Jak zabić małżeństwo?
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuTo proste – zamieszkać z teściami. Rzecz nie w tym, że każda teściowa to stereotypowa hetera, a synowa zawsze jest aniołem wcielonym. Jednak dorośli ludzie, jeśli chcą stworzyć związek i własną rodzinę, powinni mieszkać sami. W przeciwnym razie – po co w ogóle się pobierać?
Kasia (26 lat, tłumaczka z Gdyni):
— Podstawowy argument był taki, że jesteśmy jeszcze na studiach i musimy oszczędzać. Rodzice Tomka mają dwupiętrowy dom, który od początku budowali z myślą, że któreś dziecko z nimi zostanie. Starsza siostra męża wyjechała do Anglii, więc padło na nas. Coś tam przebąkiwaliśmy, że po skończeniu studiów poszukamy czegoś swojego, ale te plany były niesprecyzowane. Przed ślubem poznałam przyszłych teściów – wydawałoby się – dobrze.
Mieliśmy własną łazienkę, kuchnię, trzy pokoje i osobne wejście. Większość koleżanek, mieszkających w wynajętych kawalerkach, bardzo mi zazdrościła. Do czasu. Na początku uwagi teściowej były subtelne – a to źle przyprawiłam obiad, a to nieodpowiednio rozwiesiłam pranie. Bo choć teoretycznie mieliśmy oddzielne mieszkanie, to przychodziła, jak sama z uśmiechem to określała, „na kontrolę”.
Moi rodzice mieli partnerski związek – oboje gotowali i sprzątali, w zależności od tego, kto miał czas. A tu się nagle okazało, że tylko ja jestem odpowiedzialna za porządek w mieszkaniu i wyprasowane koszule Tomka. Mimo że studiowałam i pracowałam, tak samo jak on, to ja byłam krytykowana za wygląd mieszkania. Czułam się jak w środku książki z kawałami o teściowej. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam Tomka, czy możemy się wyprowadzić. Nie chciał – w końcu jemu było wygodnie.
Marek (32 lata, nauczyciel z Lublina):
— Jesteśmy ze sobą już sześć lat, mamy dwie córeczki. Postanowiliśmy wybudować dom, bo dwupokojowe mieszkanie było za ciasne. Sprzedaliśmy je, żeby mieć wkład własny do kredytu. Na czas budowy mieliśmy się wprowadzić do rodziców Oli, mojej żony. No i się zaczęło. Poczułem się jak cofnięty w czasie przez jakąś nieznaną, złośliwą siłę. Byłem jak dziesięciolatek, któremu można ciągle robić uwagi, a on ma siedzieć cicho. Okazało się, że źle wychowujemy dzieci, za często wychodzimy do kina, za późno wstajemy w weekendy, mamy za mały samochód, a ja chodzę za głośno. Przez konflikty z rodzicami zrobiliśmy się oboje bardzo nerwowi, krzyczeliśmy na siebie i na dzieci.
Ale wiesz co? Nie mam pretensji do rodziców Oli – to już starsi ludzie, którzy mają prawo do swoich przyzwyczajeń. Mogą nie lubić krzyków dzieci i nie mają obowiązku się nimi opiekować, gdy my chcemy gdzieś wyjść. To my popełniliśmy błąd wprowadzając się do nich. Teraz wynajmujemy mieszkanie – choć to trochę kosztuje, jakoś wytrzymamy do zakończenia budowy. No i możemy spać w soboty do południa. A teściów odwiedzamy raz na dwa tygodnie.
Urszula (52 lata, kadrowa z Wrocławia):
— To trochę niestereotypowe, ale wcale nie nalegałam, żeby córka z mężem zamieszkali z nami. Wiem, że dużo jest tego typu nadopiekuńczych rodziców, my jednak do nich nie należymy. Ale cóż – Marta i jej chłopak, jak to się mówi, wpadli. Oboje mają po dwadzieścia lat, studiują i sami by się nie utrzymali. Oddaliśmy im jeden pokój w swoim mieszkaniu i obiecaliśmy, że będziemy im pomagać.
Kiedy urodziła się Julka, okazało się jednak, że młodzi rodzice zachowywali się tak, jakby nic się nie zmieniło, jakby nadal byli tylko beztroskimi studentami, a nie rodzicami malutkiego dziecka. Dużo imprezowali. Dominik miał iść do pracy i przenieść się na zaoczne, ale jakoś mu się odechciało. Żadna praca nie była godna, by się nią skalać. Nasza córka nie okazała się niestety lepsza. Wytrzymaliśmy dwa miesiące. W końcu wyrzuciliśmy ich. Sąsiedzi i rodzina patrzyli na nas z oburzeniem, że jak to — swoje dziecko i wnuczkę na zmarnowanie dać, do wynajętego pokoju? Ale okazało się, że czasem tak trzeba. Dominik po tygodniu znalazł pracę.
Kasia potwierdza:
— Lepiej jest mieszkać na początku w wynajętej kawalerce, niż mieć sto metrów u rodziców. Moje koleżanki, które tak zaczynały, nadal są ze swoimi mężami. Niektórym udało się już kupić mieszkanie. A ja? Też dzisiaj mieszkam w kawalerce. Sama.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze