Wszyscy mówmy: kocham cię
REDAKCJA • dawno temu„Kocham cię” to znaczy jesteś fajna, ok, dobra, piękna, wyjątkowa, niezastąpiona, mądra, a ja też jestem super, bo cię spotkałem/am, urodziłam, mam przy sobie. Uważam, że trzeba powtarzać to słowo jak katarynka, bo poprawia humor nie tylko adresatowi, ale i nadawcy.
Zauważyliście, że my w naszej kulturze, podobno uczuciowej i sentymentalnej, nie boimy się żadnych słów z wyjątkiem jednego? Emocjonalnie lub w ogóle bez powodu, jakby żartem, powtarzamy – nienawidzę cię, zabiję cię, dupa (i inne części ciała), o królewskim słowie na „k” nie wspominając.
Młodzi zakochani klepią się po tyłkach i stawiają sobie browar. Ci nieco starsi wlepiają niewidzący wzrok w przestrzeń wypełnioną drugą osobą lub poszczekują i powarkują na siebie. Kiedy widzę ludzi bardzo objętych, przytulonych, uśmiechniętych bez powodu, to z bliska okazuje się, że to cudzoziemcy, zadbani, zadowoleni, optymistyczni Hiszpanie, Włosi, Amerykanie (nie, tego nie można poznać po wyglądzie, nie wszyscy Latynosi są śniadymi brunetami).
Zastanawiam się, dlaczego wychowujemy kolejne pokolenia w taki sposób, aby miłość była słowem i zjawiskiem tabu. Miłości nie wolno manifestować ani o niej mówić, chociaż jest tematem i potrzebą numer jeden dla każdego człowieka. Czemu nie wolno? Żeby nie zapeszyć?
W Amerykańskich filmach wszyscy się non stop „kochają”. Rodzice mówią to dzieciom, mężowie żonom, i vice versa, nawet kolega koledze w pracy (nie geje). Artysta mówi publiczności, że ją kocha, a publiczność trzyma transparenty, że kocha artystę.
My się z tego śmiejemy. Uważamy, że to puste słowa, nieprawdziwe, konwencjonalne, że to tani chwyt. Że miłości nie dowodzi się słowem, lecz czynem, a wzdychający romantyzm to ściema i przeżytek, nikt tak sztucznie nie doznaje emocji.
Może i mówienie „kocham” jest wyuczone. Ale jaka to skuteczna lekcja! Wiadomo już od dawna, jak ważna jest dla rozwoju, samopoczucia i wydajności człowieka AFIRMACJA. O ile lepiej działają pochwały niż besztanie i bluzgi. A czy istnieje piękniejszy komplement niż „kocham cię”? Żaden nie przychodzi mi do głowy. I wierzę, że człowiek, który od urodzenia słyszy takie „kocham” kilka razy dziennie, jest po prostu lepszy. To słowo niesie go w górę i do przodu. Rzeźbi zwycięzców, optymistów, ludzi uśmiechniętych jak głupi do sera i pełnych wiary w siebie.
Nie rozumiem, dlaczego w naszych uszach brzmi fałszywie, przesadnie, ckliwie. Mówimy czasem – jak się to klepie w kółko, to traci wartość, przecież on/ona i tak dobrze wie, że jego/ją kocham… Czy aby na pewno? Czy miłość jest zła? Nie sądzę. A może nie istnieje? Tego nie wiem. Uważam, że trzeba powtarzać to słowo jak katarynka, bo poprawia humor nie tylko adresatowi, ale i nadawcy. „Kocham cię” to znaczy jesteś fajna, ok, dobra, piękna, wyjątkowa, niezastąpiona, mądra, a ja też jestem super, bo cię spotkałem/am, urodziłam, mam przy sobie.
Nawet psu lepiej powiedzieć krótko i węzłowato „kocham cię!” niż „do nogi!”. Rezultat będzie identyczny, ale za to świat — o wiele piękniejszy. Czego tu się wstydzić?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze