Zbigniew Zapasiewicz - o aktorstwie, ale nie o życiu prywatnym
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuUrodził się 13 września 1934 roku w Warszawie. Jest jednym z najwybitniejszych powojennych aktorów i reżyserów polskich. Pochodzi z rodziny związanej z teatrem, jest siostrzeńcem aktora Jana Kreczmara i reżysera teatralnego Jerzego Kreczmara. Zanim zdał do warszawskiej szkoły teatralnej, przez rok studiował na Wydziale Chemii Politechniki Warszawskiej. W latach 1952-1956 był studentem Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Od 1966 roku występuje i reżyseruje głównie na deskach Teatru Dramatycznego.
Jest pan sumiennym pracownikiem, podobno opuścił pan tylko jedno przedstawienie z powodu choroby.
Może były cztery.
Czy w wieku nastoletnim pomyślał pan choć przez chwilę, że będzie aktorem?
Do znudzenia odpowiadam na to pytanie. Czterdzieści lat mówię o tym samym.
Pytam o to dlatego, że dla mnie to nieprawdopodobne: nieśmiały, skryty chłopiec instynktownie wybiera aktorstwo.
To jest bardzo częsty wypadek. Człowiek zamknięty ma większą konieczność wypowiedzenia się. Natomiast człowiek otwarty na świat, wesoły, bawidamek nie ma żadnej tajemnicy.
Jak bardzo aktorstwo zmieniło pana osobowość?
Jestem bardziej otwarty na ludzi w życiu prywatnym.
A czy to było trudne?
Dla mnie było trudne. Miałem kłopoty w kontaktach z ludźmi, ten zawód spowodował, że umiem z nimi rozmawiać. Po tylu zagranych rolach, widzę ostrzej motywację ludzi w życiu.
Zdarza się panu grać w życiu prywatnym role?
Świadomie nigdy nie używałem na zewnątrz żadnych atrybutów swojego zawodu.
Potrafi pan wyczuć nienaturalność?
Ludzie są niesłychanie dziwni, niekonwencjonalni, zwracają uwagę swoim zachowaniem i to nie znaczy, że jest to nienaturalność.
Kiedyś na scenie z pana ust padły słowa: “gdzie talent i sztuka, tam nie ma ani samotności, ani chorób, ani starości.”
Choroby i starości nie ma, samotność jest straszna. Doskwiera ona ludziom, którzy serio traktują artystyczny zawód, ponieważ maleńki procent tego, co założą dochodzi do publiczności. Dziś ludzie na aktorów patrzą jak na znajome typki, które zawsze grają to samo.
Czy samotności może pomóc towarzystwo kobiet?
Co to znaczy kobiet? Nie ma różnicy między kobietą a mężczyzną, oprócz budowy. Ważne jaki człowiek jest pod spodem.
Czy zdarzyło się panu instynktownie powiedzieć o którymś ze studentów, że będzie z niego świetny aktor?
Tak, ale mogę się bardzo pomylić, bo jak słusznie powiedział nieżyjący Aleksander Zelwerowicz (wielki pedagog): “o tym, czy się jest aktorem, mężczyzna wie po dziesięciu latach pracy, a kobieta po pięciu”.
Dlaczego?
Bo dopiero wtedy zyskuje pewien bagaż doświadczeń, które może sprzedać.
Ale dlaczego kobieta wcześniej?
Kobiety dojrzewają szybciej, taka jest ich biologia.
Proszę wypowiedzieć się na temat wprowadzania do filmu gwiazd muzyki, ludzi niezwiązanych z aktorstwem: Kasi Kowalskiej, Justyny Steczkowskiej, Andrzeja Piaska Piasecznego.
Niech pani mi da święty spokój, pani rozmawia z aktorem, a nie panienkami, które są przypadkowo wzięte i spełniają inny zawód. One nie mają nic wspólnego z aktorstwem.
Ale grają.
Szanuję je, ale jako osoby zajmujące się muzyką.
Natrętność reklam, agresja filmów w telewizji i kinie sprawiają, że ludzie tęsknią za delikatnością. Zgadza się pan z tym?
Mam wrażenie, że bardzo. W Teatrze Współczesnym wystawialiśmy sztukę “Adwokat i Róża”. Jest to delikatny utwór, a graliśmy go już setny raz przy pełnej sali. Opowiada on o wielkiej kulturze ludzi, którzy rozstrzygają problemy: zdrady i miłości w sposób taktowny, bez przekleństw, brutalności, strzelania i mordobicia. Czechow pierwszy spostrzegł, że ludzie ze sobą rozmawiają i nie mogą się porozumieć.
Cecha charakteru, którą pan ceni w sobie najbardziej i ta, której pan nienawidzi.
Nie odpowiadam na pytania na temat mojego życia prywatnego.
To jest pytanie o życie prywatne?
Tak. Wy dziennikarze chcecie ode mnie coś wyciągnąć, żeby to później wykorzystać. Nic wam nie powiem, moje życie jest tajemnicą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze