„Mądrość i seks”, Madonna
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuDuże i pozytywne zaskoczenie. Madonna serwuje widzowi szalony filmowy kolaż, kolorowy kalejdoskop dziwacznych zdarzeń. Poszarpany, pozbawiony tradycyjnej narracji, oparty jedynie na wyrazistym rysunku bohaterów. Flirtuje z kinem niezależnym, serwuje odbiorcy happening, zgrywa się na całego, a gdzieś w tle przemyca elementy swojej filozofii życiowej. Ogląda się ów eksperyment zadziwiająco dobrze.
Duże (i w gruncie rzeczy pozytywne) zaskoczenie. Mając w pamięci (zwykle dość żenujące) aktorskie popisy Madonny, nie spodziewałem się zbyt wiele po jej debiucie reżyserskim. Stawiałem na przyciężki, rozerotyzowany kicz. Tymczasem Madonna flirtuje tutaj z kinem niezależnym, serwuje odbiorcy szalony happening, zgrywa się na całego, a gdzieś w tle przemyca elementy swojej filozofii życiowej. I wychodzi jej to naprawdę nieźle. A w każdym razie sympatycznie.
Mądrość i seks to opowieść o grupie życiowych rozbitków, zwariowanych freaków poszukujących recepty na życie. A.K. (przezabawny Eugene Hutz) jest wokalistą zespołu punkrockowego.
A że nie może utrzymać się z muzyki, zarabia na życie, spełniając masochistyczne fantazje angielskich dżentelmenów (czyli okładając ich batem). Zakochany jest w swojej współlokatorce Holly, baletnicy pracującej jako striptizerka. Skład kolorowego teamu uzupełnia niedoszła lekarka (i lekomanka) Juliette, która pracuje w aptece i marzy o tym, by ratować biedne afrykańskie dzieci. Cała trójka wspólnie wynajmuje mieszkanie. Piętro niżej dogorywa genialny, ale niewidomy poeta profesor Flynn (wyśmienity Richard E. Grant).
Madonna obdziela tu poszczególne postacie fragmentami własnego życiorysu (wszak była striptizerką, zna trudy towarzyszące początkom muzycznej kariery, zajmuje się działalnością charytatywną, próbowała sił w poezji).
Swoje credo życiowe wkłada w usta nieustannie filozofującego A.K. I chociaż całą tę filozofię można streścić jednym cytatem z Williama Blake'a (tym o drogach przesady wiodących do wrót pałacu mądrości), chociaż bardziej konserwatywnie nastawionego widza może drażnić nieustanna apoteoza eksplorowania ciemnych stron życia, jednego artystce odmówić nie sposób.
Jest przejmująco szczera. I co najważniejsze: nie popada tutaj w ciężki, nauczycielski ton; nie udaje, że posiadła receptę na życie. Jest pełna żartobliwego dystansu, nieustannie puszcza oko do widza. I dzieli się z nim własną intuicją, wydaje się mówić: nie bójcie się marzyć, nie idźcie na kompromisy; żyjcie tak, by wasze życie było ciekawe. Tylko tyle. I aż tyle.
Do tego dochodzi kapitalna muzyka. I nie jest to jedynie przegląd pokrewnego Madonnie tanecznego popu. Przeciwnie. Najczęściej słyszymy cygański punkowy zespół Gogol Bordello. Jest to zresztą autentyczny, odnoszący światowe sukcesy projekt, któremu w tzw. realu przewodzi odtwarzający rolę A.K. Eugene Hutz (Bordello pojawiają się w filmie jako wspomniany już punkowy zespół głównego bohatera). Hutz w ogóle odgrywa tu szczególną rolę, cały film mocno nawiązuje do jego osobistych doświadczeń. Ekscentryczny Ukrainiec ujawnia w Mądrości i seksie niepospolity talent komediowy, wielokrotnie (i skutecznie) zawłaszcza dla siebie cały ekran. Kapitalną przeciwwagą dla niego jest (znany z filmów Altmana, Coppoli i Scorsese) wnoszący tu odrobinę poważnego tonu Richard E. Grant. Ale i pozostali aktorzy radzą sobie naprawdę nieźle.
Mądrość i seks podzieliły światową krytykę. Co bardziej nobliwi recenzenci nie zostawili na Madonnie suchej nitki. Pisano, że Mądrość i seks to właściwie w ogóle nie jest film, że brakuje tu scenariusza, że całość jest chaotyczna. I faktycznie. Tylko co z tego? Madonna serwuje widzowi szalony filmowy kolaż, kolorowy kalejdoskop dziwacznych zdarzeń. Poszarpany, pozbawiony tradycyjnej narracji, oparty jedynie na wyrazistym rysunku bohaterów eksperyment. Ale ogląda się ów eksperyment zadziwiająco dobrze. I nawet jeśli jest to jedynie zabawa w kino, ja to kupuję. Może w wyniku zaskoczenia, ale z pełnym przekonaniem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze