Strachy na lachy
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPrzełom października i listopada jest czasem upiorów. Wychodzą i udają dzieci. Wróżymy z fusów, wosku, być może także z wnętrzności. Lubię Halloween i staram się uczestniczyć w celebracji tego sympatycznego święta, jeśli tylko mam okazję. Napisałem kilka książek, w których zjawiska nadnaturalne odgrywały wiodącą rolę, a jednak jestem przekonany, że duchy nie istnieją.
Przełom października i listopada jest czasem upiorów. Wychodzą one i udają dzieci. Wróżymy z fusów, wosku, być może także z wnętrzności, czerpiąc przykład z naszych mądrych przodków. Niewątpliwie zdjęcie rentgenowskie nadawałoby się na materiał do czytania przyszłości, zwłaszcza gdyby obejmowało wątrobę.
Niezwykle lubię Halloween i staram się uczestniczyć w celebracji tego sympatycznego święta, jeśli tylko mam okazję. Gdyby brakowało innych trosk, zapewne bym się martwił, że Halloween przyjmuje się tak opornie. Fakt, przyszło z Zachodu, ale Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy także nie wymyślili Władysław Herman z Sieciechem.
A potem czytam sobie o ciężkich milionach, które ludzie zostawiają u wróżek i innych szarlatanów, rozmawiam z inteligentnymi ludźmi, ujawniającymi zaskakująco naiwną wiarę w horoskopy. Ten widział upiora, tamtemu przypomniało się życie przeszłe, egzorcystów przybywa i dziwnym trafem mają ręce pełne roboty. Mógłbym napisać, że świat oszalał i tkwimy w ciemnogrodzie. Niemniej, nie napiszę.
Może to dziwne – napisałem kilka książek, w których zjawiska nadnaturalne odgrywały wiodącą rolę, a jednak jestem przekonany, że duchy nie istnieją, tak samo jak nie można przewidzieć przyszłości, lewitować, czy też być w czterech miejscach jednocześnie. Brak mi wiary w realność opętania, przynależącego raczej do uniwersum horroru a nie twardych faktów. Mógłbym wyliczać dalej, tylko po co? Chodzi mi tylko o to, że zabawy halloweenowe cieszą, bo są niczym więcej, jak właśnie zabawą.
Znam oczywiście ludzi, którzy nie podzielają mojej opinii. Kolega widział duchy stereo i w kolorze, podpisywał z nimi pakty i przyjmował obietnice, następnie poszedł w kaftany i został w nich tak długo, aż nowe psychotropy zaczęły działać. Inny znów podróżował poza ciałem, zdając mi szczegółowe relacje z tych fascynujących wycieczek. Dziwnym trafem, wyprawę ku astralom poprzedzał spacerek po lesie, gdzie rosły halucynogenne psiary. Jeszcze inni gromadzą wiedzę tajemną, kombinując jakby tu dostać się na drugą stronę. Wreszcie, wielokrotnie wspominany tutaj, serdeczny mój ziomek prowadził magiczne przedsiębiorstwo, zajmując się rzucaniem klątw, zdejmowaniem tychże, działając w zgodzie przynajmniej z sześcioma szkołami nowoczesnej magii. Przynajmniej na tym się dorobił.
Trochę dziwnie czuję się z tym swoim sceptycyzmem, gdyż, patrząc historycznie, jestem w mniejszości. Żeby tylko! Mieszczę się w błędzie statystycznym błędu statystycznego. We wróżby i upiory wierzono od początku ludzkości. Wywołajcie proszę ducha Adolfa Hitlera i zapytajcie go, ile forsy zostawił u jasnowidzów. Gdy armia niemiecka podeszła pod Moskwę Józef Stalin, zakamieniały sceptyk i nieprzyjaciel religii, wsadził w samolot świętą ikonę. Krążyła nad miastem, żeby je ochronić zgodnie z jakąś tam przepowiednią.
Są i inne przykłady. Dobiegająca osiemdziesiątki babcia mojego przyjaciela regularnie widuje duchy. Wpadają do niej z wizytą, jak nie przymierzając do Williama Blake’a. Siada takie widmo przy stole, mówi co dobrego, gapi się bezmyślnie, a potem rusza w swoją stronę. Trudno mi to wytłumaczyć: wierzę, że ta urocza staruszka naprawdę je widuje, ale duch istnieje tylko w jej głowie. Jest szczególnym rodzajem wspomnienia.
Skoro niesamowitość istniała z ludźmi tak długo, jak ludzie istnieją, to nic dziwnego, że nie chcemy się jej pozbyć. W gruncie rzeczy nie ma żadnego powodu po temu. Stąd Halloween i wiele, wiele innych zjawisk, których mamy zatrzęsienie, zwłaszcza jesienią.
Czy można się pożegnać z tak potężną tradycją?
Albo inaczej, czy wolno odmawiać jej słuszności? Nie sądzę. Wiara w duchy jest błędną interpretacją głęboko prawdziwej intuicji. Chętniej też uwierzę przyjacielowi upiorów niż człowiekowi kierującemu się rozsądkiem.
Z reguły, krytyka wiary w duchy i inne cuda dokonuje się z pozycji racjonalnych. Gdybym miał zostać racjonalistą, wolałbym już chodzić do tych nieszczęsnych wróżek i czekać na upiora pod cmentarną bramą. Innymi słowy, wiara w rozum jest najgłupszą rzeczą, jaką rozum mógł wymyślić. Rozum w człowieku rozsypuje się pierwszy. A świat nie podlega żadnej logice.
Dlatego uważam, że ludzie wierzący w zjawiska nadnaturalne obrali słuszny kierunek, lecz pobłądzili w swojej podróży. Dlaczego idę do wróżki? Ponieważ chcę, aby odsłoniła mi kawałek przyszłości, umożliwiła poznanie niepoznawalnego. Wywołuję ducha, gdyż chciałbym dowiedzieć się tego i owego o życiu pozagrobowym, ewentualnie mam palącą potrzebę porozmawiać ze zmarłą ciocią. Różdżkarz ma mi znaleźć wodę. I tak dalej.
Te wszystkie działania mają na celu obłaskawienie niesamowitości. To trick, za sprawą którego przestanie ona być niesamowita. Będę wiedział co mnie czeka (także po śmierci), zaś cwaniaczek z badylem wskaże, gdzie powinienem kopać studnię. Jeśli przeholuję z tymi zabawami, przyjdzie ksiądz i wypędzi ze mnie demony, których zapewne trochę się nazbierało.
Niestety, tak nie będzie. Bardzo mi przykro.
Głęboko wierzę, że świat jest naprawdę nieprzeniknioną tajemnicą. Nie sposób rozpoznać praw nim rządzących. Chcesz znaleźć cel dla siebie, dla ludzkości może? Próżny trud. Powodzenia, kolego. Nie wiemy, po co tu jesteśmy, czy w ogóle po coś, ani dokąd zmierzamy. Logika niektórych wydarzeń sugeruje istnienie jakiegoś planu, czemu inna okoliczność natychmiast zaprzeczy. Wszystko jest ciemne, poskręcane i nieodgadnione. W tym sensie wiara w duchy i inne małe niesamowitości jest niezdarną, głupią próbą wygaśnięcia wielkiej Niesamowitości.
A to się nikomu nigdy nie uda.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze