Ostra jazda z instruktorem
ANNA PAŁASZ • dawno temuJakież to pospolite i oklepane, zakochać się w swoim instruktorze nauki jazdy! Nic się w temacie nie zmienia – panie uparcie fantazjują o swoich nierzadko przystojnych i zazwyczaj zajętych (nie tylko pracą) instruktorach. Kiedy platoniczna miłość nie wystarcza, decydują się wcisnąć gaz do dechy. Gorzej, jeśli w tym samym czasie instruktor wciśnie hamulec…
Iza (24 lata, studentka z Krakowa) przekonała się, że nie każdy instruktor ma chrapkę na swoje kursantki.
— Ja wiem, co się mówi o instruktorach, że to babiarze. Żadnej nie przepuści, chętnie za kolano chwyci w trakcie jazdy, poświntuszy. Miałam przed oczami wyświechtany obrazek pięćdziesięcioletniego pana z brzuchem od piwa, rechoczącego na widok każdej atrakcyjnej kursantki. Tymczasem zastałam przystojnego faceta, tylko nieco starszego ode mnie. No i wpadłam po uszy. Wbrew plotkom, był kulturalny i nawet nie próbował mnie uwodzić. Za to ja notorycznie robiłam z siebie idiotkę – zakładałam krótkie spódniczki, sukienki, czasami – o zgrozo! – wparowywałam do auta w szpilkach i zgrywałam głupiutką. On traktował mnie pobłażliwie i z uporem maniaka powtarzał, że jeśli się nie skupię na jeździe, nie zdam egzaminu. Próbowałam z nim flirtować, a on tylko zbywał mnie niezręczną ciszą. Byłam tak zdesperowana, że rzuciłam się na niego w aucie, na parkingu przed jego domem! Uroiłam sobie, że on tylko się ze mną droczy i chętnie mnie zaprosi. On odskoczył ode mnie oburzony i po raz pierwszy podniósł głos. Zagroził, że jeśli się nie uspokoję, wyrzuci mnie za drzwi i odmówi kontynuowania lekcji. Popłakałam się. Oczywiście na lekcje już nie wróciłam, byłam zbyt zażenowana.
Droga jednokierunkowa
Aleksandra (22 lata, studentka z Chełmży) wspomina instruktora, o którym mówiły jej wszystkie koleżanki – przystojny, wolny i… przystępny. Ola tę jego przystępność nieco mylnie zinterpretowała.
— Owszem, lubił zagadywać, czasami zażartował i właściwie przez całą lekcję było przyjemnie i wesoło. W zasadzie nie słyszałam, żeby którejś z kursantek udało się go zaciągnąć do łóżka, ale jak każda poprzednia wmawiałam sobie, że ja tego dokonam. Taka pionierka, a raczej – kretynka. Siliłam się na dowcip, otwarcie sugerowałam, że mi się podoba, że mam ochotę na kilka dodatkowych lekcji, niekoniecznie w ramach standardowego kursu. On to obracał w żart, ale ja odbierałam jego zachowanie jako zachętę. Pewnego dnia dałam mu swój numer telefonu i zaproponowałam spotkanie na neutralnym gruncie. On od razu wyczuł, że chodzi o coś więcej niż zwykłą kawę czy niezobowiązującą kolację. Powiedział, że łączy nas relacja instruktor – kursantka i to jedyna relacja, na jaką mogę liczyć z jego strony. Zwłaszcza, że właśnie poznał kobietę swojego życia, i nie jest to jedna z jego byłych ani obecnych kursantek. Było mi potwornie głupio, pozostałe lekcje przebiegały w ciszy i napiętej atmosferze. Na szczęście było to dosłownie kilka lekcji.
Zderzenie (nie tylko) z rzeczywistością
Patrycja (27 lat, opiekunka z Katowic) doskonale pamięta swojego instruktora. Może nie był klasycznym przystojniakiem, ale podobał się kursantkom. Patrycja była pewna, że i ona spodobała się jemu.
— Stroiłam się na te lekcje jak nienormalna, jak teraz o tym myślę, to pukam się w czoło i zastanawiam, co ja sobie wyobrażałam? Musiałam wyglądać żałośnie, migdaląc się do niego jak potłuczona. Podczas jazdy byłam nieprzytomna, myślałam tylko o tym, co może się wydarzyć. Lubiłam obserwować go kątem oka, kosztem obserwowania tego, co dzieje się wokół mnie. Mimo upomnień, dalej brnęłam w te swoje fantazje i nie potrafiłam skupić na tym, na czym powinnam. Nie robiłam żadnych postępów, a jedynie popełniałam karygodne błędy. Wreszcie zagapiłam się i spowodowałam stłuczkę. Wtedy on się wkurzył, wyrzucał mi, że nie powinnam zostać wpuszczona za kierownicę i nawet jadąc na rowerze stwarzam zagrożenie dla innych ludzi. Dość konkretnie uszkodziłam samochód, więc wcale nie zdziwiła mnie jego ogromna złość. Było mi strasznie przykro i głupio, zgnoił mnie strasznie, ale w zasadzie miał rację. Podziałało, bo ochota na romanse momentalnie mi przeszła.
Znak zakazu
Anna (20 lat, studentka z Zielonej Góry) do tej pory rumieni się na wspomnienie swojego instruktora. Rumieni ze wstydu, że zachowała się tak żałośnie, niemal wskakując mu na kolana.
— Było tak, że po zdanym egzaminie nasza grupa zainicjowała spotkanie w jakimś lokalu, by świętować lub też zapić rozczarowanie. Przyszło też kilku instruktorów, w tym mój. W trakcie kursów bardzo sobie przypadliśmy do gustu i wmówiłam sobie, że ja mu się podobam, że ma na mnie ochotę, ale wiadomo – to profesjonalista i nie pozwoli sobie na romans w pracy. Pomyślałam, że jak sobie wypiję, to nabiorę odwagi na psoty, a on jak wypije, to wreszcie wyjdzie z jakąś inicjatywą. No i faktycznie, wypiłam sobie. Na rauszu zrobiłam z siebie totalną idiotkę, przytulając się do niego w obecności zarówno innych kursantów, jak i jego kolegów z pracy. Próbowałam władować mu się na kolana, prawiłam komplementy. Kiedy poprosił mnie na stronę, złożyłam mu niedwuznaczną propozycję twierdząc, że wiem, co do mnie czuje. On wziął mnie śmiechem i stwierdził, że nie powinnam więcej pić, bo zachowuję się żałośnie i kompromituję go. Uciekłam stamtąd z płaczem, dopiero później dotarło do mnie, że dostawiałam się do niego jak jakaś desperatka.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze