Tylko jedna namiętność
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKiedyś to było używanie! Człowiek chciał przytulić świat w jeden tylko weekend. Każdy dwudziestolatek mógł zostać Kolumbem. Balowaliśmy do świtu. Jedliśmy mnóstwo dobrych rzeczy przygotowanych za grosze. Były też podróże. Pochłaniało się książki, filmy i gry. Znalazło się miejsce na sport. To wszystko działo się jakby razem. Czemu to zniknęło? Bo dorośliśmy. A dorosłość polega na wybraniu tylko jednej namiętności.
Kiedyś to było używanie! Człowiek chciał przytulić świat w jeden tylko weekend. Każdy dwudziestolatek może zostać Kolumbem.
Balowaliśmy do świtu w przyjaznej atmosferze, która niekiedy przeradzała się w nieprzyjazną. Wówczas w ruch szły pięści, potem następowało pogodzenie. Oczy bolały od dymu papierosowego i nie tylko papierosowego. W takim schronieniu było łatwo o miłość.
Jedliśmy mnóstwo dobrych rzeczy przygotowanych za grosze i każdy, kto miał dychę w kieszeni, zostawał Makłowiczem sobotniego popołudnia. Pamiętam fondue z chlebkiem francuskim, najprawdziwszego dzika, przywleczonego przez przyjaciela, którego ojciec pracował w nadleśnictwie, domowej roboty pizze oraz najpyszniejsze na świecie tosty z opiekacza, pamiętającego jeszcze czasy Hitlerjugend.
Były też podróże. Nikt groszem nie śmierdział, a jednak zjechaliśmy podbrzusze Europy od Neapolu po Ateny, pluskaliśmy się w polskim morzu, łaziliśmy po górach, a przede wszystkim odwiedzaliśmy miejsca, gdzie mało kto zaglądał: jakieś wiochy na Podlasiu i Zamojszczyźnie, miasteczka zamrożone przez czas, zapełnione melancholijnymi, lecz życzliwymi przedstawicielami społeczeństwa. Było mleko krowy, prawdziwe sery, spanie na sianie czy nawet figlowanie na tymże.
Co z kulturą? Ano, wspaniale. Pochłaniało się książki, czasem i jedną dziennie, a literatura stanowiła powód do sporu i mordobicia. Pragnęliśmy powieści tak, jak pragnie się kobiet. Filmy przynosiło się najpierw na kasetach video, potem dostarczał je kumpel, który, jako jedyny dysponował stałym łączem oraz nagrywarką płyt CD. Potrafiliśmy przerobić i trzy w wieczór. Były seanse w kinach studyjnych, jakichś kanciapach z rzutnikiem i prześcieradłem. Ciupaliśmy w gierki niczym dzieci. Pamiętam niekończące się pojedynki w Mortal Kombat jeszcze na czarno-białym monitorze, a ile razy przy Diablo zastał nas świt – nie sposób zliczyć.
Znalazło się miejsce na sport. Regularnie ganiałem na siłownię (była to, dopowiedzmy, podziemna paka prowadzona przez zmarłego już Wiesława Wnęka), aż wreszcie z kumplami zrobiliśmy sobie własną. Fura sprzętu na ośmiu metrach piwnicy! Klata, bic, papierosek, piweczko. Prócz tego całą bandą chodziliśmy na basen, jeździłem na rowerze i próbowałem biegać, w czym, niestety, przeszkadzały mi własne nogi.
To wszystko działo się jakby razem, jedna czynność wylewała się z drugiej, czwarta z dziesiątej, zmienione, koniec końców, w rozkosznego bełta. Ten ogrom namiętności, rozstrzelanych na wszystkie strony niby wiącha wektorów, nie przeszkadzał w tak zwanym życiu. Przecież zarabialiśmy pieniądze, uczyliśmy się, mieliśmy domowe obowiązki i jakieś plany na przyszłość. Patrzę na tych ludzi – żaden się nie wykoleił.
Czemu to zniknęło? Bo dorośliśmy. To naturalny proces. Dopiero teraz rozumiem, że dorosłość polega na wybraniu tylko jednej namiętności.
Młodzież potrafi łączyć namiętności. U dorosłego wykluczają się nawzajem.
Weźmy seks. W czasach burzy i naporu wszelkie namiętności sprzyjały tej jednej. Po alkoholu łatwiej było nawiązać znajomość. Prośba o ogień również robiła swoje. Nie wiem, jak jest teraz, ale za moich czasów dziewczyny lubiły rozmawiać o filmach i książkach. Co jeszcze? Siłownia przydawała atrakcyjności, podróże dawały pretekst do tego, by pochwalić się sobą. Gry, co z nimi? Niosły pocieszenie zawsze, gdy człowiek wracał do domu, przygarbiony poczuciem klęski.
Teraz jest zupełnie inaczej. Gdybym w stanie upojenia usiłował nawiązać znajomość o charakterze erotycznym, wzbudziłbym co najwyżej śmiech politowania. Trzydziestopięcioletni pijak przystawia się do laski! Widział to kto? Idź się, facet, prześpij. Papierosy przepędzono skąd tylko się dało. Książek nikt nie czyta. Po latach machania hantlami przyszli emo, potem hipsterzy, w konsekwencji czego największe sukcesy seksualne odnoszą kolesie o aparycji mistera Gułagu. Każdy gdzieś podróżuje, gra na komórce, zresztą po co to wszystko, skoro ludzie parzą się jak trusie.
I tak dalej. Picie przeszkadza w czytaniu i ćwiczeniach, gdyż osłabia mięśnie ciała i duszy. Papieros, od biedy, pomoże lekturze, lecz zabija smak i niszczy resztki kondycji. Podróże kłócą się z oglądaniem filmów i dymaniem na pakę, z kolei jedzenie, na zdrowy rozum, pasuje tylko do seksu i kulturystyki. Pijak językiem wyczuwa co najwyżej procenty. Gry kłócą się z pozostawaniem w stałym związku, gdyż partnerka ma swoje wymagania i też chce pooglądać telewizję. Wszystkie pasje, którym człowiek oddawał się zza młodu, teraz wykluczają się wzajemnie. Dotyczy to także innych, nie wymienionych tutaj, bądź zgoła mi nieznanych. Młodzi, chcecie dorosnąć? Ja na waszym miejscu bym się nie spieszył.
Należy dokonać wyboru. Tylko jak? Co wybrać, mam znaleźć w sobie siłę, żeby odrzucić wszystkie pozostałe? Nie mówię o całkowitym ich przekreśleniu, lecz o tym, żeby zamieść je pod dywan, zamknąć w kufrze i wyjmować raz do roku. Niemniej, strasznie szkoda. Nie ma takiej wagi, na której można by postawić podróż do Indii i kieliszek zmrożonej wódki. Co lepsze – film czy książka?
Mądry człowiek takich pytań nie zadaje. Chyba, że głupie życie go do tego zmusi.
Zastanawiam się teraz czy nie zastosować płodozmianu. Przez jeden tydzień będę czytelnikiem, w drugim czułym kochankiem, w trzecim pijaczyną, z okazji czwartego gdzieś wybędę, piąty przesiedzę na maratonie filmów o odgryzaniu głowy, a w szóstym będę palił, aż płuca zmienią mi się w mokry węgielek. Potem zmiana, tak w kółko. Może jakoś uciągnę.
Obawiam się jednak, że to zachowanie dojutrkowe. Mądre ciele dwie matki ssie, przy dwunastu dostaje oczopląsu.
Naprawdę nie wiem co robić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze