"Historie kuchenne", reż. Bent Hamer
MICHAŁ GRZYBOWSKI • dawno temuTa koprodukcja szwedzko-norweska jest opowieścią o pięknej przyjaźni, przełamywaniu barier i kontaktach międzyludzkich w ogóle (w opozycji do bezdusznej techniki). Miejscami prawdziwie zabawną, ale też refleksyjną i smutną. Do tego bardzo pomysłową, oryginalną i świetnie, choć oszczędnie zagraną. Podobno najtrudniej aktorom wyrazić emocje bez pomocy słów, a tutaj nie ma ich wiele. Zaskakujące, że ze skutej lodem Norwegii wychodzą na świat takie ciepłe filmy jak "Elling", czy teraz "Historie...".
Pierwsze sceny "Historii Kuchennych" swą absurdalnością mogą przywołać na myśl luźne skojarzenia z "Instytutem Benjamenta", ale paradoksalnie ich rodowód bierze swój początek w życiu codziennym. W latach pięćdziesiątych szwedzki Instytut Badań Domowych prowadził szczegółowe badania mające na celu zapewnienie maksymalnej wygody w korzystaniu z urządzeń kuchennych. W tym celu przepytywano i obserwowano gospodynie domowe, a na podstawie ich odpowiedzi i zachowań określano np. optymalną wysokość i ustawienie szafek.
O tych średnio potrzebnych eksperymentach dowiedział się norweski reżyser Bent Hamer — ubawiły go do tego stopnia, że pośrednio uczynił je tematem nowego filmu. W swojej fabule poszedł nieco dalej i wysłał kilkunastu badaczy do Norwegii (zaszłości szwedzko-norweskie to jedyny nieuniwersalny element filmu), gdzie tym razem mają zbierać dane na temat ogólno kulinarnych przyzwyczajeń tamtejszych kawalerów; w dość specyficzny jednak sposób. Do dyspozycji mają coś na kształt ambony ustawionej w rogu kuchni i gruby zeszyt. Nie mogą w żaden sposób ingerować w życie "królika doświadczalnego", ani z nim rozmawiać. Jak to wygląda w praktyce widzimy na przykładzie eksperta z instytutu i jego gospodarza, mrukliwego rolnika, który początkowo nie zamierza ułatwiać zadania ułożonemu Szwedowi (zgodził się na badania, ponieważ wynagrodzeniem miał być koń, który okazał się jedynie tradycyjną drewnianą pamiątką).
"Historie Kuchenne" prezentowane są jako komedia i tak poniekąd jest, ale niektórzy po seansie mogą być zaskoczeni. Jeżeli streszczenie sugeruje dorosłą zabawę w Toma i Jerry'ego to wyprowadzam z błędu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze