna miesza się z estetyką wiktoriańską, nad zrujnowanymi fabrykami górują zgliszcza gotyckich katedr. I długo można by jeszcze wymieniać inspiracje Ackera, gdyby nie to, że wszystkie te elementy udało się reżyserowi skleić w niezwykle wprost spójną całość.
Spójną i dopracowaną w najmniejszych nawet szczegółach. Bo zarówno szmaciani bohaterowie, jak i mechaniczne bestie budują swoje otoczenie z pozostałości naszego świata. I jest to brawurowe zestawienie skali mikro (ośmiocalowe lalki wykorzystują szkiełka, guziki, igły) i makro (potwory posiłkują się m.in. resztkami gigantycznych konstrukcji i szkieletami ogromnych zwierząt). Do tego dochodzi perfekcyjna realizacja. Płynność ruchów bez trudu nadąża za standardami wykreowanymi przez DreamWorks i Pixar. Rewelacyjne zastosowanie światłocienia, pomysłowe kadrowanie wściekle dynamicznych scen akcji — to wszystko sprawia, że warstwa wizualna 9 hipnotyzuje i na długo zapada w pamięć.
I chociaż 9 jest filmem absolutnie niezwykłym i wyjątkowym, zabrakło jednego elementu, by stał się arcydziełem. A mianowicie pomysłowego scenariusza. Bo z jednej strony mamy tu do czynienia z mistrzowską narracją. Nic nie jest wyłożone wprost, kolejne informacje docierają do nas stopniowo, a prawdę o przyczynach apokalipsy poznajemy wraz z rozwijającym się śledztwem Dziewięć i jego kompanii (dzięki czemu cały film naprawdę wciąga i trzyma w napięciu). Ale jeżeli podsumować znaną już konstrukcję fabularną, no cóż: na dwoje babka wróżyła. Rewelacyjne pomysły sąsiadują tu z mechanicznie odtworzonymi, znanymi już z dziesiątków innych filmów kliszami kina SF.
Pomysłów oczywiście nie zdradzę, ale dość powiedzieć, że główny zamysł sprawia wrażenie żywcem przeniesionego z ostatniego Terminatora (i doprawionego patentami z Wall-E). Ale chociaż 9 jest obrazem z tak wysokiej półki, że nie sposób nie wytknąć mu tej jednej słabości, uczciwość nakazuje przyznać: wszystkie te zapożyczenia i oczywistości w najmniejszym stopniu nie przeszkadzają w lekturze filmu. Twórcy skutecznie wymigują się wspomnianą już oszałamiającą stroną wizualną i szaloną dynamiką zdarzeń. Do tego wykreowani przez nich bohaterowie są charakterni i z miejsca budzą naszą sympatię. W efekcie całość ogląda się naprawdę wyśmienicie.
Oddzielne brawa należą się polskiemu dystrybutorowi 9. Monolith nie udaje, że jest to familijna produkcja w stylu Shreka. Poważny, artystyczny charakter filmu podkreśla to, że trafia on na nasze ekrany w wersji oryginalnej (a więc bez dubbingu, jedynie z napisami). Pozostaje mieć nadzieję, że pozostali dystrybutorzy będą brać przykład z Monolithu, a my, widzowie, nie będziemy musieli oglądać już animacji tak wyjątkowych jak np. Koralina i tajemnicze drzwi w niepotrzebnie zinfantylizowanej polskiej wersji językowej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze