Zwariowani – czy naprawdę jesteśmy psychicznie chorzy?
IWONA CHODOROWSKA • dawno temu„Chyba na głowę upadłeś!”, „Idź się leczyć!”, „Zwariowałaś?” – kiedy emocje biorą górę, nie przebieramy w słowach, sugerując nierzadko, że nasz interlokutor ma nierówno pod sufitem. Taka ot – figura stylistyczna – mogłoby się zdawać. Tymczasem fakty są takie, że co czwarty Polak cierpi dziś na jakąś chorobę psychiczną, wybiera się właśnie do psychoanalityka, rozważa odwyk, albo łyka psychotropy. Taka moda czy co?
„Chyba na głowę upadłeś!”, „Idź się leczyć!”, „Zwariowałaś?” – kiedy emocje biorą górę, nie przebieramy w słowach, sugerując nierzadko, że nasz interlokutor ma nierówno pod sufitem. Taka ot – figura stylistyczna – mogłoby się zdawać. Tymczasem fakty są takie, że co czwarty Polak cierpi dziś na jakąś chorobę psychiczną, wybiera się właśnie do psychoanalityka, rozważa odwyk, albo łyka psychotropy. Taka moda czy co?
Przyznaję z pokorą… Gubię się w gąszczu możliwości, jakie daje dzisiejsza medycyna załamanym, zestresowanym lub po prostu pogrążonym w rozpaczy ludziom. Gubię się też w gąszczu możliwości, jakie ma przeciętny młody człowiek, który po zapłaceniu za „studia psychologiczne” w prywatnej szkole (wciąż modny kierunek!) ma pomagać potem kobietom na skraju załamania nerwowego albo leczyć przysłowiowych Adasiów Miauczyńskich z ich licznych nerwic, natręctw i fobii, a przecież nieprzygotowany jest do tego w żadnym razie. Dziwią mnie pielgrzymujące do mekki miękkich gabinetowych sof tłumy chętne wyłożyć worek dutków, żeby ktoś nad nimi (najlepiej brodaty lub w okularach choćby) pokiwał mądrą głową – dał radę, wskazówkę, kompas i nauczył jak żyć.
Działa to trochę jak reklama Apapu lub innej tabletki na przeziębienie, ból głowy, katar i wszystko złe, co przytrafić się może jesienią. Depresja, smutek, stany lękowe – przytrafiają się zaś o każdej porze roku. Połknij żółtą pastylkę rano, wsadź sobie czopek na noc i dusza przestanie boleć. Opowiesz mi potem przez godzinę, co czułeś i co ci się śniło i … pozamiatane. Wyzdrowiejesz i świat przestanie szczerzyć kły. Czy ktoś jeszcze wierzy w takie bajki? Okazuje się, że tak. Psychoanalitycy mają się dobrze, a znajomy aptekarz powiedział mi:
— Jestem w szoku, że ludzie tak młodzi wykupują hurtowo antydepresanty! Taka moda?
Znam pana, która ma dar czarnowidztwa. Wszędzie węszy spisek, widzi zło, rozważa tylko czarne scenariusze. Nie cieszy go nic. Zawsze we wszystkim upatruje pułapki, zła, podstępu. Czasem, gdy roztacza przede mną swoje
ponure wizje, wyrwie mi się: Zwariowałeś? – O! O! O! Już robisz ze mnie wariata! Może mnie jeszcze w psychiatryku zamkniesz? – rzuca się wspomniany pan. Pokolenie tego pana (urodzeni w latach 40-tych) problemy ze zdrowiem psychicznym ukrywało skrupulatnie. Rodzinne tajemnice, historie zwariowanych ciotek itp. – to były tematy tabu. Dziś jest wręcz przeciwnie. Pomiędzy ostatnim stadium schizofrenii i niegroźną fobią, dajmy na to – na dżdżownice, rozpościera się cały wachlarz psychicznych defektów, jakie towarzyszą nam w codziennym życiu. Ktoś ma stany lękowe, innego dopada depresja, ktoś zmaga się z nerwicą, ktoś z uzależnieniem od alkoholu lub od kompulsywnego kupowania butów Blahnika, a inny z fazy manii — wpada w depresję po to, by zaraz znowu doznać stanu euforii. Nieprawdą jest, że to signum temporis. Wystarczy spojrzeć na kanon lektur: Pani Bovary była klasyczną mitomanką, Ania z Zielonego Wzgórza miała osobowość dwubiegunową, Konsul spod wulkanu był alkoholikiem, bohaterowie Kafki cierpieli na liczne lęki i psychozy, a Anna Karenina pogrążając się w coraz głębszej depresji, w końcu targnęła się na własne życie. Ból duszy, ogromy smutek po stracie, zdradzie czy śmierci, mniejsze i większe chwile zwątpienia, wariactwa, dziwactwa… są z nami od zawsze. Tylko teraz modnie jest się z nich leczyć.
Nie biegam do lekarza z każdym przeziębieniem i katarem. Organizm musi mieć siłę, żeby samodzielnie zwalczyć infekcję. Co mogę zrobić? Nie przemęczać się w tym okresie, zadbać o siebie, jeść cytrusy i pić herbatę z miodem. Wypocić złego, wyleżeć. Po kilku dniach bez interwencji lekarza i chemii stawiam się do pionu. A psychicznie? Nie dajmy sobie wmówić, że ma być wiecznie cool, perfect, hulaj dusza i hop! do przodu! Nie będzie. Będą małe i duże smuteczki, czasem rozpacz, pogubienie. Wielu z nas wyjdzie z tego. Dajmy sobie szansę. Nie znosisz kotów? Pocisz się przed każdym większym wystąpieniem publicznym? Masz fobię na strzykawki? Obgryzasz paznokcie? W nocy nachodzą cię ponure myśli o przemijaniu? No to witaj w klubie. Problemy psychiczne ma co czwarty Polak. W Stanach Zjednoczonych ponad 50 milionów osób zmaga się z chorobami psychicznymi, 25% z nich zwraca się o pomoc do specjalisty. Mało? Choroba psychiczna to wciąż powód do wstydu (tak wg badań CBOS uważa 73% Polaków), co innego „kłopoty” psychiczne. Nastolatki (a nawet dzieci) faszerowane antydepresantami, masowe wycieczki do gabinetów psychoanalityków, łykanie „poprawiaczy nastroju”. Taka moda?
Jest taki kawał:
Do lekarza psychiatry przychodzi pacjent ze szczoteczką do zębów na sznurku. Lekarz, zaznajomiony z przypadkiem pacjenta pyta: - I jak tam pana piesek, panie Y?
- Jaki piesek?
- A ten tutaj, co go pan ma na smyczy.
- Jaki piesek, no co pan! To szczoteczka jest.
Lekarz zbity z tropu: - Szczoteczka? A nie piesek przypadkiem?
- Panie doktorze, co pan ze mnie wariata robi. Szczoteczka do zębów, na sznurku, nie widzi pan?
Lekarz wybucha śmiechem: - No widzę, widzę, że już lepiej z panem. Pomyślimy o odstawieniu leków zatem.
Pacjent wychodzi z gabinetu, pochyla się nad szczoteczką, głaszcze ją i mówi: - Dobry Azorek, dobry! Widziałeś, jak go nabraliśmy?!
Zdarzają się psychiatrzy i psychologowie mądrzy i z powołaniem, ale niestety ja na takiego nie trafiłam. Na psychoterapii byłam raz i wyszłam jak rażona piorunem. Co 6 minut pani kiwająca brązowym pantoflem na czubkach palców u nogi kiwała do taktu również natapirowaną głową, mówiąc: — Ja panią rozumiem. I — Wiem, co chce pani powiedzieć. Miałam ochotę powiedzieć coś brzydkiego, wytrącić ją z tej psychoanalitycznej rutyny. Zamiast tego poszłam sobie. To już Woody Allen gada ciekawiej ze swoim penisem, no naprawdę. A propos Allena: dobry film, dobra książka, spacer nad rzeką i wygadanie się przed jednym z dwóch przyjaciół (nie, nie musimy ich mieć 2 000 z hakiem i ci z facebooka wcale nie są przyjaciółmi, choć wielu z was może tak uważa) robi mi lepiej niż ta irytująca baba z najmodniejszego warszawskiego Laboratorium Psychicznych Defektów, jak słowo daję.
Gubimy się w życiu czasem, to fakt. Ale wpadamy z deszczu pod rynnę wierząc, że pomoc przyjdzie z zewnątrz.
Darek, podróżnik, wagabunda, znawca szamanizmu i medycyny naturalnej opowiada:
— Raz w życiu znalazłem się w gabinecie psychiatrycznym, było to w trzecim roku życia i pracy w Nowym Jorku, gdy doświadczyłem najgłębszej depresji spowodowanej poczuciem odseparowania i bezsilności. Żyjąc w mieście, w którym 10 milionów samotnych ludzi pędzi za sztucznie wykreowanymi wartościami, nietrudno jest nabawić się depresji. Spędziłem na konsultacji 15 minut, opowiadając o swoim problemie, po czym automatycznie zaoferowano mi leki antydepresyjne. Wyszedłem bez słowa, a wkrótce potem wyprowadziłem się z Nowego Jorku. Miałem to szczęście, że mogłem udać się w długą podróż zarówno przed siebie jak i wgłąb siebie. Znalazłem lekarstwo, którym jak się okazało, jestem ja sam.
Pomagajmy sobie, dbajmy o siebie, o ciało i duszę, lecz… róbmy to z głową. Zwłaszcza teraz, jesienią, kiedy nadciąga cały ten spleen… Reklamy przed wiadomościami będą nawoływać do kupna cudownego środka na spadek nastroju, koleżanki może doradzą wizytę u psychiatry w celu zakupienia pigułek szczęścia. Ale zanim zdecydujesz się na to, pomyśl: czy smutek to najgorsze co może się nam przytrafić? A może on jest częścią ciebie, mnie i nas wszystkich?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze