Krecia robota...
REDAKCJA • dawno temuTrrrrrrrrrrr… wybija 6.00 rano, błagalnym wzrokiem próbuję wyłączyć budzik. Niestety, upiorny alarm dalej dzwoni, a to oznacza kolejny dzień i pójście do pracy. Szybki prysznic, make-up. Upsss! Rozmazałam się jak zwykle - dzięki Bogu tusz do rzęs ma tę magiczną końcówkę z korektorem, wszystko pod kontrolą, batonik na drogę, o śniadaniu można pomarzyć i „bieg po zdrowie” do biura.
Szybkie uprzątnięcie papierów, rzut oka na agendę i nagle za plecami słyszę znajomy głos:
— Cześć Kochana!
No tak – oczywiście moja „ulubiona” koleżanka z pracy Gosia nie mogła mnie zawieść i od rana złośliwie się podlizuje. Mam ochotę czasami ją udusić. Ona nigdy nie skrytykuje wprost. W pierwszej chwili jej uwaga brzmi prawie jak komplement, tylko, że to „prawie” robi wielką różnicę. Z wielką lubością wbija mi te gwoździe do trumny, najlepiej w obecności całego działu, a jeszcze lepiej mojej szefowej. Nigdy nie wiem, co mam zrobić ze sobą w takim momencie.
Koło południa mieliśmy spotkanie działowe – omówienie tego co robimy w sprawie kilku kluczowych klientów i powiedziałam dość kategorycznie, że należy jednemu z nich zdecydowanie odmówić współpracy przy takich warunkach, jakie nam postawił. Oczywiście tracimy w tym momencie kupę kasy — taki drobny szczegół.
Kiedy już wychodziliśmy, Gosia dorwała mnie przy drzwiach i nie odmówiła sobie głośnego komentarza:
— No, zaproponowałaś ciekawą decyzję! Mało kto by tak postąpił.
Tym razem…
Chcesz się dowiedzieć jak zakończyła się ta historia, zobacz tutaj »»>
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze