Burleska według Betty Q
ALEKSANDRA POWIERSKA • dawno temuBurleska – dla jednych pociągająca, intrygująca i tajemnicza kwintesencja kobiecości, dla innych zbyt odważna oraz wulgarna. Na Zachodzie bardzo popularna, w Polsce wciąż spotykająca się z dystansem. Czym tak naprawdę jest? Tańcem, sztuką, stylem życia? Pytamy o to Betty Q – performerkę znaną m.in. z programu „Mam talent”.
Burleska z definicji jest formą teatralnego wystąpienia. Wydaje się jednak, że dla ciebie jest czymś znacznie więcej… tańcem, sztuką, stylem życia, hobby?
— Dwa lata temu burleska stała się całym moim życiem. Stwierdziłam, że jeśli chcę zająć się czymś naprawdę dobrze, to muszę się temu poświęcić w pełni. Trafiłam na niszę rynkową, bo w Polsce prawie nikt nie słyszał o burlesce. I chociaż od tego czasu minęły już prawie trzy lata, dzisiaj równie często tłumaczę, o co w tym wszystkim chodzi. Czy burleska to tylko striptiz w stylu retro? Dla mnie nie. Uważam, że to forma sceniczna, która przede wszystkim przekazuje jakąś historię. To sztuka, ale sztuką jest też zrobić dobrą burleskę. Trzeba mieć osobowość, poczucie estetyki, pomysł na siebie i wiele innych, tak niedocenianych umiejętności jak: krawiectwo, majsterkowanie, kreowanie wizerunku medialnego, księgowość, fryzjerstwo, robótki ręczne, miksowanie muzyki, ekstremalna jazda samochodem…
Można zatem stwierdzić, że stałaś się kobietą wielofunkcyjną o niezliczonych umiejętnościach i pasjach, które zawierają się w jednym słowie: burleska. Ciekawa jestem, jak zaczęła się twoja przygoda?
— Od dziecka byłam związana z teatrem i tańcem. Kiedy przypadkowo, przeglądając nagrania pokazów tańca, odkryłam burleskę — wiedziałam, że to coś dla mnie. Jestem uczennicą YouTuba, bo w Polsce mogłam tylko pomarzyć o kursach. Zakasałam rękawy i sama (mając wykształcenie pedagogiczne i przygotowanie taneczne oraz teatralne) przygotowałam pierwszy scenariusz zajęć. To był początek zespołu „Betty Q & Crew”. Pracując nad kolejnymi numerami czułam, że spełniam marzenia. Bo czy jest coś wspanialszego od realizacji własnej idei na scenie? Do tej pory, pracując nad nowymi numerami czuję dziecięcy dreszcz tworzenia. Z pomysłem na Betty Q trafiłam w idealny moment. Dzisiaj jestem dumna, że nasza scena się rozwija, a ja dałam jej początki.
Ile czasu zajmują ci przygotowania do występu? Co jest w nich najtrudniejsze: układ czy zaprojektowanie i wykonanie stroju?
— Pomysły przychodzą ekspresowo. Mam ich całą masę. Wiele z nich trafia do poczekalni, bo nie zawsze jest czas lub budżet na nowy numer. Czasami zaczynam od choreografii, czasami od fabuły, innym razem pierwszy jest kostium, czy tylko jakaś impresja do zrobienia czegoś nowego. Kocham przygotowania, dlatego ciężko mi powiedzieć, co jest najtrudniejsze – to zależy od numeru. Przy przygotowaniach do „Fischikelli” pomysł na kostium powstał momentalnie i to on dał początek całemu numerowi. Z kolei moja nowa produkcja, „Kobieta z Brodą” wciąż nie ma sukienki…
Ale na pewno w przygotowaniach do samego występu najcięższa jest… walizka z kostiumami i rekwizytami! Moje mieszkanie zamieniło się w teatralny magazyn. To tu odbywają się próby, tu pracujemy z zespołem nad nowymi numerami. Dziewczyny mówią, że lubią tę przestrzeń, bo jest atmosfera i dużo brokatu. Rzeczywiście, brokat i pióra są wszędzie!
Wiele osób uważa, że burleskowe shows są zbyt wulgarne, zbyt mocno nasycone erotyzmem, w najlepszym wypadku nieeleganckie. Co odpowiadasz takim osobom?
— Nigdy nie słyszałam takich opinii, więc nie miałam okazji na nie odpowiedzieć. Ale pewnie powiedziałabym: przyjdź zobaczyć mój pokaz, bo skoro tak mówisz, pewnie nie widziałaś/eś dobrej burleski. W moim show najważniejsze jest to, czego nie widać. Ale to, co zobaczysz i tak nie pozwoli ci zasnąć. Nie ma miejsca na wulgarność. Jest oczywiście erotyzm, bo na nim opiera się cała burleska. Najwięcej jest jednak elegancji i kokieterii. Nagość? Więcej zobaczyć można w popołudniowym paśmie TV. Nie uważam, że muszę się tłumaczyć z tego, co robię. A największym na to dowodem jest fakt, że najwierniejsza fanka naszych spektakli to moja mama, która powtarza, że burleska to hołd kobiecości, a dobra performerka to klasa sama w sobie. Zdaję sobie sprawę, że sporo jest też złej burleski, ale to dotyczy każdej branży. Ja robię wszystko, żeby nigdy nie zawieść moich widzów.
Nawiązując do słów twojej mamy… Czy burleska może pomóc kobietom w odkrywaniu własnej kobiecości i budowaniu pewności siebie?
— Od trzech lat prowadzę zajęcia z burleski. Przez ten czas spotkałam wiele wspaniałych kobiet, które przychodziły na zajęcia niedocenione, zakompleksione, wycofane, bez siły. Staram się to naprawić i dać im poczucie własnej wartości, kobiecość i siłę. W tak zwanym międzyczasie dziewczyny uczą się świadomości ciała i przestrzeni, zadań aktorskich, choreografii. Sprawdzają się w różnych rolach. Tańczą. Cieszą się. Uśmiechają się do siebie i zaczynają lubić swoje odbicie w lustrze. Te przemiany są naprawdę widoczne. Kiedy wiem, że kursantka jest gotowa iść dalej, pracujemy nad jej indywidualnym numerem. Może z nim wystąpić na mojej imprezie cyklicznej „Burleskowa Scena Otwarta” lub przygotować ten numer tylko dla własnej satysfakcji i rozwoju. Zauważyłam też, że uczestniczki zajęć budują przyjaźnie, i tworzą grupy, w których łączą je bardzo bliskie więzi, co jest świetnym wsparciem w zabieganym świecie między pracą a domem. Myślę, że burleska pokazując kobietom, że są piękne i że mogą zawładnąć sceną oraz widownią, udowadnia im, że mogą wszystko. Burleska udowadnia, że dziewczyny nie są słabą płcią, a ciało nie musi być opresją. Możemy się nim bawić, możemy budować wewnętrzną siłę. Burleska, w którą wierzę, jest mocno feministyczna.
Co tobie w takim razie osobiście daje burleska? Co wnosi do twojego życia?
— Podróże, bo często wyjeżdżam na festiwale, konkursy i pokazy. Poznawanie wspaniałych ludzi z całego świata, którzy dzielą podobne do moich problemy i radości. Dzięki burlesce moje życie zamieniło się w bajkę. Mieszkam w domu pełnym rekwizytów i kostiumów. Na ścianach wiszą maski, perły, wielka złota kotwica, za głośnikiem rośnie rajskie drzewo, na półce z książkami stoją też szpilki, na szafie mieszka Cadillac, na oknie wiszą skrzydełka pszczółek, a ilości tiulu na metr kwadratowy nie powstydziłaby się żadna księżniczka. Śpię do późna, wracam po północy gubiąc czasem po drodze pantofelek. Wymyślam kolorowe bajki, które stają się rzeczywistością i płacę nimi rachunki. Myślę, że dużą rolę odgrywa tu sam akt tworzenia rzeczywistości. To daje dużo siły i podnosi poczucie własnej wartości. Jestem szczęśliwa.
Zrobiło się naprawdę bajkowo… Ale odejdźmy na chwilę od tematu burleski. Poza nią, kim jest Betty Q? Co lubi robić? O czym marzy? Co planuje w przyszłości?
— Lubię pracować. Lubię jeść w łóżku i spać do późna. Czasami chciałabym mieć wakacje od tego całego zamieszania, ale wiem, że po trzech dniach zaczęłabym się nudzić i robić teatr nawet na bezludnej wyspie. Marzy mi się, aby Polska przestała być egzotyką na światowej scenie burleski, żeby nasza scena rosła i była coraz lepsza. No i mam jeszcze jedno, takie zwykłe marzenie nastolatki (którą już dawno nie jestem…), żeby poznać Derrena Browna.;)
Oby się spełniły twoje marzenia – zwłaszcza to ostatnie! Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: 1) Anna Wojtecka Fotto.pl, 2) Panna Lu, 3) Filip Zwierzchowski, 4) Dariusz Breś
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze