Nie chcę porodu rodzinnego
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuJeszcze kilka lat temu panów w ogóle nie wpuszczano na porodówki. Dziś jest odwrotny trend - praktycznie każda ciężarna rodzi albo z partnerem, albo z inną bliską osobą: mamą, przyjaciółką, a w ostateczności z prywatną położną. Zapanowała moda na porody rodzinne. A pary, które nie decydują się na bycie razem w tym momencie, czują wyrzuty sumienia, zastanawiają się, czy wszystko z nimi w porządku.
Za poród rodzinny trzeba dodatkowo zapłacić nawet w publicznym szpitalu. Mimo to wiele przyszłych rodziców decyduje się wysupłać pieniądze, żeby tę chwilę przeżyć razem. Wspólne rodzenie odbywa się w specjalnej sali, przy porodzie kobietę wspiera najbliższa jej osoba, najczęściej partner. Może trzymać ją za rękę, dodać otuchy, a kiedy dziecko będzie już po drugiej stronie, odciąć pępowinę. Specjaliści mówią, że wspólny poród cementuje związek, a ojciec nawiązuje silniejszą więź z dzieckiem. Ta chwila z pewnością wiąże się z wielkimi emocjami i jest wydarzeniem, które pamięta się przez całe życie. No właśnie, tylko co on zapamięta na resztę dni? Tutaj zdania są podzielone. Część kobiet mówi, że jedyne co zobaczy, to krew, pot, łzy i nic więcej. One mówią – chcę rodzić sama, choć to dzisiaj niezbyt popularne stanowisko.
Roksa na forum Kafeterii zwierza się:
Poród to sprawa kobiet i lekarzy oczywiście. Nie wyobrażam sobie męża czy kogokolwiek innego biegającego dookoła z kamerą, szukającego dobrego dojścia do dobrych ujęć. Debilizm. Komu to potem puszczać?
Gorzata:
Rodzić z mężczyzną? Nigdy w życiu! W czym on niby pomoże? Na dodatek moja wagina może mu się do końca życia kojarzyć z krwią, syfem i bólem. O nie, dzięki, wolę, żeby kojarzył ją z przyjemnością.
Rodząca dzieli się doświadczeniami:
Jestem po porodzie, rodziłam sama, mąż był, ale za drzwiami, wszedł do mnie, gdy byłam już pozszywana, umyta, przebrana, trzymałam na rękach nasze dziecko. Przytulił mnie, wziął małego na ręce i też widziałam łzy w jego oczach. Chcę, żeby tak właśnie zapamiętał narodziny dziecka, żeby powracał wspomnieniami do tej pięknej chwili, a nie widział krew, rany, łożyska i słyszał mój krzyk. Kiedyś chciałam rodzić z partnerem. Wyobrażałam sobie scenę jak z filmu: mężczyzna trzyma kobietę za rękę, a ona w pełnym makijażu, z ułożoną fryzurą, zakryta prześcieradłem rodzi dziecko w 5 min., nawet trochę pokrzyczy, ale co z tego? Moi drodzy, życie to nie film, a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Kiedyś na studiach widziałam film o porodzie, taki prawdziwy, z autentycznego porodu i powiedziałam „nie” wspólnemu porodowi. Mąż nawet coś wspominał, że chciałby, ale moja decyzja była nieodwołalna. Skoro jako kobieta muszę rodzić i nie mam w tej sprawie wyboru, to chciałabym mieć wybór, jak ten poród ma przebiegać. Chociaż tyle. A w czasie porodu nie ma takich myśli, że jestem sama, że nie dam rady. Jest personel, żeby wszystko się udało, żeby dziecko było zdrowe i żeby do cholery to już się skończyło! Czy mąż może mi w tym ulżyć? Nie sądzę…
Niekiedy poród rodzinny zamiast stanowić pomoc i wsparcie dla przyszłej matki, staje się dla niej dodatkowym stresem. U części kobiet już sama obecność personelu medycznego budzi skrępowanie, a co dopiero partnera. Wtedy świadomość, że podczas tej dość intymnej chwili jest ona obserwowana przez tyle osób, jest źródłem dyskomfortu. Poród zamiast łatwiejszy staje się jeszcze bardziej stresujący.
Kiedy on się upiera
Zdarza się jednak, że chociaż kobieta ma dużo wątpliwości dotyczących wspólnego porodu, to partner chce stanąć na wysokości zadania i być z nią w szpitalnej sali. Uważa to za punkt honoru, sprawdzian swojego męstwa i ojcowskiego poświęcenia.
j-ola:
Nie chcę żeby mój mąż brał udział w porodzie, jednak on nie bierze takiej możliwości pod uwagę. Upiera się na rodzinny poród, a jako argumenty podaje to, że ja noszę dziecko w sobie, więc on chce mi pomóc chociaż przy porodzie, chce zobaczyć, ile to mnie będzie kosztowało. Chce zobaczyć ból i wysiłek na twarzy, ale nie dlatego, że ma takie "widzi mi się", tylko żeby mógł to później docenić patrząc na nasze dziecko. Nie mogę odeprzeć takiego argumentu, aczkolwiek chciałabym ten kawałek własnej intymności zachować dla siebie, nie chciałabym się odzierać z całej tajemnicy kobiecości. Niestety pewnie mi się to nie uda.
Warto pamiętać, że wprowadzenie możliwości porodu rodzinnego podyktowane było głównie troską o kobietę i dziecko. Nie chodzi przecież tylko o to, aby dumny tatuś mógł pochwalić się kolegom, że przeciął pępowinę i przy tym nie zemdlał. Obecność partnera ma sprawić, że kobieta będzie się czuła lepiej i bezpieczniej. W sytuacji, kiedy to ona ponosi olbrzymi wysiłek związany z narodzinami dziecka, zdanie przyszłej matki jest najważniejsze. Dlatego ma prawo powiedzieć ostatnie słowo w tej kwestii. W takiej sytuacji panom nie pozostaje nic innego, jak tylko uszanować decyzję partnerki. Wywieranie na niej presji może przynieść odwrotny skutek, zamiast pomocy, będzie dodatkowym problemem.
A z drugiej strony część mężczyzn nie jest w stanie odnaleźć w sobie odwagę potrzebną do trwania przy kobiecie na sali porodowej. Partnerka może mieć wówczas żal do ukochanego, który przecież tak samo jak ona jest za dziecko odpowiedzialny i w równej mierze przyczynił się do powołania go do życia. Tymczasem powinna go zrozumieć. Lepiej żeby zawczasu zastanowił się, czy jest w stanie być przy porodzie, niż później mdleć w szpitalnej sali i pamiętać to, jako traumatyczne doświadczenie. Taka postawa panów nie musi świadczyć o egoizmie. Wręcz przeciwnie raczej o ich dojrzałości. Zdarza się, że mężczyźni po porodzie rodzinnym przestają pożądać swoich kobiet i nie jest to od nich zależne. Dobrze, jeśli potrafi to przewidzieć.
Kompromisowym rozwiązaniem jest obecność podczas porodu, ale za drzwiami sali, a kiedy będzie już po wszystkim, można razem cieszyć się maleństwem. W kolejnych latach wychowania dziecka będzie miał jeszcze wiele okazji, żeby pokazać, jak bardzo jest troskliwym ojcem i partnerem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze