Jaki lek na rozstanie?
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuPołowa z was pewnie powie, że tylko czas leczy rany. Druga połowa, że po rozstaniu trzeba się po prostu porządnie wypłakać. Są także inne metody, zwłaszcza jeśli potrzebny jest lek po toksycznym związku. Każda z nas ma swój sposób na odreagowanie. Przekonajcie się, co pomogło moim rozmówczyniom.
Wino i czekolada
Iza (23 lata, studentka z Warszawy):
- Gdy wyzwoliłam się z toksycznego związku, najpierw usiadłam i odetchnęłam z ulgą, potem się rozpłakałam, a następnie zadzwoniłam do swojej przyjaciółki. Rozmawiałyśmy prawie godzinę. Czułam ulgę, ale jednocześnie nie wiedziałam co dalej, przyzwyczaiłam się do tego, że to on mną sterował i organizował mój czas. Miałam wrażenie pustki. Z pomocą przyszły koleżanki. Zjawiły się u mnie wieczorem z dużym kartonem i wesołą miną. Otworzyłam paczkę. Było tam mnóstwo słodyczy. Kilka rodzajów czekolad, masa batonów, cukierków czekoladowych, krówek, landrynek, śliwek w czekoladzie, galaretek, żelków, wiśni w likierze i ptasie mleczko. A do tego kilka butelek czerwonego wina. Wstyd się przyznać, ale było półtorej butelki na głowę. Słodycze poprawiają nastrój, a przy takiej dawce, i to jeszcze zmieszanej z dużą ilością alkoholu, humor nas nie opuszczał aż do rana. Na szczęście następnego dnia była niedziela. Zjadłyśmy śniadanie i poszłyśmy na spacer. Słońce też mi pomogło. Byłam pełna optymizmu i uśmiechałam się. Wreszcie znów byłam sobą.
Seks i adoracja
Klaudia (26 lat, dziennikarka z Warszawy):
— Moje przyjaciółki się dziwią i nie potrafią zrozumieć, że mam dość specyficzny sposób na odreagowanie po toksycznym związku. Potrzebuję natychmiastowej adoracji i seksu wszystko jedno z kim. Nie wiem dlaczego. Muszę zabić pustkę po stracie faceta. Udowodnić sobie, że nadal jestem ponętna, podobam się mężczyznom, że nadal mnie pragną. Nie umiem tego wytłumaczyć – po prostu taka jestem. Gdy tylko ochłonę po odejściu mężczyzny, wyruszam na podryw. Po kilku drinkach i miłej rozmowie idę z kimś, kto mi się akurat spodoba, do łóżka — tak dla relaksu, żeby odreagować. Dopiero wtedy jestem w stanie dalej funkcjonować. Czuję, że nadal jestem interesująca i piękna. Mija kilka miesięcy lub rok i znów poznaję kogoś, kto mnie zauroczy, i się zakochuję.
Wena twórcza
Kaśka (30 lat, copywriter z Poznania):
- Na rozstanie z toksycznym partnerem zawsze reaguję tak samo – rzucam się w wir pracy. Potrzebuję jej, żeby nie myśleć, nie wspominać i nie tęsknić. Toksyczni partnerzy wysysają energię jak pijawka, więc gdy uda mi się ich odczepić od siebie i wyrzucić z życia, nagle ogarnia mnie niesamowita chęć do pracy, rozpiera mnie energia i mam wiele niesamowitych pomysłów. Jestem wtedy jak wulkan. Siedzę długo w pracy, wymyślam hasła reklamowe, z łatwością układam kampanię, a każdy mój pomysł jest trafny, zabawny i oryginalny. Uwielbiam wtedy siebie, bo czuję, że żyję.
Dieta i siłownia
Amelka (24 lata, studentka z Torunia):
- Po każdym związku, nie tylko tym toksycznym, potrzebuję zmian w życiu. Mam zwyczaj dokopywać sobie i piętrzyć trudności. Dlatego gdy rozstaję się z partnerem, zazwyczaj katuję swoje ciało drakońską dietą i intensywnie ćwiczę. Wtedy mniej myślę o przeszłości, bo jestem zajęta ważeniem składników, komponowaniem diety, zakupami i gimnastyką. Nie czuję bólu serca, bo bolą mnie mięśnie i im poświęcam więcej uwagi. To pozwala mi zapomnieć. Taka reakcja trwa zazwyczaj kilka miesięcy. Potem jem, co chcę, a na siłowni pojawiam się sporadycznie.
Fryzjer i nowa bielizna
Marysia (27 lat, sekretarka z Ciechanowa):
- Bez względu na to, czy mężczyzna mnie skrzywdził, zniszczył mi kawałek życia, czy też był dobry, ale nie pasowaliśmy do siebie, koniec związku to dla mnie zawsze coś nowego. Zaczynam od fryzjera. Nigdy nie wracam do poprzedniej fryzury. Zmieniam się nie do poznania. Po ostatnim związku długie, czarne włosy zmieniły się w krótkie blond. Następnym krokiem jest zmiana garderoby. Zazwyczaj zaczynam od bielizny. Wyrzucam poprzednią, bo źle mi się kojarzy. Potem kupuję sobie coś wyzywającego. Ostatnio były to obcisłe brązowe sztruksy i jaskrawoczerwona, seksowna bluzka. Po tym moje przyjaciółki poznają, że rzuciłam faceta.
Książki i spotkania towarzyskie
Lidka (32 lata, tłumacz z Krakowa):
— Zawsze poświęcam się bezgranicznie mężczyźnie. Oddaję mu całą siebie. Gotuję, piorę, dbam o niego. Pamiętam o jego niezałatwionych sprawach, o imieninach jego rodziców, doradzam mu w zakupie koszuli, chodzę z jego psem do weterynarza, piekę ulubione ciasto. Nagle znikam dla znajomych. Na próżno wydzwaniają koleżanki – nie ma mnie dla nikogo. Nie umawiam się na pogaduchy, jestem pochłonięta nim. Aż dziw, że gdy w końcu on ode mnie odchodzi, moje przyjaciółki chcą się ze mną nadal widywać. Gdy pojawiam się w naszej ulubionej kawiarni, krzyczą: „Wreszcie jesteś”. A potem słuchają moich opowieści. Mam wtedy dużo czasu, bo nie robię już niczego dla nikogo, odnawiam więc kontakty towarzyskie. Idę do księgarni i kupuję stosy książek, które mnie ominęły i na które nie miałam czasu. Odrabiam zaległości kulturalne. Smutno mi, ale gdy robię sobie jaśminową herbatę, zawijam się z kotem w koc i oddaję czytaniu, robi mi się lepiej. Taką mam metodę.
Malowanie i przestawianie mebli
Aniela (29 lat, stomatolog z Włocławka):
— Tak się jakoś składa, że wszyscy moi byli faceci mieszkali u mnie. Naturalne więc, że było mi o nich trudno zapomnieć, bo każdy skrawek pokoju, sypialni, łazienki i kuchni przypominał mi o nich. Po ich wyprowadzce potrzebowałam zmian, bo czułam, że duszę się we własnym mieszkaniu. Wymyślałam nowy kolor ścian, przychodzili znajomi i malowaliśmy. Potem nazywaliśmy moich byłych nowym kolorem. Ten ostatni nazywany był „Błękitny”, bo na taki kolor pomalowałam po jego odejściu sypialnię. To był paskudny kolor, jak paskudny miał charakter mój eks. Na malowaniu się nie kończy, potrzebuję nowego miejsca, więc zmieniam zasłony lub kupuję nową lampkę. albo dywan. Jeżdżę z meblami po pokojach i przestawiam po swojemu. Gdy odświeżanie mieszkania jest zakończone, puszczam w niepamięć wszystko, co złe, i potrafię się przyjaźnić z moimi byłymi, którzy odwiedzając mnie w mieszkaniu, nie mogą się nadziwić zmianom.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze