Tylko kasa się liczy! Jesteśmy materialistkami?
MARTA KOWALIK • dawno temuTyle gadania o partnerstwie i emancypacji, ale ile znacie kobiet, które chciałyby same utrzymywać dom? Ile chce zarabiać więcej niż partner? Gdzieś głęboko zakorzenione w nas jest przekonanie, że to mężczyzna powinien zapewnić stabilność finansową kobiecie i dzieciom. I, jak przyznają moje rozmówczynie, większość pań takiego właśnie męża szuka.
Aleksandra jest aplikantką radcowską tuż przed trzydziestką. Pochodzi z dość ubogiej rodziny, ale udało jej się wybić, wyjechać do Warszawy na studia i zacząć pracę w dobrej firmie. Nie ma problemu z utrzymywaniem się. Bez wstydu przyznaje jednak, że jej mąż powinien być zamożniejszy:
— To jest pewnie zakodowane. Facet ma dawać poczucie bezpieczeństwa. Kiedyś to znaczyło, że przyniesie coś do jaskini i rozpali ognisko, ochroni przed dzikimi zwierzętami. Dziś bezpieczeństwo to kasa. I mężczyzna, z którym zwiążę się na stałe, powinien ją mieć. Po co? A jak mam urodzić dziecko, jeśli nie będzie nas stać na to, bym z nim została chociaż do drugiego roku życia? Pewnie, oddać do żłobka, albo niani z Ukrainy. A ja planuję sama wychowywać własne dziecko. Chcę mieć pewność, że mąż utrzyma nas z jednej pensji. Zresztą kobietę łatwiej zwolnić, to my też częściej bierzemy zwolnienia, opiekę na dzieci, urlopy z powodu szkoły. Takie życie.
Powiem więcej, nawet jakieś przelotne znajomości z biednymi facetami nie wchodzą w grę. Gołodupcy mnie nie kręcą, choćby byli obiektywnie przystojni i sympatyczni. Najwyżej jedna noc, ale i to z braku laku. Kiedyś taki jeden chciał, żeby mu opłacić taksówkę. Dajcie spokój! Po prostu coś mnie odrzuca. Jeszcze mogłabym się przywiązać.
Nie chcę popełnić błędu mojej matki, która patrzyła na ładne oczy i mięśnie. Mój ojciec to miał, ale nic więcej. Skończyło się tak, że we czwórkę mieszkaliśmy w dwóch pokojach w bloku. Ciągle były problemy z rachunkami. To nie jest życie, do którego chciałabym wracać. Oczywiście, facet musi mieć także inne zalety. Ale zamożność to warunek na wejściu. Potem popatrzę na mięśnie i charakter. I w nosie mam, co ktoś sobie o mnie pomyśli. Po prostu jestem realistką. Nawet jeśli ktoś powie, że materialistką.
Mężczyźni mają w większości świadomość, jak bardzo liczy się kasa. Jacek, przedsiębiorca z Trójmiasta, twierdzi wprost, że kobiety to materialistki. Przekonał się o tym niejednokrotnie:
— Teraz, kiedy jestem już starszy, nawet to rozumiem. Kobieta, jeśli źle wybierze, ma więcej do stracenia. W razie czego zostaje z dziećmi i kiepskimi alimentami. Ale jako student byłem w związku, który rozpadł się właśnie z tego powodu. Dziewczyna wprost powiedziała, że potrzebuje domu i samochodu, a nie kawalerki i roweru. Byliśmy wtedy na trzecim roku, już razem mieszkaliśmy. Jak na studenta byłem nawet zaradny – pracowałem na zlecenia, sam się utrzymywałem. Ale wiadomo – to nie było to, co mógł jej dać starszy facet. Wybrała inżyniera, trzydziestokilkulatka.
Jakiś czas temu ją spotkałem. Owszem, dobrze się im powodzi. Ale gdyby Daria wtedy zaprezentowała więcej cierpliwości, dziś miałaby bogatszego męża. No, ale nie chciała czekać na przyszłe zyski, wolała ustawić się w życiu od razu. Cynicznie to brzmi? My, faceci, jesteśmy tacy tylko w słowach. Kobiety za to udają święte lilie. Pieniądze przysłaniają w ich oczach prawie każdą wadę. Na co niby lecą te dwudziestki, z którymi prowadza się mój znajomy, forsiasty, gruby sześćdziesięciolatek? Wiszą na nim i patrzą maślanym wzrokiem. Ukryte piękno? Wewnętrzna wrażliwość? Poczucie humoru? Piękny umysł? Bzdury. I dlaczego żona go nie zostawia, skoro robi to pod jej nosem? Bo pieniądze są ważniejsze.
No i dodam, że sam mam teraz żonę z dość biednego domu. Mogłem sobie pozwolić na to, żeby nic nie „wniosła”, bo mam wszystko co do życia potrzebne. A czy ona poleciała na kasę? Wiem, że między innymi tak. Ale kiedy przez ostatnie dwa lata moja firma walczyła z kryzysem i straciłem dużo pieniędzy, żona nie robiła mi wyrzutów, a nawet zaproponowała sprzedaż części rzeczy, które jej podarowałem. Dziś jest już dobrze, a ja wiem, że mam żonę, która jak na kobietę jest całkiem bezinteresowna.
Martyna, koleżanka Aleksandry z pracy, także podziela opinię, że kobiety są materialistkami. I nie krępuje się przyznać do tego. Jak podkreśla, sama się nią stała po nieciekawych doświadczeniach życiowych:
— Jestem samotną matką. Urodziłam córeczkę na czwartym roku. Narzeczony dużo gadał, ale mało robił. Skończyło się tak, że zabierałam Marysię na praktyki do kancelarii i z miesięcznym dzieckiem w wózku sprawdzałam pisma dla klientów. Potem się okazało, że wyszło mi to na dobre: szef zobaczył moją determinację i zorganizowanie, więc przyjął mnie na stałe.
Za to Paweł myślał, że dziecko kosztuje tyle co kot i planował utrzymywać nas ze stypendium socjalnego. Nie zapomnę nigdy, jak źle się wtedy czułam. Cała radość z macierzyństwa wyparowała, a narzeczony głupio pytał, o co mi chodzi, przecież jest tylko studentem. Zapomniał, że wraz z narodzinami Marysi przestał być dzieckiem, a został ojcem dziecka. Jak tylko mogłam, pogoniłam go w tempie ekspresowym. Teraz, owszem, szukam kogoś. Ale nie do szalonej miłości, a do tworzenia rodziny. Do tego potrzebne są pieniądze. Nigdy więcej facetów bez kasy!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze