Mniej się śmiej, więcej zarabiaj
IZABELA O’SULLIVAN • dawno temuMałe dziewczynki zachęca się do uśmiechu. Żeby uchodziły za przyjazne, grzeczne, otwarte. Dopiero niedawno, w dorosłym życiu uświadomiłam sobie, że uśmiech może przeszkadzać. Nie przysparza sympatii ani uznania. Jeśli się bowiem zbyt często uśmiechamy, nie jesteśmy traktowane serio, uchodzimy za niepewne i niegodne zaufania.
Małe dziewczynki zachęca się do uśmiechu. Żeby uchodziły za przyjazne, grzeczne, otwarte. Byłam wychowywana przez babcię, uczona savoir vivre’u, dygania i życzliwości. W rolę grzecznej dziewczynki weszłam dość szybko i dość nieświadomie. Dopiero niedawno, w dorosłym życiu uświadomiłam sobie, że uśmiech może przeszkadzać.
Kiedy mężczyzna się nie uśmiecha, odbierany jest jako pewny siebie profesjonalista. Poważna kobieta natomiast często – jako zarozumiała hetera. Ale z kolei uśmiech też nie przysparza jej sympatii ani uznania. Jeśli się bowiem zbyt często uśmiecha, nie jest traktowana serio, uchodzi za niepewną i niegodną zaufania.
Przekonałam się o tym dość dobitnie już kilkakrotnie, ale dopiero ostatnio, kiedy przeanalizowałam sygnały z przeszłości, zrozumiałam w czym rzecz i postanowiłam zmienić swoją powierzchowność.
Już wcześniej, w mojej poprzedniej pracy, zastanawiałam się, dlaczego – mimo wielu pochwał od szefa – nigdy nie czułam się tak naprawdę doceniana, dlaczego ktoś, kto miał mniejszą niż ja wiedzę i umiejętności, nagle zajmował stanowisko, na które ja czekałam, a mi kolejny raz wszystko przechodziło koło nosa. Po którejś z kolei takiej sytuacji nie wytrzymałam i odeszłam.
Potem była praca w banku. Mój pierwszy dzień. Granitowe posadzki, świat garniturów i garsonek, siedziba profesjonalizmu. Dwie osoby w pokoju – ja i mój kierownik. Po krótkim powitaniu i kilku słowach wstępu z jego strony zrobiliśmy rundkę po naszym piętrze. Przedstawiał mnie osobom, z którymi miałam mieć styczność w dalszej pracy. Nigdzie nie skąpiłam uśmiechów, mocno ściskałam ręce, rzuciłam kilka miłych słów na dobry początek. Nie wywarłam dobrego wrażenia – teraz to wiem.
Pierwsze dni mijały na nauce, szkoleniach czytaniu regulaminów. Wydawało mi się, że wszystko układa się bardzo dobrze, że wywiązuję się ze swoich obowiązków, a szef jest ze mnie zadowolony, ale któregoś dnia, kiedy wspólnie nad czymś pracowaliśmy, zaskoczył mnie i powiedział: Nie wiem, jak mam odbierać to, że się ciągle uśmiechasz. Czasami się z tym czuję jakoś nieswojo, bo zastanawiam się, czy ty się śmiejesz ze mnie, czy co… Chwilę później wyznał, że na weekend był u rodziców i opowiadał im o mnie i o tym, że taka jestem uśmiechnięta, na co jego mama wysnuła tezę, że najprawdopodobniej jestem świadkiem Jehowy albo mormonem. Być może w trakcie tego rodzinnego zjazdu padły także podejrzenia, że biorę prozak lub inne środki odurzające. Rozwiałam wątpliwości w kwestii, która została wypowiedziana na głos, ale właśnie wtedy postanowiłam, że coś z tym uśmiechaniem się muszę zrobić. Nawet jeśli to mój kierownik boryka się z jakimiś kompleksami.
Dotarło do mnie jednak, że to właśnie uśmiech w znacznej mierze był powodem moich dotychczasowych porażek. Uśmiechałam się za często, być może w wielu sytuacjach było to odbierane jako niestosowne. Mało tego, moje uśmiechanie się sprawiło, że zyskałam wizerunek grzecznej dziewczynki. Byłam miła, starałam się być lubiana, więc inni chętnie z tego korzystali. Początkowo zawsze chciałam pomóc, ale po pewnym czasie zaczynało mi to przeszkadzać i odmawiałam wykonania jakiegoś zadania. Im bardziej byłam stanowcza, tym dziwniej na mnie patrzyli, bo asertywność nie pasowała zupełnie do mojego stworzonego wcześniej wizerunku. Moje „nie” tak wszystkich zaskakiwało, że zdezorientowani zaczynali się ode mnie odsuwać. Myśleli, że mają do czynienia z dziewczyną do rany przyłóż, a tu nagle otwarcie wypowiadam swój sprzeciw. Nikt nie lubi takich niespodzianek, kiedy nie sprawdzają się jego założenia.
Aby uniknąć w przyszłości tego rozdźwięku pomiędzy moją powierzchownością, a charakterem, zmieniłam swój sposób bycia na bardziej poważny. Już nie chodzę po korytarzach i nie rozdaję uśmiechów, tylko kiwam głową i pewnym głosem mówię Cześć lub Dzień dobry. Do kierownika, mimo dość dobrego kontaktu, staram się być zdystansowana i chłodna. I nadal się nie mogę nadziwić, jakie plony przynoszą te drobne zmiany. Wykonuję dokładnie tę samą pracę, co wcześniej, a zbieram znacznie więcej pochwał. Dwa tygodnie temu zaproponował mi podwyżkę.
Zauważam też, że ludzie z innych działów, kiedy spotykamy się np. w kuchni, jakby chętniej ze mną rozmawiają, uważniej słuchają. To dla mnie ewenement, bo wcześniej myślałam, że to uśmiech bardziej przyciąga, że jest sygnałem dla innych, że jestem pozytywnie nastawiona. Okazuje się, że w pewnych środowiskach – a może to ogólna reguła – bywa wręcz odwrotnie.
To była jedna z najkorzystniejszych decyzji, jakie podjęłam w życiu zawodowym. Nadal jestem tą samą osobą. Staram się być pomocna, kiedy mogę, ale bronię też własnych interesów. I teraz nikogo to nie dziwi, bo nie stoi w sprzeczności z moją powierzchownością. Nie do wiary, że zmiana tylko jednego elementu we własnym sposobie bycia przynosi tak rezultaty.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze