Ze wsi do miasta
ANNA PAŁASZ • dawno temuPrzeprowadzki rzadko bywają przyjemne - począwszy od pakowania, aż po próbę odnalezienia się w nowym miejscu. To ostatnie bywa tym trudniejsze, im bardziej radykalna okazuje się zmiana otoczenia. Czy przeprowadzka ze wsi do miasta faktycznie jest aż tak traumatycznym przeżyciem?
Wieśniara
Agnieszka (21 lat, studentka z Poznania) ze wsi do miasta trafiła ze względu na studia. Początkowo nie mogła się zaaklimatyzować — czuła się gorsza przez to, że wychowała się na maleńkiej wsi.
— Nie mogłam przywyknąć do wielkomiejskiego życia. Miałam wielkie kompleksy, bo przez większość życia nie wytykałam nosa poza moją wieś. Na wsi żyje się zupełnie inaczej, dużo spokojniej i nikt nie czuje potrzeby imponowania innym. W mieście ludzie są tacy chłodni i zdystansowani, nieprzyjaźnie nastawieni. Poza tym, na uczelni mam pełno znajomych, którzy czują się lepsi, bo mają gadżety z pierwszych stron gazet. Kilka razy dali mi odczuć, że jestem "wieśniarą", patrzyli na mnie z góry i podśmiewali. Nie było mi łatwo. Teraz powoli wsiąkam w to miejsce, ale nadal tęsknię za życiem na wsi — spokojniejszym, w zgodzie z naturą. Ludzie ze wsi są nauczeni pracy, a z miasta rozpieszczeni i roszczeniowi. Muszę się sama utrzymać, więc całe dnie wypełniam nauką i pracą. I tak jest dobrze.
Wsi spokojna, wsi wesoła
Marzena (39 lat, nauczycielka z Warszawy) przeniosła się z całą rodziną do stolicy w poszukiwaniu pracy. Początki nie były łatwe — zwłaszcza jej dorastające dzieci nie potrafiły wpasować się w wielkomiejskie towarzystwo.
— Córka codziennie wracała ze szkoły z płaczem. Frustrowało mnie, że jest odrzucana tylko dlatego, że pochodzimy ze wsi i nie ma markowych rzeczy. Czułam się winna i starałam nadrobić, wyszukując ciuchy z metką w lumpeksach, żeby dziecko się nie stresowało tym, że odstaje. Dzieciaki bywają naprawdę okrutne. Syn z kolei bardzo chciał zaimponować nowym kolegom, co niemal przypłacił wyrzuceniem ze szkoły. Mieliśmy z mężem wielokrotnie wątpliwości, czy lepiej nie wrócić na wieś, ale tam nie ma dla nas pracy. Tutaj praca jednak jest, ale jest dużo ciężej — na wsi dzieciaki są pokorniejsze, mają szacunek do wiedzy i nauki, a tutaj… Szkoda słów, po prostu czasami ręce opadają. Dzieci są trudne do ogarnięcia, często bezczelne i nie mają szacunku dla starszych. Bywa ciężko, ale zaciskamy zęby i staramy się tego miasta tak nie demonizować. Tutaj mamy kina, galerie handlowe, sklepy, jest gdzie wyjść wieczorem z mężem. Nie ma za dużo zieleni i powietrze niezbyt czyste, no ale co zrobić, coś za coś.
Miasto możliwości
Katarzyna (27 lat, kosmetyczka z Warszawy) do miasta poszła za narzeczonym — namówił ją, że w dużym mieście będzie im się żyło lepiej, a ona szybko znajdzie pracę. Póki co nie narzeka — może żyje się inaczej, ale nie gorzej.
— Przywykłam do wsi, jestem typową dziewczyną z roli, która nie boi się pracy fizycznej. Od dziecka musiałam rodzicom pomagać, czasami nie wiedziałam, w co ręce włożyć. Pracę mam we krwi. Dlatego tak się stolicy nie bałam, bo jak człowiek jest pracowity i ma charakter, to sobie zawsze poradzi. Najbardziej mi było szkoda znajomych, tutaj jednak zostaliśmy sami. Narzeczony uparł się, że na wsi nic dobrego nas już nie czeka, że nie ma możliwości rozwoju, no i w sumie miał rację — ja po studiach na wsi nie miałam szans pracować w zawodzie, w ogóle jedyną opcją byłoby przejęcie gospodarstwa po rodzicach. W mieście mamy dużo rozrywek, dużo możliwości, mamy już mieszkanie i staramy się odłożyć na wymarzony samochód. Nie jest lekko, ale miasto nie jest takie straszne — może chaotyczne i nerwowe, ale za to człowiek się rozwija i wykorzystuje szanse, jakie daje los.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze