"Takie tam", Maciej Malicki
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNa książkę składają się krótkie formy w przeróżnej konwencji – aforyzmy, zapiski scenek, powtórzenia, opowiadanka – opatrzone tytułem, niekiedy numerem. Część łączy się ze sobą w przedziwnych konfiguracjach, fabularnie lub brzmieniowo, te pozostałe, porozsypywane, spaja w całość zmysł obserwacyjny i poczucie humoru autora. Niektóre są zabawne w sposób drapieżny i nie zdziwiłbym się, gdyby krążyły po świecie oderwane od książki i autora.
Kolejna książka wydawnictwa Czarne. Czyli: będzie eksperymentalnie, prowincjonalnie, intymnie, źle albo dobrze, w każdym razie trochę inaczej niż zazwyczaj. Są ludzie, którzy kupują książki od nich w ciemno, bo to zawsze trochę coś innego. Seria literatury polskiej jest najbardziej ugrzeczniona. Przynajmniej z najnowszej książki Macieja Malickiego bije spokój i pogodzenie się ze wszystkim, a przynajmniej ze sobą.Krytycy zachwycają się Malickim, a jednak problem istnieje – bo z jednej strony „Takie tam” daje wiele przyjemnego wytchnienia, a z drugiej ten zbiór aforyzmów, krótkich opowiadań, impresji, czyli mówiąc po człowieczemu, notatek, jest zwyczajnym pójściem na łatwiznę.
Jakiś czas temu wybuchła w polskich środowiskach literackich awantura, czy blog jest publikacją. Do dziś wydaje mi się, że niekoniecznie, ze względu na ciągłą możliwość edycji i zmian w jednym tekście. Faktem jest, że blogi dały już początek wielu książkom, żeby wymienić tylko Krystynę Jandę i Piotra Czerskiego. Dziś uważa się je za wstęp do prawdziwych powieści. Nie wiadomo, czy Malicki prowadził blog, ale „Takie tam” żywo go przypomina. Nie ulega wątpliwości – to rodzaj dziennika.
Na książkę składają się krótkie formy w przeróżnej konwencji – aforyzmy, zapiski scenek, powtórzenia, opowiadanka – opatrzone tytułem, niekiedy numerem. Część łączy się ze sobą w przedziwnych konfiguracjach, fabularnie lub brzmieniowo, te pozostałe, porozsypywane, spaja w całość zmysł obserwacyjny i poczucie humoru autora. Niektóre są zabawne w sposób drapieżny i nie zdziwiłbym się, gdyby krążyły po świecie oderwane od książki i autora:
[Cukiernia przy placu Unii Lubelskiej]
(…) Pani w wieku około pięćdziesięciu lat zamawia:
— Lody.
— Ze sobą czy na miejscu?
— Zjem i będę spierdalała.
— Ile nałożyć?
— A w pizdu. („Na słuch XXIX”)
Albo taka perełka:
Przez rynek idzie pan z białą laską. Ale widać, że widzi. Rozgląda się, pod pachą ściska gazetę.
- Laska dla głuchoniemego – mruczy Blubert. („Urodziny Arka I”)
Książka ma coś z bloga, dziennika, uroku przypadkowej fotografii, przelotnej radości lub zasmucenia, a sugestywne pisarstwo Malickiego sprawia, że niektóre dialogi niemal dają się słyszeć. Człowiek czyta w tramwaju, odwraca się, rozgląda – a potem mu głupio. Sam układ książki, numeracja i powtarzające się niektóre motywy (cykle „Rzeka”, „Pierwsze zdanie”) skłaniają nawet do barbarzyństwa – żeby „Takie tam” pociąć i poukładać po swojemu, jak puzzle ze słów. Jest nadzieja, że radość tasowania byłaby równa samej pracy twórczej. Aż można by w tej zabawie zapomnieć o narzucającym się pytaniu: po co ta książka i dla kogo?
Zmysł obserwacji i poczucie humoru zawarte w „Takie tam” nasuwają skojarzenia z „Przygodami wojaka Szwejka”, ale to takie „Przygody…”, z których usunięto oś fabularną, zostawiając wyłącznie gagi. Zabawy jest cała masa, ale przez pierwszych kilkanaście stron. Zmęczone rechotaniem gardło odmawia posłuszeństwa. Analogicznie z zadumą, wzruszeniem, wszystkim, co dla Haska i – chyba — Malickiego jest ważne. Wielka szkoda, że potencjał poszczególnych scen nie znalazł właściwej oprawy. Tą zaś mogłaby być uczciwa klamra fabularna. Bez niej światło literackiego piękna „Takie tam” przygasa.
Jest jednak sposób na ocalenie tej książki. Warto spróbować. Umówmy się, że każdy, kto „Takie tam” pożyczy, ukradnie lub kupi, nie przetrawi całości od razu, ale w wolnej chwili, od czasu do czasu, przeczyta kilka stron. Najlepiej na głos, z przyjaciółmi. Potem odłoży książeczkę na półkę, by wrócić do niej w stosownej chwili, a jeśli jakiś fragment mu się spodoba, przepisze go markerem na odrapaną ławkę w dworcowej poczekalni. Myślę, że Malicki ucieszy się z tego.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze