Wszyscy jesteśmy zakupoholikami
EWA PODSIADŁY • dawno temuUzależnienie od robienia zakupów, zwane zakupoholizmem, uznaje się za znak naszych czasów. Dla wielu z nas zaopatrywanie się w nowe rzeczy to obowiązek i sposób na życie. Tak naprawdę to nie tylko domena wąskiej grupy kobiet – wszyscy jesteśmy zakupoholikami i często nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Zazwyczaj zaczyna się niewinnie – promocja wydaje się na tyle atrakcyjna, że żal z niej nie skorzystać. Na początku kupujemy coś, bo myślimy, że dana rzecz nam się przyda (zresztą za „taką” cenę!). A potem jest już coraz łatwiej – zaopatrujemy się w całą masę niepotrzebnych rzeczy, które zaczynają zalegać na półkach i gdy zsumuje się ich wartość, okazuje się, że wcale nie były takie tanie. W zakupoholizm wpaść można bardzo łatwo. Niestety, znacznie trudniej jest wydostać się z nałogu. Zwłaszcza kiedy w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, że już się uzależniliśmy.
Badania nie pozostawiają złudzeń – niemal każdy z nas choć raz w życiu całkowicie stracił głowę i kontrolę podczas zakupów. Według Ośrodka Badania Opinii Publicznej TNS OBOP prawie trzy czwarte społeczeństwa robi nieplanowane zakupy. Odsetek „chwilowych zakupoholików” jest znacznie wyższy wśród młodych ludzi. Polaków między 15. a 19. rokiem życia, którzy wpadają w nieplanowany wir robienia zakupów, jest blisko 90 proc. Oznacza to, że zwykle kupujemy pod wpływem impulsu. I najczęściej są to rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebujemy. Nasz zakupoholizm jest nierzadko efektem przemyślanych, marketingowych posunięć, nad którymi pracuje cały sztab specjalistów. Przykład? Kiedy bez opamiętania wrzucamy do koszyka rzeczy, jakich tak naprawdę nie mieliśmy zamiaru kupić, zazwyczaj sięgamy po artykuły znajdujące się w zasięgu naszej ręki – np. przy kasie. Nierzadko nabieramy się również na zaskakująco niską cenę. Prawie 60 proc. respondentów przyznaje, że właśnie nieduży koszt produktu jest głównym argumentem decydującym o tym, czy kupujemy daną rzecz. Zazwyczaj jednak nie zdajemy sobie sprawy, że wybierając te tanie jak barszcz artykuły, najczęściej na tym tracimy. Normą jest podnoszenie cen przez markety w okresie wzmożonego ruchu, np. w święta. Obniżka z 200 zł na 100 zł wydaje się nam piekielnie atrakcyjna. Jednak w ciągu roku rzekomy produkt kosztuje znacznie mniej, a cena wyjściowa, która zostaje obniżona, jest w praktyce zupełnie przeciętna. A my korzystając z takiej promocji, wcale nie ubijamy świetnego interesu.
– Nauczyłam się już, że te wszystkie sztuczki i triki, jakie stosują głównie wielkie sklepy, mają tylko na celu wyciągnięcie jak największej ilości pieniędzy z naszych portfeli. Kiedyś zwróciłam uwagę na obniżkę ze 199,90 zł na… 199 zł! Nie wiem, czy to była pomyłka, ale zakładam, że nie, bo pierwotna kwota była napisana maczkiem i pewnie niewielu klientów w ogóle zwróciło na nią uwagę – opowiada Marta, 24-letnia radomianka. Jednocześnie dodaje, że przez promocje i niesamowitą różnorodność artykułów wpadnięcie w zakupoholizm jest naprawdę dziecinnie proste. – Kiedyś dość często wpadałam w wir zakupów. Wrzucałam do koszyka całą masę rzekomo tanich, ślicznych i atrakcyjnych rzeczy. Wydawało mi się, że wszystko mi się przyda i że takiej promocji nie mogę przepuścić. Gdy nie zaglądałam do sklepów nawet w drodze z pracy do domu, miałam poczucie, że omija mnie jakaś świetna okazja albo atrakcyjna wyprzedaż. Czy to nie zakupoholizm? Pewnie tak. – podsumowuje Marta.
Czy zakupoholizm (przede wszystkim ten nieświadomy) jest powodem do obaw? Tak, jeśli się pogłębia. Bo skończyć z niekontrolowanymi zakupami w dzisiejszych czasach nie jest łatwo, zwłaszcza gdy z roku na rok poprawia się standard naszego życia. Wielu z nas ochłonęło i zaczęło ostrożniej wrzucać produkty do koszyka po tym, jak do naszego kraju dotarło magiczne słówko „kryzys”. Wszyscy zacisnęliśmy pasa. Ale gdy sytuacja ekonomiczna i finansowa się uspokoiła, a nasze portfele przestały świecić pustkami, znowu zaczęliśmy pozwalać sobie na więcej. Według badań przeprowadzonych przez TNS OBOP, 75 proc. polskiego społeczeństwa stara się kupować produkty o wysokiej jakości. Jednocześnie z roku na rok rośnie odsetek osób stawiających na jakość po przystępnej cenie – od 61 proc. w roku 1994 do 69 proc. obecnie.
Co ciekawe, w ostatnim czasie znacznie wzrosło znaczenie marki produktu. Co trzeci Polak deklaruje, że woli nie kupować niczego, niż zakupić produkt nieznanej marki. TNS OBOP pokusił się nawet o stwierdzenie, że marka pełni bardzo ważną rolę w decyzjach zakupowych i jej faktyczne znaczenie oraz waga są znacznie większe niż konsumenci są to w stanie przyznać. Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko – produkty markowe, kiedyś uważane za luksusowe i dostępne tylko dla zamożnych ludzi, dziś stają się osiągalne dla coraz większej części społeczeństwa. Zwłaszcza że pojęcie marki się zdewaluowało. Supermodelka Cindy Crawford sygnuje swoim imieniem i nazwiskiem kolekcję obuwia w sieci sklepów Deichmann. Podobnie zrobiły dziewczyny z zespołu Sugababes. Okazuje się, że wcale nie są to produkty drogie, dlatego chętnie je kupujemy – i czujemy się z tym bardzo dobrze.
Zakupy wpływają również na nasze samopoczucie. Kupując rzeczy, które polecane są przez celebrytów, a których ceny nie odczuliśmy boleśnie, mamy poczucie, że żyjemy na niezłym poziomie. Zaczynamy nawet twierdzić, że nasze zarobki są nie najgorsze. A może nawet są całkiem niezłe? I z takim nastawieniem chętniej wybieramy się na zakupy. Bo przecież nie zbiedniejemy, gdy kupimy tę bluzkę, tamtą książkę albo wymienimy kanapę na nową… Czy to już zakupoholizm? Jeśli w twoim domu zalegają produkty, których tak naprawdę nigdy nie potrzebowałaś, a na półce stoi rządek książek, z których zdążyłaś przeczytać tylko jedną – lepiej zamiast do sklepu idź na spacer.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze